piÄ…tek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
W drodze tramwajem na Victoria Peak
Wczesnym rankiem dotarliśmy do najbogatszego miasta Chin - Shenshen. Jeszcze w Babu, Gosia z pomocą chińskich studentów wypytała się dokładnie na jaki dworzec autobusowy przyjeżdżamy. Aby nam ułatwić życie sporządziła dodatkowo mapkę ułatwiającą dotarcie z dworca do granicy z Hong Kongiem. Wszystko początkowo się zgadzało. Był dworzec autobusowy, ruchliwa ulica przy nim, napowietrzna kładka, dróżka przy skarpie, ale nigdzie nie było stacji metra. Próbowaliśmy zapytać paru przechodniów a nawet policjantów, ale jak widać nawet w najbogatszym mieście Chin język angielski jest tak samo mało popularny jak suahili w Polsce. Na poszukiwania metra uciekły nam dwie godziny. Nic nie wskórawszy wróciliśmy na dworzec autobusowy. Krzyśka dopadł nastrój totalnego zniechęcenia. Usiadł z plecakami pod ścianą i postanowił że poczeka aż sprawa sama się wyjaśni. Nie miał najmniejszej ochoty dowiadywać się gdzie jesteśmy i jak dostać się do Hong Kongu. Po kolejnym kwadransie Aga ustaliła że dotarliśmy na jakiś zupełnie inny dworzec autobusowy, mieszczący się na peryferiach miasta. A miało być tak łatwo - pomyśleliśmy. Ostatecznie, autobusem miejskim dotarliśmy na dworzec autobusowy Luohu, skąd było już tylko kilkadziesiąt metrów do przejścia granicznego Lo Wu. Sprawna odprawa graniczna po obydwu stronach i znaleźliśmy się już w innym świecie.
Specjalny Region Administracyjny Hong Kong
Niby cały czas byliśmy w Chinach, ale jakby już innych, bardziej przyjaznych, bardziej zbliżonych do naszych oczekiwań.
Architektura na wsypie Hong Kong
Przede wszystkim byliśmy w anglojęzycznej części kraju. Do tej pory nie bardzo rozumiemy jak działa Specjalny Region Administracyjny Hong Kong. Od kiedy w 1997 roku flaga brytyjska została zastąpiona flagą CHRL oraz flagą Hong Kongu nastąpiły zupełnie nie jasne dla przeciętnego obcokrajowca zmiany. Hong Kong niby wrócił do Chin, ale pomiędzy obydwoma terytoriami funkcjonują normalne przejścia graniczne i obowiązek wizowy dla wielu nacji. Przeciętny mieszkaniec Chin nie ma możliwości wjechania do Hong Kongu w przeciwieństwie do przeciętnego mieszkańca Unii Europejskiej, który to z kolei w ogóle nie potrzebuje wizy, gdyż z jego punktu widzenia terytorium to jest zupełnie innym krajem niż Chiny. Inną dziwaczną rzeczą jest system monetarny. Walutą Hong Kongu jest dolar Hongkongu jednak co ciekawe w obiegu znajdują się trzy zupełnie różne zestawy banknotów emitowane przez trzy zupełnie różne banki. Mamy zatem banknoty produkowane przez: The Hongkong and Shanghai Banking Corporation Limited, Bank of China (Hong Kong) Limited oraz przez Standard Chartered Bank (Hong Kong) Limited. Wszystkie są produkowane jednocześnie i wszystkie są prawnymi środkami płatniczymi. Ot taka ciekawostka. Inną sprawą jest fakt, że na każdym rogu ulicy znajduje się bankomat, działający w międzynarodowej sieci bankowej czyli przyjazny dla obcokrajowców - zupełne przeciwieństwo tego z czym borykaliśmy się nie raz w pozostałych miastach kraju.
Riksze do wynajęcia
Chiny zobowiązały się utrzymać te i inne rozbieżności przez kolejne 50 lat, a co będzie później - czas pokaże.
