Filipiny i Sabah

Domek jest położony na samej plaży, trochę kamienistej, niestety trochę zabrudzonej i zniszczonej przez huragan, z ciemnym piaskiem. Domek ma nawet łazienkę i taras. Jest tu bardzo sympatycznie poza komarami, które tną wieczorem niesamowicie i jakimiś pchłami niedającymi nam spać w nocy. Jeszcze tego wieczoru urządzamy kąpiel w morzu (jest bardzo słone - Sibuyan Sea).

Szukając czegoś do zjedzenia natrafiamy na lokal, w którym jest trochę lokalsów (reszta lokali jest pusta a to ze wzgl. na huragan) i gra zespół złożony z samych dziewcząt. Przysiada się do nas jakiś gej i próbuje naciągnąć nas na piwo i proponuje Arturowi dziewczyny. Nie dajemy się namówić i po chwili znikamy.

Roxas nie ma wiele do zaoferowania i właściwie turyści się tu nie zatrzymują. Jest to tylko punkt przesiadkowy z wyspy Mindoro na Panay. Samo miasteczko jest bardzo małe, ale ciekawy jest tu targ i dobre oraz tanie lokalne jedzenie. Udaje nam się też zaliczyć szkołę podstawową - niezłe doświadczenie!!!

Niedaleko Roxas (26 km) znajduje się wioska Manguyan, której mieszkaący jeszcze kilka lat temu chodzili w przepaskach na biodrach, położona w górach. Jedziemy tam Tricycklem (motor połączony z małą kabiną dla pasażerów - wygląda to jak w wesołym miasteczku) częściowo w kabinie a częściowo na dachu wzbudzając zdziwienie mijanych po drodze mieszkańców i kierowców. Ale wszyscy nam machają i uśmiechają się. We wsi zwiedzamy szkołę, gdzie możemy fotografować do woli natomiast dorośli najczęściej odwracają się tyłem lub nas ignorują. Najwyraźniej nie są zainteresowani kontaktem ze światem zewnętrznym.

Następnego dnia rano mamy w planie przeprawę promem na wyspę Panay do Caticlan, ale okazuje się, że prom nie przypłynął i musimy czekać aż do 12ej na następny statek. Jest to dla nas spora strata czasu i aby ją jakoś zapełnić spędzamy czas na internecie. Przeprawa do Caticlan trwa 4h (330P + 15 opłata portowa). W czasie drogi większość pasażerów śpi lub czyta. Jest też niewielki bufet, w którym można też naładować baterie (20P).