Najdalej polozony na poludnie fragment Indii i miejsce "styku" trzech morz
Z poczatku nie chcialem sie tu zatrzymywac na noc (mialem nocowac w Trivandrum), ale poniewaz Msza sw. w PallajamKottai trwala dlugo, dotarlem tu po 14 tej. A poza tym jest niedziela - odpoczne troche.
Miasteczko jest zreszta warte zatrzymania. Poza okresem pielgrzymkowym jest tu tanio. Wszak, podobnie jak Vailankanni, zyja tu z pielgrzymow. A sa to pielgrzymi hinduistyczni - pielgrzymuja do slawnej swiatyni Kumari Amman. Na okolo swiatyni stoja wylacznie hotele sklepy i restauracje, nawet Non-Veg! (co z tego, skoro mieso i jajka serwuja dopiero wieczorem). Tak dlugo szukalem czegos na obiad, ze musialem i tak zjesc w jakiejs drogiej restauracji hotelowej A/C (z klimatyzacja). Co z tego, jak ich szczytem kulinarnym byl chicken biryani. Ale nawet ten chicken biryani, na tle monotonii kuchni poludniowoindyjskiej smakowal po krolewsku. Prwde piszac mam dosyc tej kuchni: Jest uboga w dania (ok. tuzina), ostra i stricte wegetarianska we wersji dzainskiej, tzn. nawet bez jajek. dozwolone so tylko twarogi (be), jogurty i maslo - teraz zastapione olejami roslinnymi. Podstawowym skladnikiem 90% potraw jest ryz i chilli. Za to ten ryz potrafia tak przyrzadzac, ze nie przypomina nawet ryzu. Np. dosa, to cienki jak papier i chrupki placek ryzowy srednicy nawet pol metra! Cale szczescie, ze w takich "turystycznych" miejscach, przyjmuja zamowienia less chilli.
Tak wiec z obiadem "grzebalem" sie tak dlugo, ze przeszedl mi kolo nosa ostatni rejs na 2 skaliste wysepki mieszczace przypominajacy radzastanska swiatynie Vivekananda Memorial i Thiruvalluwar Statue, wysokosci 133 stop.
Memorial Vivekanandy i statua Thiruvalluvara na skalistych wysepkach
Wybralem sie wiec do swiatyni Kumari Amman. Oczywiscie wejscie tylko dla hindu. Kaplani na bramie byli sklonni "przymknac oko" za "skromna" donacje, ale nie ciekawilo mnie co jest w srodku. Znam na pamiec, te bozki i ta architekture. Obszedlem swiatynie na okolo. Najwyzszym jej "punktem" jest otaczajacy mur, tak iz przypomina wiezienie. Za swiatynia znajduje sie punkt w ktorym "zbiegaja sie" 3 morza: Zatoka Bengalska, Ocean indyjski i Morze Arabskie. Mala skala na morzu jest tez najdalej na poludnie wysunietym skrawkiem indyjskiego terytorium. Dalej "za morzem" lezy Cejlon, z innym panstwem: Socjalistyczna Republika Sri Lanki.
Przespacerowalem sie pustawa promenada nad Morzem Arabskim. Poniewaz nie bylo tu plaz - same kamloty, przeszedlem sie nad Zatoke Bengalska.
Tu dopiero "zaczelo sie" wlasciwe miasteczko skoncentrowane wokol stojacego nad brzegiem morza imponujacego kosciola NMP. Nie trudno bylo poznac, po sieciach, lodziach i innych sprzetach, ze mieszkancy zyja "z morza", a po kapliczkach i obrazkach na murach, ze sa we wiekszosci katolikami. Dziwny kontrast: Tam hinduistyczna swiatynia - miejsce pielgrzymek, tu miejscowi rybacy - chrzescijanie.
Przespacerowalem sie waskimi uliczkami nad brzegiem, zaczepiany jedynie przez dzieci. Wszedzie bylo jeszcze znac zniszczenia po pamietnym tsunami 2004r. Byly tez fragmenty piaszczystych plaz (do spuszczania lodzi), ale w takim miejscu, nie da rady sie kapac.
W nocy obudzilem sie z zimna. Za oknem szalala bura z potworna ulewa. Wylaczylem wiatrak...
Obudzilem sie z garaca. Za oknem panowala ciemnosc i cisza. Bylo parno jak w saunie. Wlaczylem wiatrak...