Do skosztowania stuletnich jaj namówiła mnie moja koleżanka Ania, która usilnie próbowała zakonserwować jaja w akademiku (o szczegóły nie pytajcie :). Dzisiejszy wpis dedykuję więc wszystkim koneserom tej jakże wyrafinowanej przekąski. Przyznam szczerze, że niespecjalnie mnie ciągnęło w stronę skosztowania czegoś co na pierwszy rzut oka wygląda po prostu źle. Wystarczy spojrzeć na kolor jaj i wyobraźnia działa, ale jak obietnica to obietnica. Bon appetit!
Jaja, podobnie jak wino (i kobiety oczywiście) im starsze, tym lepsze. Ale wbrew swojej nazwie, jaja wcale nie mają stu lat. Te przygotowane do sprzedaży, nie mają więcej niż dwa miesiące. Za pomocą specjalnej mieszanki gliny, popiołu i wapna jaja przechowuje się do momentu, aż żółtko zmieni kolor na szarozielony a białko nabierze galaretowatej konsystencji.
Do jaj zamawiam wspaniale wyglądającą surówkę z meduzy. I choć nie jestem w stanie zjeść wszystkiego (pewnie nie byłam wystarczająco głodna...hehe), było to jak dotąd najbardziej ekstremalne doznanie kulinarne!