Tien-Szan - Z kroniki włóczykija
- autor: Sebastian Korniluk
- źródło: republika.pl/tur_gor/tienszan.htm
Rok 1992. Wyprawa do Kirgizji w Tien - Szan Zachodni. Kilometry pokonane w prażącym słońcu z 37 - kilogramowym plecakiem na grzbiecie. Jazda na koniach kirgiskich, przeprawy przez granie, przełęcze. Spotkania z jadowitym wijem - skolopendrą, przeżyte trzęsienie ziemi. Oto, czego tam doświadczyłem. Trzydzieści wspaniałych, niezapomnianych dni. Chwile, które pozostaną w pamięci do końca życia...
11.08.1992
DZIEŃ TRZECI - wtorek
Punktualnie o 11.00 jesteśmy w Moskwie. (...) Zostawiamy plecaki przy dworcu (...), a sami jedziemy zwiedzać miasto jednym z wielu autobusów wycieczkowych. (...) "Zaliczamy" pobieżnie Kreml, Arbat i Wagańkę, gdzie znajduje się grób Wysockiego. (...) Wracamy na dworzec. Tam siadam sobie na plecaku i zaczynam pisać kronikę wyprawy. Zastanawiając się nad kolejnym wersem spostrzegam małego kotka o jaskrawej, rudawo-pomarańczowej sierści, który podchodzi do mnie i włazi mi na kolana. Następnie zwija się w kłębek i zasypia. Po godzinie rusza w swoją drogę, a my zaczynamy się przygotowywać do odjazdu. (...) Ten etap podróży ma nas zaprowadzić do Dżambułu. Mamy jechać ok. 75 godzin i przebyć 4000 km. W pociągu dochodzi do drobnego incydentu z konduktorem, który nie daje się przekonać, że jesteśmy rodowitymi Rosjanami. Żeby zadowolić obie strony kupujemy wszyscy pościel i odstępujemy trzy miejsca (mieliśmy rezerwację na 20, a jedzie nas razem z grupą warszawską 17).
13.08.1992
DZIEŃ PIĄTY - czwartek
Za oknem już tylko step. Widać wielbłądy i pierwsze górki. Obok nas jedzie rodzina z Ałma-Aty. Babcia z dwoma wnukami. Młodszy, 5-letni, to Tiemrżan, a starszy Jerboł. Na dłuższych postojach do pociągu podchodzą miejscowe kobiety, które sprzedają artykuły spożywcze, skarpety z wełny owczej i wielbłądziej, wełnę wielbłądzią luzem, itp. (...) Kłąb wełny kosztuje od 100 do 200 rubli. (...) Minęliśmy stację Morze Aralskie. Co kilka godzin, gdy pociąg zatrzyma się na 20 - 30 minut, wychodzimy na zewnątrz. Sprzedają tam różne ciekawe rzeczy, np. gotowane raki czy suszone ryby. Kupiliśmy z ojcem arbuza (3 kg) za 25 rubli - w Brześciu kilogram kosztował 32 ruble. (...)
14.08.1992
DZIEŃ SZÓSTY - piątek
W wagonach bardzo dużo tubylców, sporadycznie jakiś w tiubitiejce (rodzaj nakrycia głowy - przyp. aut.). Za oknem nadal suchy step. Tylko czasem mignie coś zielonego przy większym zbiorniku wodnym. Od jednej z miejscowych kobiet dostałem narodową potrawę Kazachstanu - kurt. Jest to produkt mleczny, solony, w kształcie przypominający kluski i twardy. (...) Ludzie życzliwi, ciekawi. Pytają skąd jedziemy, dokąd, co w Polsce. (...) W Dżambule jesteśmy o 16.00 czasu moskiewskiego. Po wysłaniu listów nocujemy w parku razem ze zdziczałymi psami.
15.08.1992
DZIEŃ SIÓDMY - sobota
6.30 - (czas miejscowy - 2 godziny do przodu) odjazd terenowym ziłem w góry. Prawie cały czas jedziemy w kurzu, ukryci pod plandeką auta. Po drodze mijamy zaporę wodną z głową Lenina wykutą w skale. Koło zapory zlewają się dwie rzeki: Tałas i Kara-Bura (kara po kirgisku znaczy czarny). (...)