Jeszcze na przejściu granicznym dopadł nas uśmiechnięty przedstawiciel izby turystycznej HK oferując bezpłatne mapki, foldery i służąc wszelkimi informacjami dotyczącymi noclegu i zwiedzania. Poinformował, że w każdą środę wstępy do muzeów są bezpłatne a jako że była to właśnie środa zachęcił do rozpoczęcia zwiedzania właśnie od muzeów. Czyż to nie miłe? Zupełnie jak w Europie i zupełnie inaczej niż w tradycyjnych Chinach. Pierwsze wrażenie doskonałe.
Kolejką podmiejską dotarliśmy do samego serca kontynentalnego Hong Kongu - Kowloon. Wysiedliśmy na stacji Tsim Sha Tsui i od razu podziemnymi, doskonale oznakowanymi przejściami skierowaliśmy się do głównej arterii miasta - Nathan Rd poszukując miejsca na nocleg. Gdy tylko opuściliśmy podziemia naszym oczom ukazał się dobrze znany z filmów obrazek, jak mało co kojarzący się właśnie z Hong Kongiem. Szeroka ulica z poupychanymi po obydwu stronach sklepami, chodnikami po brzegi wypełnionymi przechodniami oraz całą masą kolorowych, chińskich neonów. Jedyne czego brakowało to przelatujących nad głowami liniowców pasażerskich kierujących się na nieodległe, nie działające już od paru dobrych lat lotnisko Kai Tak.
Piętrowe tramwaje na Queen's Rd
Fajnie, wszystko to wyglądało tak jak miało wyglądać. Bez najmniejszych problemów dotarliśmy pod jedną z największych pułapek pożarowych świata - gigantyczny budynek Chungking Mansions, mieszczący wszystko: od sklepów po apartamenty i kilkanaście, tanich, podłych hotelików. Czas nas naglił, w portfelu były pustki więc gotowi byliśmy zamieszkać absolutnie wszędzie. Przygotowani byliśmy na nocleg w granicach 120H$ za dwójkę. Jeszcze przed wejściem do Chungking Mansions namierzył nas Hindus oferując nocleg w swoim hoteliku. Miejsce było raczej podłe. Małe mieszkanko przerobione na 3 pokojowy hotelik. Pokój jaki nam zaproponowano to nic innego jak większa szafa mieszcząca pojedyncze łóżko, wiszący na ścianie telewizor i maleńki boks z łazienką. Pokoik był tak mały że normalnie robiłby za "małą jedynkę". Dla nas jednak miał być "dwójką". Ale nawet pomimo brudu i rozmiarów czuliśmy jakąś sympatię z właścicielem i jego pomocnikiem. Byliśmy przekonani że tu nam będzie dobrze i bezpiecznie, a gdy jeszcze cena spadła do 100$H mieliśmy już nocleg - 15 minut po tym jak dotarliśmy do Kowloon. Ruszyliśmy na podbój miasta.
Jak dotąd Hong Kong był taki jaki sobie wyobrażaliśmy. Nie pasował tylko jeden element. Mianowicie wszędzie, jak okiem sięgnąć po ulicach przechadzały się masy Hindusów, Pakistańczyków, Afrykańczyków czy wręcz mieszkańców Karaibów.
Budynek Bank of China
Niemal wszyscy w swoich narodowych strojach, afiszujący się ze swoimi zwyczajami, gestami, językami. Istny tygiel. Zajmowali się głównie drobnym handlem ale skala tego zjawiska mocno nas zaskoczyła.
