piÄ…tek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Jeden z lejów po bombie
Jakkolwiek Luang Prabang okazało się być cudownym miejscem my chcieliśmy w Laosie zobaczyć też miejsca mniej turystyczne i bardziej prawdziwe. Dlatego z Luang Prabang udaliśmy się do oddalonego o 8 godzin jazdy na wschód miasteczka Phonsavan w prowincji Xieng Khuang. W samym mieście nie ma absolutnie nic ciekawego do zobaczenia ale jego okolica kryje w sobie wiele pięknych, ale i czasem smutnych miejsc.
Wojna, wojna, wojna
Najnowsza historia Laosu ściśle związana jest z wojnami. Od początku XX tereny Laosu były świadkami przemocy i walki. Najpierw wojna z Tajlandią, później japońska okupacja w czasie II wojny światowej, po jej zakończeniu wojna partyzancka o niepodległość z Francuzami i w końcu - najtragiczniejsza - sekretna wojna Stanów Zjednoczonych trwająca równolegle z wewnętrzną wojną domową. W latach 1965 - 1973 lotnictwo USA przeprowadziło największą w historii kampanię bombardowań. Podczas 580 344 nalotów zrzucono ponad 2 mln ton bomb co kosztowało Amerykanów 2,2 mln dolarów dziennie. Aby liczby stały się bardziej obrazowe można powiedzieć że przez 8 lat, średnio co 9 minut we wschodnim Laosie miał miejsce amerykański atak bombowy, czyniąc Laos najbardziej zbombardowanym terytorium w historii świata. Na jego ziemie spadło więcej bomb niż zostało zrzuconych w czasie trwania całej II wojny światowej.
bomba - mały zabójca
Celami były głównie szlak Ho Shi Minha w południowym Laosie przy granicy z Wietnamem oraz oddziały wojsk wietnamskich i laotańskiego Phatet Lao w północno-wschodniej części kraju. Często piloci latający nad cele w Wietnamie, nie mogąc zrzucić tam bomb z powodu złej pogody lub zbyt silnej obrony przeciwlotniczej zrzucali swój śmiercionośny ładunek na wyznaczone cele zapasowe właśnie w Laosie. Szacuje się, że około 30% spośród zrzuconych bomb nie wybuchło pokrywając cały teren niebezpiecznymi niewybuchami. Poza tradycyjnymi bombami, Amerykanie zrzucali nowy ich typ - bomby kasetowe. Różnią się one od tradycyjnych tym, że w każdej bombie "matce" mieszczą się setki mniejszych ładunków. Zrzucona bomba otwiera się nad celem uwalniając śmiercionośne "dzieci" które spadając na ziemię powodują ogromne zniszczenia. Niestety wiele z tych "dzieci" zwanych także "bombies" nie wybuchało przy kontakcie z ziemią i to one właśnie stanowią dzisiaj największe zagrożenie dla ludzi.
Dla mieszkańców wschodniego Laosu, a zwłaszcza prowincji Xieng Khuang, Salavan i Sawannakhet życie wśród niewybuchów stało się codziennością. W latach 1973 - 1996 spowodowały one 11 tys. wypadków. Ze względu na niebezpieczeństwo rolnicy nie mogli uprawiać swojej ziemi. Wojenne pamiątki znalazły jednak szerokie zastosowanie. Korpusy bomb, rakiety, moździerze, zbiorniki na paliwo zostały przerobione na noże, łyżki (można je często spotkać w knajpach w Phonsovan), łodzie, lampy, słupki, krzesła i elementy konstrukcyjne budynków.
Wodospad po środku dżungli
W 1994 roku British Mines Advisory Group (MAG) rozpoczęła rozminowywanie terenu. Do tej pory zdołano usunąć tylko niewielką część ładunków, choć w samym tylko Xieng Khuangu zebrano ich ok. 250 000. Jeżeli prace będą się posuwać w takim tempie, rozminowywanie będzie jeszcze trwało ponad 100 lat.
Bardzo chcieliśmy zobaczyć te tereny. Były one tak realne i tak inne od imprezowych miejsc pełnych zachodnich urlopowiczów że nie mogliśmy się powstrzymać, tym bardziej że azjatycka edukacja Krzyśka zaczęła się właśnie od historii konfliktów w Indochinach.
Bombowe miasteczko
W Phonsavan zatrzymaliśmy się w niewielkim hoteliku zbudowanym na końcu dawnego pasa startowego lotniska wybudowanego przez amerykański CIA na potrzeby prowadzenia tajnej wojny. Lotnisko to chyba za dużo powiedziane. Był to jedynie kawałek asfaltowego pasa wyciętego w okolicznych krzakach i otaczająca go pylasta, brudząca czerwona ziemia. Zupełnie jak obrazek z filmu "Air America" z Melem Gibsonem. Już wygląd samego hoteliku dawał do myślenia. W ogrodzie wiele "pamiątek wojennych" przerobiono na funkcjonalne sprzęty. Były tam lampy, grill, doniczki - wszystko wykonane ze skorup po bombach. Wyświetlono nam też dokumentalny film o bombardowaniu i rozminowywaniu Laosu abyśmy lepiej mogli zrozumieć to co mieliśmy zobaczyć następnego dnia.
