piątek, 22 paź 2010 Katmandu, Nepal
Tengboche - gompa
Szlak z Namche prowadzi początkowo lekko pod górę, potem wije się zboczem góry, przechodząc co pewien czas przez rodendronowe lasy. Muszą pięknie wygladać wiosną gdy kwitną, ale z kolei wtedy jest zdecydowanie większe ryzyko zachmurzenia. My jak dotąd mamy codziennie piękną słoneczną pogodę - dopiero po południu każdego dnia zaczynają się zbierać chmury. Po 2,5 godzinach ostrego zejścia (no i po co było tyle się wdrapywać skoro znów straciliśmy prawie całą wysokość) docieramy do wioski Phunki Tenga (3 200 npm) gdzie przechodzimy przez rzekę. Stąd zaczyna się ponownie marsz w górę. Na myśl o drodze powrotnej i wspinaczce do Namche robi mi się nieco słabo no ale to będzie dopiero za kilka dni. Dziś momentami szlak jest zatłoczony - mijamy idących w górę tragarzy, trekkerów, jaki....Ciekawym widokiem jest wszechobecny widok suszących się krowich i jaczych bobków na opał. Odcinek z P.Tenga do Tengboche (3 860 npm) to 660 m przewyższenie po idącej zakolami stromo w górę ścieżce. Wspinaczka jest dość męczaca ale ku naszemu zaskoczeniu pokonujemy ten odcinek dość szybko - po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Aklimatyzacja w Namche zdcydowanie pomogła choć wciąż trzeba pamiętać o zasadzie przypominanej nam co chwila przez Lakpę - "go slowly" którą zresztą nauczyliśmy go już mowić po polsku: "powoli, powoli" :)
Miejsca w jedynej wyglądającej w miarę przyzwoicie lodgy: Himalaya Lodge są zajęte co powoduje u Kaśki małą nerwowość.
Juczne jaki na trasie do Tengboche. W tle Ama Dablam
Lakpa przy podejściu został mocno w tylu (co biorąc pod uwagę ciężar plecaków nie dziwi) także czekamy na niego w jadalni. Podczas gdy ja idę zrobić parę fotek słynnej gompy, nadchodzi Lakpa na którym Kaśka wyładowuję swoją frustrację związaną z brakiem noclegu. Oczywiście niepotrzebne bo szerpa znajduje nam pokój (co było niemożliwe do załatwienia samemu), w dodatku od strony zachodniej co oznacza że do zmroku będzie w nim przyjemnie ciepło. Tym razem cena jest już jednak odpowienio wysoka - 700 NPR. Podejście do Tengboche świętujemy wszyscy puszką coli która na tej wysokości smakuje prawie jak szampan Dom Perignon.
O 16 idziemy do najsłynniejszego w Nepalu buddyjskiego klasztoru wziąć udział w modłach. Przypomina mi się klimat z czytanego w dzieciństwie "Tomka na tropach Yeti". Kadzidelka, mruczenie mnichów, dzwonki, trąby...Niesamowite wrażenie. Niestety panujący półmrok powoduje, że nie można uwiecznić tej chwili aparatem (a flesza nie chcę używać żeby nie zepsuć tej intymnej atmosfery).
Wieczorem jemy w zaludnionej do ostatniego miejsca jadalni i o 20.30 jesteśmy w śpiworach. Woda w rurach wieczorem zamarzła także myjemy jedynie zęby lodowatą wodą z butelki. Noc tym razem jest dość zimna - temperatura w pokoju spada do ok 0-5C, także śpimy w spodniach i polarach...
Namche 8.30 - Phunki Tenga 11.00
Phunki Tenga 11.00 - Tengboche 13.00
Walk/total time: 4.30h
Start/stop różnica wysokości: +420 m