Przechadzając się uliczkami Kowloon dotarliśmy nad cieśninę oddzielającą kontynentalną część HK od Wyspy Hong Kong. Tuż za jednym z bardziej ruchliwych kanałów w tej części świata, niczym szklany mur wznoszą się kolejne rzędy wysokościowców, tworząc jedną z bardziej rozpoznawalnych miejskich panoram na świecie. Niestety pogoda była fatalna: szaro, pochmurnie, dżdżysto i wietrznie. Panorama była okazała, ale przekonani byliśmy, że prawdziwy jej urok odsłoni się dopiero po zachodzie słońca, gdy budynki zaczną tonąć w morzu świateł i neonów. Jednym z charakterystycznych dla HK promów należących do "star ferry" przeprawiliśmy się na drugą stronę cieśniny, docierając na Wyspę Hong Kong.
Wyspa Hong Kong
W przeciwieństwie do architektury Kowloon, Wyspa Hong Kong ma zupełnie inny charakter - przynajmniej jej południowa, zabudowana drapaczami chmur, finansowa część. Zaryzykujemy twierdzenie, że ta część KH bardzo zatraciła swój azjatycki charakter. Co raz mija się ubranego w garnitur europejskiego biznesmena czy urzędnika, co raz słyszy się też język angielski. Dużo ma to wspólnego z dzielnicami finansowymi Europy czy Ameryki.
Napowietrzne korytarze Å‚Ä…czÄ…ce budynki w finansowej dzielnicy wyspy Hong Kong
Przechadzając się pomiędzy kolejnymi wysokościowcami nie spotyka się wielu typowych dla tej części Azji knajpek czy straganów. Ich miejsce zastąpiły tony szkła, aluminium i ogromne, wielobarwne reklamy, nierzadko "krzyczące" w odbiorców europejskimi hasłami czy produktami. Nie mniej jednak nawet to ma swój unikalny urok. Urok zupełnie inni od tego jaki obserwowaliśmy w podobnej dzielnicy Singapuru. To co zdecydowanie robi fantastyczne wrażenie na gościu są napowietrzne chodniki łączące kolejne budynki. Jest to coś w rodzaju chodnika dla pieszych, z tą różnicą, że umieszczone są kilkanaście metrów nad ziemię, są czyste, zadaszone, oszklone i prowadzą bezpośrednio od jednego do drugiego budynku. Wszystkie są doskonale oznakowane przez co nie ma problemów z orientacją. Zupełnie inny wymiar przemieszczania się po mieście.
Po minięciu dzielnicy finansowej, posuwając się na południe, w głąb wyspy, miasto przybiera jeszcze inny charakter. Tym razem chyba już najbardziej typowy dla chińskiej przeszłości i zarazem najbardziej atrakcyjny dla przybysza. Wysokie biurowce ustępują miejsca nieco mniej wysokim apartamentowcom, na chodnikach co raz można znaleźć malutkie chiński knajpki, gdzie kucharze wrzucają do wrzątku wyrabiany w dłoniach makaron, na parze gotują się pierożki a w powietrzu unosi się zapach przypraw i palonego w wokach tłuszczu.
Fasada Hong Kong Convention & Exhibition Centre
Co parę kroków spotkać można apteki handlujące produktami tradycyjnej chińskiej medycyny, niewielkie rodzinne kramy, piekarnie i cukiernie. Wszystko to jest takie jakieś kameralne, rodzinne, przytulne. Tu i ówdzie, idąc wąskimi ulicami między budynkami natrafia się na niewielkie parki - istne ostoje spokoju w tym pędzącym mieście. Słychać śpiew ptaków i ma się niemal wrażenie że wyjechało się daleko poza miasto. Co parę ulic napotyka się świątynie różnego rodzaju: buddyjskie, taoistyczne, konfucjańskie. Wiele już widzieliśmy świątyń ale wizyta w jednej z najstarszych na wyspie - Man Mo Temple - zrobiła ogromne wrażenie, bowiem było to coś zupełnie nowego. To co niemal powala przy wejściu do duszące kłęby dymu wydobywające się ze wszystkich sal świątyni. Dym pochodzi z setek palących się w tym samym czasie zawieszonych pod sufitem, spiralnych kadzideł. Wytwarzają one dym, sadzę ale także są przyczyną niezwykłej atmosfery jaka tam panuje. Wyjątkowe i zapadające w pamięć miejsce.
