sobota, 12 lis 2011 Warszawa,
No i stało się to, na co czekałam od stycznia. Wylądowałam w Hanoi. Mimo problemów z samolotem (dwie godziny opóźnienia na Okęciu) szczęśliwie, postawiłam stopę na lotnisku Noibai.
Przejazd z lotniska do Hanoi zajmuje ok. 1 godzinę taksówką. I pojawiła się Azja. Hanoi - miasto ulic.
Do dziś myślałam, że głośna jest Ameryka Południowa, ale w porównaniu ze stolicą Wietnamu to wręcz sanatorium. Tysiące skuterów na ulicach. Znacznie więcej niż we Włoszech. Po drogach pojazdy poruszają się intuicyjnie, właściwie żadne zasady ruchu drogowego nie obowiązują. Centrum miasta jest wręcz szalone. Głównie słychać klaksony. Kierowcy nie ustępują pieszym a zebry nie mają żadnego znaczenia. Po chodniku nie da rady przejść, ponieważ parkują skutery lub sprzedają jedzenie. I tu miłe zaskoczenie. Mimo (a może właśnie dlatego), przestrzegania zasad higieny (o jakichkolwiek normach unijnych nie wspomnę) jedzenie jest pyszne i niedrogie.
To mój pierwszy dzień w Wietnamie, więc dopiero rozglądam się. Ale zdążyłam zobaczyć już piękne rękodzieło i kupiłam naprawdę cudne kartki pocztowe. Wysyłam pocztówki z każdego miejsca, które odwiedzam, a było ich naprawdę sporo, ale tutejsze są najpiękniejsze. Jutro lecę do Kambodży, ale przed południem jeszcze Hanoi.