Balony nad Hoan Kiem Lake
Podróż z Moskwy do Hanoi upłynęła nam o dziwo znośnie. Już niestety nie klasa biznes, ale komfort samolotu był dość poprawny. Obejrzeliśmy sobie po filmie i nawet udało nam się przespać kilka godzin. Obudził nas wschód słońca gdzieś na wysokości Birmy. O godzinie 9 czasu lokalnego byliśmy już na lotnisku w Hanoi, witając Chiński Nowy Rok.
Po dość sprawnej kontroli paszportowej i odbiorze bagażu wymieniamy dolary na wietnamskie dongi. Kurs ten w przybliżeniu wynosi 20000 dongów za 1 dolara. Nie trudno policzyć, iż czyni nas to milionerami. Idziemy do informacji turystycznej dowiedzieć się o transport do miasta. Uśmiechnięta Pani oznajmia nam, iż kolejny autobus rusza za 2h. Postanawiamy nie czekać i wychodzimy na zewnątrz w stronę parkingu z busami. Jak można się było tego spodziewać na sam nasz widok kierowca busa energicznie machnął ręką pokrzykując o wolnych miejscach. Podchodzimy do busa, który wypchany jest co do jednej osoby - o miejscu na bagaże nie ma mowy, ludzie trzymają je na kolanach. Kierowcy wogóle to nie przeszkadzało, oznajmił tylko łamaną angielszczyzną, iż cena za transport to 5$. Mając w pamięci sugerowaną cenę w przewodniku LP, odpowiedzieliśmy z uśmiechem, iż pojedziemy, ale za 2$. Po krótkim targowaniu się stanęło 3$. Teraz przerażeni pasażerowie busa zaczęli ściskać się jeszcze bardziej, byśmy i my się zmieścili.
Dziewczynka pozująca rodzicom do zdjęcia
Monia wylądowała z 3 plecakami na kolanach, a ja siedziałem przyklejony do szyby na glonojada. Ale jedziemy. Oczywiście przygoda z targowaniem się nie zakończyła. Gdy dojechaliśmy do centrum kierowca komunikuje nam, iż dla nas to już wysiadka. No to my w zaparte tłumaczymy mu gdzie mamy hotel. Wraca do ceny 5$. W takim razie grzecznie dziękujemy i wysiadamy. Kierowca oczywiście wysiadł za nami, by już bez podsłuchu pasażerów wynegocjować ostateczną cenę za transport bezpośrednio do hotelu. Kończy się na 3.5$. Ku ogólnemu rozbawieniu współpasażerów wracamy do busa.
Na miejscu jesteśmy przed 10. Jako iż pokój ma być gotowy o 12 zostawiamy bagaże i idziemy na spacer nad jezioro Huan Kiem. Nad samym jeziorem mnóstwo jest rodzin z dziećmi robiącym sobie wspólne zdjęcia. Wszyscy ludzie życzą sobie dobrego nowego roku. Na każdym kroku spotykamy się z uśmiechami. Może to z litości bo po całonocnej podróży wyglądamy raczej jak siedem nieszczęść. Po spacerze wzdłuż jeziora udajemy się do hotelu, gdzie wreszcie możemy się odświeżyć i położyć na łóżku. Nie mija chwila jak we dwójkę zmaga nas sen. Popołudniu udajemy się na spacer po Old Quarter - starówce Hanoi. Miasto powoli wraca do życia. Wciąż jednak większość sklepów i restauracji jest zamkniętych. Postanawiamy jeszcze dziś nie iść na całość z uliczną garkuchnią i siadamy w knajpce z angielskim menu. Już wiem że z głodu to tu nie umrę, moja wieprzowina na ostro wypala mi kubki smakowe czyli jest dobrze. Próbujemy namierzyć nocny bazar, ale najprawdopodobniej ze względu na Tet jest nieczynny.
Postanawiamy, iż jutro będziemy zwiedzać główne atrakcje Hanoi, oraz że wybierzemy się na Water Puppet Show. Przy kasie oczywiście znajdujemy karteczkę, iż wszystkie spektakle dziś i jutro są już wyprzedane. Nie przeszkadza to nam spytać. czy jednak da radę znaleźć coś na jutro. Pani po krótkiej chwili wertowania jakichś dziwnych kartek proponuje nam dwa bilety na jutro na 18:15. Po raz kolejny przekonujemy się, iż to Azja i próbować zawsze trzeba. Zadowoleni z siebie wracamy do hotelu. Czas odzyskać siły przed jutrzejszym zwiedzaniem miasta...