Niestety, to co nie jest miłe w Hong Kongu, a równie mocno zapada w pamięć to ceny. Nie jest to najtańsze miejsce w Azji. O ile będąc w Singapurze bez większych problemów mogliśmy pozwolić sobie na jedzenie na ulicy tego na co mieliśmy ochotę to w HK ceny jedzenia są już zupełnie na innym poziomie. Jest drogo. Co więcej, jako że byliśmy praktycznie bez pieniędzy to niemal wszystkie dania w karcie przyulicznych knajpek były dla nas poza zasięgiem.
Tramwaje na Queen's Rd.
Głupio się z tym czuliśmy, ale przecież jeść coś trzeba. Wbrew pozorom relatywnie najtańszy okazał się McDonald. Tam żywiła się Agnieszka, Krzysiek za to w jednej z knajpek upatrzył sobie fenomenalną zupkę Wonton z pierożkami nadziewanymi krewetkami. To była najtańsza pozycja w menu ale fenomenalna w smaku. Jednak o ile jedzenie, transport, noclegi są drogie o tyle wiele przecież osób przybywa do HK właśnie na zakupy. Początkowo wydawało się to nam dziwne patrząc na otaczające nas ceny wszystkiego, ale my zwyczajnie patrzyliśmy na to poprzez pryzmat naszych pustych portfeli. Doszło też do idiotycznej sytuacji. Gdy przechadzaliśmy się jedną z bardziej wystawnych na wyspie ulic - Queen's Rd, Agnieszka powiedziała: - nie rozumiem jak można tu przyjeżdżać na zakupy. Poczym sto metrów dalej Krzysiek w jednym ze sklepów kupił sobie piękny, czarny polar z jakimś chińskim odpowiednikiem "windstoppera" za pół darmo. A więc jednak magia zakupów w HK działa chyba na każdego.
W HK spędziliśmy niecałe dwa dni. Było to za mało aby poznać wszystko to, co to miejsce ma do zaoferowania. Brak czasu oraz pogoda nie pozwoliły nam dotrzeć do Wielkiego Buddy czy do niewielkich wiosek rybackich na sąsiednich wyspach. To odwiedzimy następnym razem - bo jesteśmy pewni że będzie następny raz. W pamięci zostaną jednak przede wszystkim panoramy rozświetlonego miasta oglądane po zmroku z nabrzeża Kowloon oraz ze szczytu Victoria Peak.
Wszechobecne reklamy w Kowloon
Powrót do domu
Wyjazd na lotnisko, zwłaszcza dla osób które latają okazjonalnie, jest często operacją kosztowną i skomplikowaną, związaną z koniecznością dostania się o określonej godzinie, nie rzadko wiele kilometrów poza miasto. W przypadku Hong Kongu sprawa jest zupełnie inna. Otóż wraz z wybudowaniem nowego lotniska na sztucznej wyspie, u wybrzeży Wyspy Lantau, pomyślano o wybudowaniu całej infrastruktury umożliwiającej sprawne przemieszczenie się z centrum HK na lotnisko. W tym celu wybudowano specjalną linię metra, nową autostradę - obydwie leżące na sztucznie odzyskanych od morza terenach, jeden z najdłuższych mostów wiszących na świecie, oraz podwodną przeprawę leżącą pod jedną z najruchliwszych na świecie cieśnin morskich, a wszystko to sprowadza się do kilkudziesięciu minutowej przejażdżki spod hotelu wprost na halę odlotów na lotnisku.
