poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
Sadhu's - święci mężowie
Dotarliśmy w końcu do Varanasi, świętego miasta hinduizmu, miejsca, gdzie śmierć jest niemal namacalna... Ostatni raz odzywaliśmy się z Darjeelingu i było to tydzień temu. Przez ten okres dosyć dużo się wydarzyło i chcemy krótko o tym opowiedzieć.
Darjeeling
20 rupii fot.Krzysztof Stępień - Ghoom - klasztor buddyjskidatku w buddyjskiej świątyni chyba pomogło. Ostatni dzień w Darjeelingu był już cieplejszy, a przez chmury wyglądało słońce i błękitne niebo. Udało się nam nawet bez problemów załatwić permit do Sikkimu i zrobić drobne zakupy. W paszportach pojawiło się nam kilka nowych stempli i podjęliśmy decyzję, że we wtorek rano ruszamy do Gangtoku.
Wtorek przywitał nas niespodzianka: z naszego okna w pokoju ponownie zobaczyliśmy masyw Khanchendzongi w całej okazałości. To była nasza nagroda za wszystkie dni czekania.
Czteroipółgodzinna podróż do Gangtoku była jedną z najprzyjemniejszych, jakie odbyliśmy w Indiach. Generalnie przemieszczanie się w tej części Indii jest niezwykle proste i przyjemne. Transport publiczny oparty jest głównie o wytrzymałe samochody terenowe, pokonujące dziennie setki kilometrów po górskich drogach. Co pół godziny odjeżdżają do ważniejszych miast regionu. Świetnie jest siedzieć obok kierowcy i mieć możliwość podziwiania górskich plenerów.
Sikkim
W Rangpo, po sprawdzeniu permitów fot.Krzysztof Stępień - Gangtok - klasztor buddyjskii wbiciu kolejnej pieczątki do paszportu, wjechaliśmy do Sikkimu.
pielgrzym na ghatach w Benares
Mieliśmy tylko dwa dni, więc nie bardzo wiedzieliśmy, co nam się uda tam zwiedzić. Wbrew pozorom, dzięki świetnej organizacji i życzliwości mieszkańców zobaczyliśmy więcej, niż początkowo planowaliśmy.
Gangtok - stolica Sikkimu, to stosunkowo duże i nowoczesne miasto położone na górskim zboczu przez co - tak jak w Darjeeling - wszędzie jest daleko i pod górę. Pierwszy dzień spędziliśmy na pieszym poznawaniu miasta, dlaczego? To niewiarygodne, ale tym razem trafiliśmy na strajk prywatnych przewoźników, co skutecznie utrudniało poruszanie się po mieście. Tak czy owak, poruszając się pieszo, zobaczyliśmy większość z tego, co chcieliśmy.
Gangtok jest doskonałym miejscem wypadowym do kilkudniowych trekingów w północnej i zachodniej części stanu. Niestety, z powodu rygorystycznej polityki wjazdowej na wszystkie tego typu imprezy wymagane są kolejne permity i muszą być one organizowane przez licencjonowane biura podróży. Jedyna jednodniowa impreza tego typu pozwala zobaczyć jezioro Tsongo we wschodnim Sikkimie, pare kilometrów od chińskiej granicy. Udało się nam dołączyć do grupy turystów i następnego dnia jechaliśmy już jeepem w stronę jeziora. Sama podróż była już dużą atrakcją. Samochód wspinając się na wysokość 3812 m n.p.m, pokonywał malownicze serpentyny i przełęcze.
fot.Krzysztof Stępień - Tsongo Lake - SikkimJezioro Tsongo to mocno skomercjalizowane, ale przyjemne miejsce.
Ghaty - poranna modlitwa
W ośnieżonej kotlinie, częściowo zamarznięty zbiornik zrobił na nas duże wrażenie. Dodatkowo znowu widzieliśmy jaki, można się było na nich przejechać, ale cena była mocno wygórowana. Był to także pierwszy śnieg, który widzieliśmy w tym roku. Wszędzie znajdują się kramy z pamiątkami tybetańskimi i buddyjskimi, które oblegają liczni, hinduscy turyści.
