niedziela, 19 lis 2006 Warszawa,
Podczas wszystkich moich podrozy zawsze w moim planie znajduje sie kilka tzw. zelaznych punktow programu. Sa to zazwyczaj wazne miejsca, interesujace zabytki lub po prostu ciekawe rzeczy do zobaczenia. Dla przykladu?byla to Haghia Sophia w Stambule, w Pekinie Zakazane miasto, a w Petersburgu Ermitaz. Czasem owe "ciekawe" lub godne zobaczenia miejsca okazywaly sie takowymi a czasami nie.
Zawsze jest tak ze po ilus tam razach cos co znamy lub juz widzielismy, nudzi sie nam albo traci na swojej atrakcyjnosci. Spostrzeglem, ze tak naprawde, tylko cos godnego uwagi jest jeszcze w stanie mnie zainteresowac. No bo po?trzech z rzedu cerkwiach, meczetach czy swiatyniach buddyjskich?albo sintoistycznych kazda z nich wyglada juz tylko tak samo, szczegolnie gdy sie jest laikiem w tematyce sztuki czy architektury. Dotyczy to rowniez muzeow wszelkiego typu. Zawsze sa mniej wiecej tak samo zorganizowane i zaprojektowane: troche prechistori, troche czasow starozytynych, cos o "naszej wielkosci", "naszej porazce", lata odkryc na swiecie, poczatki rozwoju przemyslu, industrializacja, czasy wspolczesne a wszystko to przeplatane watkami wojen i kataklizmow.
Po pewnym czasie czlowiek ma tego dosyc. Wszytsko staje sie nudne, nieciekawe albo zbyt oczywiste i tak dochodzi sie do wniosku ze szkoda na to wszystko kasy i czasu.
Czasami jednak wiemy ze jest jeszcze cos co warto zobaczyc chocby z tego powodu ze ma swoja wartosc historyczna czy kulturowa.
My Son to pozostalosc architektoniczna po ludnosci Changpa przybylej na tereny obecnego Wietnamu z Indii okolo V w. Wyznawali oni hinduizm i postanowili wybudowac sobie swiatynie wlasnie na wzgorzach w okolicach miejscowosci Hoi an (60km od miasta). Tereny piekne i bezpieczne gdyz do doliny jest tylko jedno wejscie wiec latwo obronic sie przed ewentualnymi lupiezcami lub swietokradcami. Hinduscy wladcy mieli w zwyczaju za kazdym razem budowac swoj wlasny zespol swiatynny podczas swojego panowania. Dlatego tez po wielu stuleciach w My Son istanial juz caly system?miejsc sakralnych?charakteryzujacy sie roznymi stylami oraz detalami. Hindusi po pewnym czasie zostali wypedzeni lub zasymilowani stajac sie jedna z wielu mniejszosci narodowych Wietnamu a samo My Son zapomniane na kilka wiekow. Dopiero francuscy kolonialisci odkryli je ponownie dla swiata.
Niestety czas i wojny a glownie bombardowania amerykanskie(ukrywajacego sie wietkongu)?podczas wojny wietnamskiej(glupi ci Amerykanie) doprowadzily do totalnej ruiny cos co niegdys bylo czyms wyjatkowym. Warto wspomniec ze do dzis nie odkryto techniki spajania cegiel niesamowicie cienkim kleiwem (wlasciwie go nie widac)!
Historia fajna i ciekawa ale poza tym nic wiecej! My Son (czyt. Mi Son) to? nic wiecej jak kupa gruzu niewarta ogladania ani wydawania tym bardziej 2$ na transport i 4$ na bilet. Szkoda na to czasu i pieniedzy. Lepiej juz poczytac wiecej na temat wspomnianej mniejszosci narodowej oraz jej histori niz tluc sie godzine czasu(w jedna strone)?z grupa rozniastych turystow by zobaczyc leje po amerykansckich bombach i to co pozostalo po ich dzialaniu na ceglanych budowlach.
Jezeli jeszcze do tego zdazy wam sie np. tajfun Durian ktory swym zasiegiem zacznie was zachaczac zamieniajac piekna sloneczna pogode w ulewe i obnizy temperature o kilka stopni to tym mocniej pozalujecie wycieczki do My Son.
Odradzam tym bardziej, ze po drodze do?Nha Trang?na obowiazkowym przystanku mozna sobie podobne pozostalosci tyle ze w idealnym stanie pogladac za mniejasza kase!