Lecieliśmy liniami Oasis HongKong do Londynu (lotnisko Gatwick). Jak dotąd był to chyba nasz najlepszy przelot. Start o czasie, przylot do Londynu 4 minuty przed czasem. Bezproblemowa odprawa w Hong Kongu. Linia ta odprawiana jest od niedawna na nowym terminalu ale wszystko jest ładnie opisane więc nie ma problemów z trafieniem. Brak problemów z podręcznym bagażem pomimo lotu do Londynu. Samolot to nowiutki B747 serii 400 więc wygodny.
Wysokościowce dzielnicy finansowej widziane z promenady Kowloon
Nawet w klasie ekonomicznej każdy podróżny ma prywatny ekran LCD w zagłówku siedzenia, a w nim 12 filmów i 14 kanałów muzycznych oraz mapka przelotu. Dwa gorące posiłki w czasie lotu. Smaczne ale trochę małe objętościowo. Woda, herbata i kawa za darmo przez cały lot. Inne napoje, przekąski i alkohol za opłatą. Mieliśmy miejsca przy oknie a miejsce obok nas było wolne więc właściwie mieliśmy miejsca leżące. Bilet kupowaliśmy dokładnie miesiąc przed wylotem w cenie 198 USD za osobę (juz z podatkami). Sprawdzaliśmy cenę biletu na 5 dni przed wylotem - była dokładnie taka sama.
W Londynie czekało nas 12 godzin oczekiwania na lot do Warszawy. Upłynęły one głównie na wsłuchiwaniu się w komunikaty o bezpieczeństwie, o konieczności zwracania uwagi na pozostawiony bagaż oraz o tym, że wszelkie płyny które zamierza się zabrać na pokład trzeba trzymać w przezroczystych, foliowych torebkach. Paranoja. Godziny oczekiwania na lot ciągnęły się w nieskończoność. Później jeszcze tylko raczej mało przyjemna odprawa i siedzieliśmy już w samolocie do Warszawy. Byliśmy padnięci. Jedyne co pamiętamy z tego lotu to moment startu oraz późniejsze budzenie przez stewardesy przed lądowaniem na Okęciu.
Po 208 dniach wróciliśmy do Polski. Ale czy tak naprawdę opuściliśmy Azję? Przecież tu jest dopiero istny "Sajgon"...
Informacje praktyczne:
- waluta Hong Kongu - 1USD - 7,75 HK$
- pociÄ…g z Lo Wu (granica z Chinami) - Kowloon stacja Tsim Sha Tsui - 36HK$
- nocleg w Chungking Mansions, w nędznym pokoiku z łazienką - 100 HK$ (dwójka)
- prom Star Ferry z Kowloon do Central Pier na Wyspie Hong Kong: 1,7 HK$ górny pokład (trzeba mieć odliczoną kwotę), 2,2 HK$ dolny pokład (tam wydają resztę), odpływają co parę minut
- tramwaj na Victoria Peak: bilet normalny 33 HK$ (w obydwie strony), 22 HK$ (w jednÄ… stronÄ™), bilet ulgowy (dzieci 3-11 lat) 8 HK$ (w obydwie strony), 15 HK$ (w jednÄ… stronÄ™)
- autobus 21A z Tsim Sha Tsui na lotnisko: 33 HK$ (trzeba mieć odliczoną kwotę), ok. 45 minut
- proste potrawy w przyulicznych knajpach od 20 HK$, wspomniana zupka Wonton z krewetkami - 19 HK$
- butelka wody 750ml w supermarkecie - 2,4 HK$
- proste pieczywo lub bułeczki w cukierniach: 6-12 KH$ / szt.
- w środy wstęp do muzeów jest bezpłatny
- samolot Hong Kong - Londyn Gatwick:
Oasis HongKong [www.oasishongkong.com] - 1591HK$ ~ 646 PLN (wraz z podatkami)
- samolot Londyn Gatwick - Warszawa:
Central Wings [www.centralwings.com] - 62.8 GBP ~ 384,5 PLN (wraz z podatkami)
Koszt przelotu w sumie: 1030,5 PLN, bilety kupowane przez Internet, 30 dni przed wylotem.