Stosunkowo wcześnie wróciliśmy do Gangtoku, więc zdecydowaliśmy się jeszcze pojechać do największego w Sikkimie klasztoru buddyjskiego w Rumtek. Wprawdzie oddalony jest on zaledwie o 24 km od Gangtoku, ale położony jest na przeciwległym zboczu doliny i wyjazd tam to prawdziwa wyprawa. Dotarliśmy tam tuż przez zamknięciem (przed 17), w ostatniej chwili udało się nam zobaczyć to, co chcieliśmy i próbowaliśmy wrócić jakoś spowrotem. Na postoju jeepów (słońce było już nisko) dowiedzieliśmy się, że żaden do Gangtoku już dzisiaj nie jedzie. Do tego zaczynało jeszcze padać. Sprawa była poważna, bo następnego dnia mieliśmy wyjechać rano z Gangtoku do Siliguri. fot.Krzysztof Stępień - Rumtek - klasztor buddyjskiKiedy wydawało się, że będziemy musieli zanocować w Rumtek, miejscowi wepchnęli nas do odjeżdżającego gdzieś jeepa. Jak się póżniej okazało, była to absolunie ostatnia możliwość wyrwania się tego dnia z Rumtek. Jednak samochód nie jechał bezpośrednio do Gangtoku tylko jakąś okrężną drogą do wioski w jego pobliżu.
kobieta susząca sari
To była nasza jedna z najtrudniejszych i zarazem najciekawszych podróży. Dwie godziny w pozbawionym drzwi i szyb samochodzie terenowym, upchani jak sardynki, częściowo zwisając na zewnątrz, w ulewnym deszczu, gnaliśmy po leśnych drogach, rozbryzgując wielkie kałuże i marznąć na kość. Nie było łatwo, ale sympatyczny kierowca, nadkładając drogi, podrzucił nas w miejsce, z którego mieliśmy 5 minut do hotelu.
Następnego ranka siedzieliśmy w jeepie do Siliguri, a przed wyjazdem udało się nam jeszcze zobaczyż nieodległą Khanchendzongę. Podczas przerwy śniadaniowej zjedliśmy najlepsze pieróżki momo, jakie jedliśmy do tej pory.
Jedyny bilet kolejowy, jaki udało się nam kupić w fot.Krzysztof Stępień - GangtokDarjeelingu, to bilet do Patny. W stolicy Biharu znaleźliśmy się przed świtem. Ponieważ obawialiśmy się podróży pociągiem w najtańszej klasie (bez rezerwacji), postanowiliśmy do Varansai (oddalonego o 240 km) udać się autobusem. Niestety, trudności w porozumiewaniu się (słabo znamy Hindi...) i sprzeczność zdań spowodowały, że 2 godziny później jechaliśmy autobusem do Bodhgayi. Wcześniej już zrezygnowaliśmy już z odwiedzenia tego miejca, ale uznaliśmy, że Bodhgaya jako miasto turystyczne, powinna mieć lepsze połączenia z Varansai. Jak się później okazało, była to nieprawda. Do Varanasi odjeżdża dziennie (i to nie bezposrednio) tylko jeden autobus - wyjątkowo lokalny.
poranna medytacja
Wszyscy sugerowali nam jazdę pociągiem z oddalonej o 14 km na północ Gaya.
Bodhgaya
Czterogodzinna podróż autobusowa fot.Krzysztof Stępień - Bodhgayabyła męcząca za sprawą kiepskiej jakości dróg Biharu. Jednak sama Bodhgaya okazała się wyjątkowo miłym miejscem. Jest to jedno z najświętszych dla buddystów miejsc za sprawą faktu, iż medytujący tu pod jednym z drzew Budda doznał tu oświecenia i sformuował swoją filozofię. Obecnie znajduje się tam świątynia i - jak się uważa - oryginał drzewa Buddy, a także liczne klaszory buddyjskie wybudowane przez liczne kraje, w których wyznaje się tę religię. Jest tam klasztor tajski, birmański, nepalski, japoński, chiński, bhutański, wietnamski, koreański, tybetański, lankijski, tajwański i bangladeski. Wszytskie są w charakterystycznym dla danego kraju stylu. Generalnie miejsce warte odwiedzenia.
Następnego ranka wstaliśmy o 3:30, a już o 5:15 jechaliśmy pociągiem z Gaya do Varanasi. Zaryzykowaliśmy jazdę na najtańszym bilecie w klasie slepper w taki sposób, by nie zająć nikomu pryczy. Konduktor najpierw chciał nam wlepić karę, potem kazał przenieść się do właściwego wagonu, by na koniec machnąć na nas z uśmiechem ręką z przyzwoleniem zostania w slepperze. Po sześciu godzinach (z planowanych 4) dotarliśmy do Varanasi.
O śmierci Papieża dowiedzieliśmy się rano rejestrując się w hotelu. Recepcjonista - Hindus - gdy usłyszał, że jesteśmy Polakami, smutno nam zakomunikował o śmierci Jana Pawła II, dodając: "Wielki człowiek", i że bardzo mu smutno z tego powodu... Bez komentarza.