Targ w Phonsavan
Trudno jest dotrzeć do wszystkich interesujących miejsc w okolicy zatem wynajęliśmy samochód z kierowcą i przewodnikiem i ruszyliśmy w objazd okolicy.
Obóz
Jakieś 35 km na północ od Phonsavan, na polanie pod lasem, nieopodal wioski mieścił się obóz wojsk wietnamskich. Obecnie, miejsce po nim oznaczają wielkie, głębokie, niczym nie porośnięte leje po amerykańskich bombach. Największy, wielkością przypominający niewielki staw zrobiła tylko jedna bomba, 2 tonowa. Niegdyś cały teren gęsto pokryty był niewybuchami i pozostałościami bomb ale po zakończeniu wojny, kiedy to Wietnam ogłosił, że kupi każdą ilość aluminium i stali, mieszkańcy okolicznych wiosek sami zabrali się za "rozminowywanie" poprzez ostrożne wykopywanie niewybuchów i szrapneli z przeznaczeniem na sprzedaż do Wietnamu. Czyż to nie paradoks historii? Na samym środku pola, celowo została pozostawiona jedna z rozbrojonych już "bombies" tak by każdy odwiedzający mógł na własne oczy zobaczyć co stanowi największe zagrożenie dla miejscowych.
Wojenne pamiÄ…tki
Następnie udaliśmy się do jednej z wielu wiosek w okolicy która od lat zmaga się z problemem pozostałości wojennych. Ich mieszkańcy nauczyli się żyć ze świadomością, że w każdej chwili oni lub ktoś z ich rodziny może stać się przypadkową ofiarą eksplozji.
Wspinaczka w wodospadzie
Co więcej wojenne pamiątki stały się ważnym elementem ich codziennego życia. Nauczyli się wykorzystywać zrzucone z nieba żelastwo. Tak więc w całej wsi wiele domów zamiast na drewnianych palach stoi na czterech skorupach po bombach, świnki żywią się z rynienek wykonanych z przepołowionej skorupy po bombie tak samo jak zioła rosną w "bombowej" doniczce. Ale największe wrażenie robił płot wyznaczający granice zagrody wykonany z postawionych obok siebie skorup po dużych bombach. Mieszkańcy nie wyglądali na szczęśliwych. Brakowało serdecznego Sabai Dii i uśmiechu na ich twarzach. Przyczynę poznaliśmy kiedy wracaliśmy w stronę samochodu. Gdy byliśmy w samym centrum wsi rozległa się potężna eksplozja na skraju wioski, jakieś 200 metrów od nas. To była jedna z setek codziennych, kontrolowanych eksplozji wykonywanych przez saperów MAG. Trudno było nam w to uwierzyć. Wiedzieliśmy, że problem bomb w Laosie jest ogromny, ale dopiero ta nieodległa eksplozja uświadomiła nam jak wielki jest ten problem i jak bardzo wpływa na życie lokalnych mieszkańców. W wyświetlonym nam w przeddzień filmie była mowa o wiosce którą rozminowywano 17 razy poczym dzieci odnalazły kolejne niewybuchy i saperzy MAG będą musieli tam wrócić 18 raz. To pewnie była taka sama wioska jak ta w której akurat byliśmy...
Równina dzbanów
Pod koniec dnia odwiedziliśmy miejsce gdzie najnowsza historia Laosu w niezmiernie widoczny sposób spotyka najstarszą historię kraju sięgającą pierwszej połowy I wieku - odwiedziliśmy Równinę Dzbanów.
prosiaczki na sprzedaż
Jest to miejsce gdzie na rozległym płaskowyżu, można podziwiać setki wykonanych z granitu lub piaskowca kamiennych amfor. Różnią się one kształtem i wielkością. Niektóre są wysokie na 140 cm a ich średnica to nieraz 2,5 m. Są one uważane za najstarszy zabytek Losu. Nie jest do końca znana ich historia i przeznaczenie. Naukowcy skłaniają się do twierdzenia, że były to obiekty związane z ceremonią pochówku. W miejscu, które odwiedziliśmy znajduje się około 250 amfor, z których największa waży 6 ton. Ale jak już wspomnieliśmy na początku, miejsce to związane jest także z najnowszą historią kraju. Otóż w okolicach płaskowyżu, w czasie wojny znajdowało się szereg wiosek. Gdy one stały się celem ataków samolotów, ich mieszkańcy przenieśli się na długie lata do niewielkiej jaskini usytuowanej nieopodal kamiennych amfor. Niestety także i jaskinia stała się miejscem ataków. Amerykańskie samoloty wielokrotnie próbowały zniszczyć jaskinię kierując do niej rakiety. W przypadku tej jaskini to im się nie udało (100 km na wschód znajduje się podobna jaskinia w której w wyniku ataku rakietowego zginęło na raz 473 Laotańczyków). O zaciekłości amerykańskich ataków świadczą obecnie liczne i głębokie leje po bombach przed wejściem do jaskini oraz porozbijane siłą eksplozji amfory. Miejsce to robi ogromne wrażenie.