17.08.1992
DZIEŃ DZIEWIĄTY - poniedziałek
Idziemy z plecakami szturmowymi na lodowiec. Wychodzimy w 7 osób ok. 10.00. Trasa wiedzie doliną Czaryk-Sałdy aż pod szczyt o nazwie Czatkalskaja Użba (4436 m n.p.m.). Penetrujemy morenę boczną, omijając zdradliwe szczeliny i na wpół zamarznięte oczka wodne. Mimo upału jest dość chłodno. Zimno bije od lodu pod naszymi stopami. Wokół biało i duży odblask światła, co skłania nas do założenia gogli spawalniczych, chroniących oczy. Do obuwia przymocowujemy raki, gwarantujące przyczepność na śliskiej nawierzchni. Po kilku godzinach następuje powrót. O ile dojście od obozu do lodowca (ok. 4000 m n.p.m.) było dosyć męczące, o tyle droga powrotna (przynajmniej dla mnie) jest całkiem przyjemna. Razem ze Zbyszkiem i Jurą, jako że wracamy pierwsi o godz. 20.00, zaczynamy przygotowywać kolację. Kilkanaście minut po nas przychodzi Darek, a o 21.00 Krystyna z Olą, ojcem i ... Nurkułem. Nurkuł to Kirgiz, którego ojciec poznał dwa lata wcześniej, podczas pierwszej wyprawy klubu w Tien-Szan. Spotkali go teraz przez przypadek, gdy jechał nad Kara-Toko po sól dla owiec.
19.08.1992
DZIEŃ JEDENASTY - środa
O 9.05 czasu miejscowego otrzymaliśmy pierwszą dawkę wrażeń w postaci dobrze odczuwalnego trzęsienia ziemi. Miało ono podobno siłę 6 stopni w skali Richtera w epicentrum, jak mówili Kirgizi. Ziemia zaczęła nagle drżeć pod stopami, z gór poszły lawiny kamieni, a Kok-Kol zmętniało. Tubylcy twierdzili, że ostatnie trzęsienie było dość dawno temu. O 10.10 nastąpiła lżejsza powtórka, która zastała Krystynę i Olę w drodze nad jezioro Duana-Kol.
A już poprzedniego dnia na coś się zanosiło. Pies czabanów (pasterzy) wył przejmująco przez cały wieczór i pół nocy. I jak tu nie zgodzić się z tym, że zwierzęta mają szósty zmysł, niedostępny przeciętnemu człowiekowi... (...)
20.08.1992
DZIEŃ DWUNASTY - czwartek
(...) Po śniadaniu idziemy z ojcem po drewno. Przy tej okazji natykamy się na jadowite wije - skolopendry. W czasie pogoni za opałem uzmysławiam sobie, że żyje tu niemało zwierząt, chociaż są bardzo płochliwe. Wysoko w górach występuje niedźwiedź, pantera śnieżna (bars), świstak, suseł, wrończyk (ptak, który jako jedyny przelatuje Himalaje) oraz skolopendra, mnóstwo różnych owadów, ptaków i drobniejszych ssaków. W niższych partiach gór można spotkać żmije, wilki, skorpiony i czarne wdowy. Ogólnie najczęściej widuje się jaszczurki i niepylaki apollo. (...)
Ok. 19.00 nastąpiła zmiana pogody (padał deszcz, a przez moment nawet grad). Pod szczytami zrobił się "kocioł" i spadł śnieg. O 21.00 uspokoiło się.
22.08.1992
DZIEŃ CZTERNASTY - sobota
W nocy kilkakrotnie budzimy się z powodu zimna (temp. spadła poniżej 0 stopni). Rano w namiocie są autentyczne sople lodu - zamarznięta para z naszych oddechów. Otwieram oczy skostniały z chłodu, mimo że mam na sobie 2 pary skarpet, krótkie spodenki, dres, jeansy, koszulę, sweter, kurtkę i czapkę. Śniadanie gotujemy na maszynce i suchym spirycie. Obóz zwijamy o 10.30. Wchodzimy na przełęcz i grań Iszenkul. Trasa jest ciężka, wiedzie po piargach, śniegu, są elementy wspinaczki. Zejście długie po cholernych piargach. Za granią "łapie" nas deszcz i grad. Ładujemy plecaki i siebie pod folię i czekamy. Ok. 19.00 rozkładamy nocleg obok namiotu czabana. (...)
