poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
Adam's Peak - miejsce, w którym zstąpił na ziemię Adam po stworzeniu go przez Boga, znane także jako Sri Pada - święty odcisk stopy - pozostawiony przez wstępującego do raju Buddę. Miejsce to znane jest także jako "Samanalakande" - góra motyli, na którą przylatują one, by umrzeć. Chrześcijanie wierzą, że duży odcisk stopy na szczycie góry pozostawił święty Tomasz apostoł, hinduiści natomiast, że Bóg Shiva. Bez względu na to, co jest prawdą, Adam's Peak jest miejscem pielgrzymek ludzi wielu wyznań od ponad 1000 lat.
Szczyt ma wysokość 2243m n.p.m. i jest jednym z najwyższych wzniesień na wyspie. Sezon pielgrzymkowy zaczyna się z pełnią księżyca (Poya), w grudniu i trwa do święta Vesak, w maju, ze szczytem przypadającym na styczeń i luty. W pozostałe miesiące w roku góra wraz z usytuowaną na szczycie świątynią stoi opuszczona.
Naszą podróż rozpoczęliśmy zdecydowanie za późno. Autobus z Kandy wyjechał po 17. Trzy godziny później byliśmy dopiero w Hatton, skąd po zmianie autobusu, już po zmroku, dotaraliśmy do Maskiliya. Niestety ostatni autobus do Delhousie - naszego docelowego miejsca - odjechał 10 minut wcześniej. Pozostała tylko autoryksza. Krótka negocjacja ceny i w drogę. Wydawało się, że będzie to niedługa przejażdżka, a okazało się, że była to 30 minutowa jazda krętą drogą przez lasy. Do Delhousie dotarliśmy po 22. Z miejsca, w którym zatrzymaliśmy się, widać już było oświetloną w sezonie pielgrzymkowym drogę na sam szczyt. Przewodnik zaleca rozpoczęcie wspinaczki około 2 w nocy. Nie bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić (mogliśmy zostać w jednym z resthouseów we wsi), postanowiliśmy powoli podchodzić w górę.
Początek wspinaczki był prosty. Lekko nachylony szlak wiódł zakosami, przy których były gęsto rozstawione kramy z jedzeniem, pamiątkami i herbatą. Dużo z nich otwartych przez całą noc. W dolnym odcinku, co kilkaset metrów, znajdują się figury Buddy, przy których siedzą mnisi. Nastrój, jarzeniowe oświetlenie, zupełna cisza i ogólny klimat tego miejsca przywodził nam na myśl obrazy z filmu "Lowca Androidow" (Blade Runner). Postanowiliśmy wspinać się dalej. Co kilka minut mijaliśmy kolejne stragany, a szlak stawał się coraz bardziej stromy. Co jakiś czas napotykaliśmy pielgrzymów schodzących lub wchodzących na szczyt. Robiło się coraz chłoniej. Wszędzie roznosił się zapach przygotowywanych potraw i herbaty. W połowie drogi dołączył do nas pies, który towarzyszył już nam do samego szczytu. Na samą górę dotarliśmy po 2 w nocy. Byliśmy wykończeni. Plecak z ciepłymi ubraniami i torba z aparatem dały się nam mocno we znaki.
Na szczycie wybudowana jest swiątynia, której dolna część służy jako niewielkie schronisko. W praktyce sprowadza się to do jednej betonowej izby, w której to na kamiennej podłodze pielgrzymi mogą przeczekać do świtu. Celem każdej pielgrzymki jest bowiem stanąć na szczycie góry o wschodzie słońca. Założyliśmy na siebie wszytskie ciepłe ubrania: długie spodnie, cienkie polary, grube polary, kurtki goretexowe i pełne buty. Nawet pomimo tego, w izbie pozbawionej drzwi przeciągi tak obniżały temperaturę, że trzęśliśmy się jak osiki. Lankijczycy też się trzęśli. Mieli na sobie tylko spodnie i podkoszulki, niektórzy byli owinięci w cienkie prześcieradła (jakie tu się używa zamiast kołder) lub mieli ręczniki nasunięte na głowę. Wszyscy obowiązkowo w "narodowym" obuwiu - klapkach "motylkach". W ten sposób doczekaliśmy pierwszych promieni słońca, kilka minut po 6 rano.
Było warto. Widok wstającego słońca nad okrytymi mgłą górami Sri Lanki robi wrażenie. Gdy pojawiła się pierwsza zorza, mnisi w świątyni zaczęli odprawiać nabożeństwo. Jednak wszyscy zgromadzeni skupiali swoją uwagę na wschodzącym słońcu. Pielgrzymka zakończona. Zaczęliśmy schodzić. Z każdą minutą robiło się coraz cieplej, tak że zdejmowaliśmy kolejne ciepłe ubrania. Schodzenie było jeszcze trudniejsze niż wchodzenie na górę. Na kolejnych setkach kamiennych stopni zmęczone nogi odmawiały posłuszeństwa. Do wsi Delhousie, po ponad 2 godzinnym schodzeniu, dotarliśmy półżywi. Słońce było już wysoko, a przed nami ponad 4 godzinna podróż do Kandy.
Informacje praktyczne
Do Delhousie można się dostać:
- autorykszą - za około Rs2000 (w obydwie strony, ale tylko dzienna opcja)
- my jechaliśmy lokalnymi autobusami
- Kandy - Hatton - 3 godziny - Rs39
- Hatton - Maskiliya - 40 minut - Rs13
- Maskiliya - Delhousie - 30 minut - Rs17
- ryksza z Maskiliya do Delhousie - Rs250
Jeśli planuje się nocne wejście, należy zabrać ze sobą ciepłą odzież.