duża, metalowa doniczka - pozostałość po bombie
Co więcej, w czasie gdy tam byliśmy, jakieś 500 metrów od nas miały miejsce kolejne kontrolowane przez saperów MAG eksplozje. Z dymem poszło co najmniej kilkanaście bombies. I jeszcze jedna rzecz dająca do myślenia. Przed wejściem na teren kamiennych amfor widnieje wielka, czytelna tablica z napisem:
Mines Advisory Group (MAG) oświadcza, że zakończyło częściowe oczyszczanie terenu z niewybuchów. Umieszczone na ścieżkach betonowe, dwukolorowe znaczniki określają teren który został rozminowany. Należy poruszać się wyłącznie po ścieżkach oznaczonych przez białe znaczniki. Tereny w ten sposób oznaczone zostały oczyszczone także i pod ziemią i są całkowicie bezpieczne. Tereny oznaczone przez czerwone znaczniki zostały sprawdzone jedynie wizualnie i mogą stanowić realne zagrożenie. Cóż, laotańska rzeczywistość...
Wodospad
W międzyczasie zeszliśmy z "wojennego szlaku" i na parę godzin udaliśmy się do dżungli by odpocząć przy lub nawet w wodospadzie. Wodospad znajdował się w głębokiej, zalesionej tropikalną dżunglą dolinie. Bardzo stromą ścieżką musieliśmy się do niego dostać. Był to bardzo męczący spacer bo liczne pnącza zaczepiały się o nogi a szlak był wyjątkowo stromy. Po 30 minutach marszu dotarliśmy do przepięknego wodospadu. Był mniejszy niż ten w Luang Prabang ale za to był całkowicie dziki.
BawiÄ…ce siÄ™ dzieci
Nie było wokoło całej masy turystów, nie było budki sprzedającej bilety i Beer Lao za to czysta, niemal dziewicza przyroda i szum mas wody opadających w dół. Zjedliśmy przy wodospadzie posiłek, wykąpaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem. Ale bynajmniej nie tą samą drogą. Droga powrotna wiodła... środkiem wodospadu, po kolejnych jego progach. Brodząc po wodzie, skacząc z kamienia na kamień wolno posuwaliśmy się do góry. To było cudowne móc wędrować po wodospadzie podczas gdy dookoła rosła dżungla jaką się zwykło oglądać jedynie na filmach.
Wyjazd do Phonsavan okazał się doskonałym pomysłem. Było to miejsce gdzie w ciągu jednego dnia zobaczyliśmy chyba większość rzeczy jakie chcieliśmy zobaczyć w Laosie: starą historię kraju, jego najnowszą historię i dziewiczą przyrodę. Wszystko za jedyne 10 USD od osoby.
Informacje praktyczne:
- autobusy do Phonsavan odjeżdżają z Vientiane przez Vang Vieng, Luang Prabang (85 000 Kip, 1 dziennie o 08:30, 8 godzin) i Xam Neua (70 000 Kip, 08:00, 10 godzin).
- noclegi są zróżnicowane. Polecamy Kong Keo GH na końcu starego pasa startowego. 2 - 3 USD za dwójki bez łazienki, 5 USD za dwójkę z łazienką, 7 - 8 USD za bungalowy z łazienką. GH ma ładny ogród i organizuje ponoć najlepsze, najciekawsze i chyba najtańsze wycieczki po okolicy.
- całodniowa wycieczka po okolicy według opisanego powyżej programu zakończona dużą kolacją. Cena: do 7 uczestników - 12USD/os, 7-10 uczestników - 10 USD/os, powyżej 12 osób - 8USD/os
- są trzy stanowiska gdzie można oglądać kamienne amfory. Wstęp do każdego z nich kosztuje 7000 Kip
- internet wolny i drogi - 500 Kip / min
- warto odwiedzić biuro MAG w Phonsovan. Życzliwy przewodnik odpowie na wszelkie pytania i pokaże kupę wojennego złomu. Ofiarując na ich rzecz dotację w wysokości co najmniej 10USD w zamian otrzyma się piękną, czarną koszulkę z logo MAG i kilkoma mądrymi sentencjami. Szczytny cel...