27.08.1992
DZIEŃ DZIEWIĘTNASTY - czwartek
(...) Po śniadaniu zwijamy obóz i o 10.00 wychodzimy. Po półgodzinnej wędrówce docieramy do pasieki. Kupujemy tam miód. Odpoczywamy chwilę. Obserwujemy, jak z pobliskiego drzewa zlatuje mnóstwo dużych zielonych szarańczaków. Litr miodu kosztuje 200 rubli. Następnie idziemy dalej. Po drodze pożywiamy się dodatkowo malinami, jabłkami i ałyczą (mirabelki). Cały czas idziemy wzdłuż rzeki Utur. Kilkakrotnie "łapią" nas przelotne opady deszczu. Niedaleko miejsca, w którym chcemy nocować spotykamy grupkę Kirgizów, wracających z wioski Afłatun (kołchozów o tej nazwie jest w sumie 7, więc nie wiadomo, z którego właściwie wracali). Ojciec i ja wymieniamy z nimi kołpaki (narodowe nakrycie głowy) na nasze czapki. (...)
28.08.1992
DZIEŃ DWUDZIESTY - piątek
(...) Jedziemy wynajętym gazem. Trasa wiedzie do miejscowości Karawan. Po drodze obserwujemy skutki wcześniejszego trzęsienia ziemi: zniszczone mosty, uszkodzone drogi itp. (...) Dalszy etap prowadzi nas przez granicę kirgisko - uzbecką do Namanganu. W Uzbekistanie widać mnóstwo sadów, winnic i pól bawełny. Do Namanganu docieramy o 17.30 (czas 2 godz. do tyłu). Zatrzymujemy się obok czajchany (po uzb.: pijalnia herbaty). (...) Kupujemy 7 porcji szaszłyków i siadamy przy stoliku. Nieopodal, przy innym stole, siedzą przy kuflu piwa Cyganie i cały czas nam się przyglądają. W końcu ciekawość zwycięża i podchodzą. Jedni chcą kupić rogi, inni zapraszają do domu lub częstują naswajem (narkotyk otrzymywany z rośliny czekendi). Po posiłku opuszczamy niepewne towarzystwo i zaczynamy myśleć o noclegu. Właściciel pijalni proponuje nam spanie w ogrodzonej części parku przy jego lokalu. Zgadzamy się, tym bardziej, że ściemnia się, nie wiadomo jak daleko jest hotel i po ile są pokoje. Kiedy już wszyscy zdążyli się przygotować do snu przychodzi ... milicja, która zabiera nas do siebie na komendę. Tam mamy szczegółowe przesłuchanie: skąd jedziemy, dokąd, w jakim celu, czy mamy wizy. W międzyczasie jeden z milicjantów przynosi trzy dynie melonowe i częstuje wszystkich obecnych. Komendant tłumaczy nam, że zabrali nas dla naszego dobra, ponieważ wokół dość jest podejrzanych typów i nocleg nie byłby bezpieczny. Po przegadaniu połowy nocy milicjanci odwożą nas i plecaki własnymi samochodami do hotelu i załatwiają nocleg po cenach dla krajowców. Dostajemy eleganckie pokoje z łazienką, radiem i telewizorem. Zasypiamy późno. TO JE AZJA !
03.09.1992
DZIEŃ DWUDZIESTY SZÓSTY - czwartek
Trzeci dzień jazdy pociągiem relacji Taszkient - Moskwa. Czas upływa na grach, jedzeniu, rozmowach i odpoczynku. Niedługo ujrzymy stolicę Rosji. Zbliża się koniec przygody. Za oknami zniknęły już stepy, pojawiła się roślinność europejska. Hasta la vista, Azjo!
Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!