niedziela, 14 sty 2007 Manila, Filipiny
ozdobne tablice rejestracyjne
Najpierw musimy dostać się do HK, a więc na granicę do Shenzen. Po dziewięciu i pół godzinie jazdy autobusem (132Y) przyjeżdżamy na stację autobusową Fution. Stąd metrem (linia zielona) jedziemy aż do stacji końcowej Luo Hu (4 Y), gdzie znajduje się przejście graniczne do Hong Kongu - Lu Wu.
Tu jest wielkie centrum handlowe (od ilosci towarów można dostać oczopląsu a od naganiaczy oszaleć), stacja autobusowa oraz przejście na drugą stronę. Odprawa przebiega bardzo sprawnie i po drugiej stronie wsiadamy w pociag aby przejechać jedną stację (20 H$) do Sheung Shui i tu wsiaść w autobus, który zawiezie nas już bezpośrednio na lotnisko (A 43 - 28 H$). Ruch na granicy mimo późnej pory jest bardzo duży. Niemniej odprawa odbywa się bardzo sprawnie. Mamy szczęście, bo okazuje się, że jedziemy ostatnim autobusem (22.30).
Lotnisko o tak późnej porze, a jest już koło północy, jest prawie puste. W ramach oszczędności postanowiliśmy nie nocować ani w Shenzen, ani w HK. Na tyłach sektoru A znajdujemy puste ławki, gdzie nawet można się wygodnie rozłożyć. Oparcia pod ręce są co drugie siedzenie i nogi mieszczą się pod nimi bez problemu. Nie jest nawet zbyt głośno tylko trochę chłodnawo. Obok jest barek czynny całą dobę z 3 darmowymi komputerami ale jak się okazuje to nic nie jest za darmo, bo najpierw trzeba kupić kawę (od 23 H$ wzwyż) i dać kaucję 100 H$ za mysz (1H$=7,2Y).
Następnego dnia rano zjadamy na śniadanie zapasy zabrane z domu, robimy sobie kawę (wrzątek można dostać bez problemu) i po 9-ej jesteśmy już po odprawie.
dziewczynka ze swoim straganem
Ponieważ mamy ze sobą yuany, probujemy zasięgnąć języka czy lepiej wymienić je na lotnisku, czy w Manilii. Na szczęście udaje mi się znaleźć jakąś Filipinkę, która doradza aby uczynić to na Filipinach.
Punktualnie o 11-ej wylatujemy z HK i w niecałe 2 h jesteśmy w Manilii (960 Y). Po odprawie paszportowej odbieramy bagaże i udajemy się w kierunku wyjścia. Okazuje się, że pieniądze możemy wymienić już w pierwszej hali przylotów, ale po przejsciu całej odprawy, przy wyjściu z lotniska jest sporo banków a kurs jest jeszcze lepszy.
Taksówki, ktore stoją przed samym wyjściem są bardzo drogie, toteż kierujemy się kawałek dalej i łapiemy taryfę za 150 P (1 $ = 48.50 P). Oczywiście kierowca początkowo chce dużo więcej ale my się nie dajemy oszwabić.
Przejazd do hotelu trwa około 0.5 h. Zatrzymujemy się w Friendly's GH w dzielnicy Malate. Mamy tu zarezerwowane łóżka w dormitorium (250 P od osoby). Hotelik jest bardzo przyjemny, czysty (ok 40 łóżek), jest kuchnia, kawa i herbata za darmo, można kupić napoje i skorzystać z internetu (1 h - 30 P).
Po południu ruszamy w miasto. Ulice w niedzielne popołudnie są raczej pustawe, w oczy rzucają się jeepney'e (połączenie jeepa z busem). To charakterystyczny środek transportu na Filipinach, tani i zatrzymujący się wszędzie a do tego ozdobiony niczym pakistańskie ciężarówki.
Na każdym kroku kantory, stragany ze słodyczami, bananami w cieście, papierosami (b. tanie i są też na sztuki), obranymi mango z solą lub sosem rybnym (25 P). Są też małe jadłodajnie serwujące lokalne jedzenie, takie jak: owoce morza, różne mięsa i oczywiście ryż. Wszyscy popijają produkowane na Filipinach piwo San Miguel (23 P). Zwiedzamy też wielkie centrum handlowe Robinson, znajdujące się niedaleko naszego hotelu. Tu dosłownie można dostać oczopląsu od ilości oferowanego towaru, a prawie na każdym piętrze restauracje i kafejki kuszą zapachami. Ceny są dosyć przystępne. Zresztą cała dzielnica obfituje w różne restauracje (japońskie, chińskie, koreańskie, włoskie, itd.) Oprócz tego znajdziemy tam również wszędzie obecne fastfoody.
Filipińczycy są niezwykle przyjaźnie nastawieni do turystów, zawsze uśmiechnięci, pomocni, wszyscy mówią po angielsku i chętnie dają się fotografować. Miasto nie jest za czyste, często czuć w powietrzu urynę i śmieci walają się po chodnikach.