sobota, 22 paź 2016 Rangun, Myanmar
Kobieta z plemienia Chin
Pstryk - słychać dźwięk migawki aparatu fotograficznego. Pstryk, Pstryk i jeszcze jeden. W wizjerze widzę twarz staruszki. Nie pozuje do zdjęcia, choć ma świadomość, że stoję tuż obok, a chwilę wcześniej, prostym skinieniem głowy wyraziła zgodę na zdjęcie. Ponoć ma 66 lat i całe życie mieszka w tej wiosce, nad brzegiem rzeki. Należy do plemienia Chin - jednego z wielu wchodzących w skład barwnej i zróżnicowanej mieszaniny grup etnicznych tworzących współczesną Birmę. Nie próbuje się uśmiechać, bo zęby ma niemal doszczętnie zniszczone przez wieloletnie żucie betelu. W ich miejscu pozostały już tylko zabarwione na czerwono dziąsła. Oczy, lekko zadymione, zdradzają zmęczenie. Jednak w twarzy staruszki jest coś wyjątkowego, co wyróżnia ją spośród osób w jej wieku. To wyraźny tatuaż, przed wieloma laty umieszczony na całej jej twarzy. Jest doskonale widoczny, pomimo upływu ponad 50 lat od jego wykonania. Tatuaż przypomina pajęczą sieć i oplata całą twarz, nie omijając nawet najbardziej wrażliwych i delikatnych jej fragmentów.
Pstryk, pstryk... odkładam aparat od oczu. Sprawdzam zdjęcie i obracam aparat, aby w wizjerze pokazać efekt. Staruszka wyraźnym ruchem ręki odmawia - nie chce patrzeć na swoją fotografię. Daje do zrozumienia że czuje się brzydka. Nawet przez towarzyszącego nam tłumacza nie udało mi się zrozumieć, czy w jej mniemaniu wiek sprawił, że czuje się brzydka, czy też może tak się ocenia za sprawą posiadanego tatuażu.
Kobieta z plemienia Chin
Czy tak oceniała się przez całe życie? Sądząc z wieku, musiała być jedną z ostatnich poddanych temu bolesnemu procederowi kobiet.
Nie jest to jedyna osoba we wsi z takim tatuażem. Przeciwnie - jest ich dużo. W zasadzie większość kobiet w jej wieku, zamieszkujących wioski plemienia Chin, rozrzuconych wzdłuż rzeki, na północ od Mrauk U, posiada umieszczony na twarzy pajęczy tatuaż.
Przekazy mówią, że tradycja tatuowania twarzy kobiet pojawiła się dawno temu, w czasach, kiedy to regionem władali królowie i przeróżni książęta. Prawo wtedy stanowiło, że każdy z nich, mógł wejść do wioski, wybrać sobie dowolną dziewczynę, pojąć ją za kolejną żonę (tudzież niewolnicę) i bez niczyjej zgody wywieźć na zawsze z rodzinnej wioski. Aby przeciwdziałać temu, pośród górskich plemion Chin, Magan i Muun, wykształcił się zwyczaj "oszpecania" młodych dziewcząt, przez tatuowanie ich twarzy. Nie ma do końca sprawdzonych informacji, na ile zabieg ten skutecznie odstraszał amatorów damskich wdzięków. Ważniejszy jest jednak fakt, że szybko, zwyczaj ten stał się istotnym elementem tożsamości etnicznej. Przez kolejne dziesięciolecia, tatuowanie twarzy stało się nieodzownym rytuałem, towarzyszącym życiu praktycznie każdej dziewczynki. Bogato wytatuowana twarz stała się kanonem piękna, wysoko cenionym pośród mężczyzn.
Rytuałowi poddawane były dziewczęta w wieku przynajmniej 10 lat.
Kobieta z plemienia Chin
Teoretycznie, same musiały wyrazić zgodę na bolesny tatuaż, jednak najczęściej presja społeczna była na tyle duża, że odmienne zdanie w tym temacie nie było dobrze widziane. Ponoć zdarzało się, że sprzeciwiające się tatuowaniu dziewczęta, zamykane były w chlewiku wraz ze świniami i trzymane tak długo, aż zmieniły zdanie.
Tatuowaniem zajmowały się głównie starsze kobiety z rodziny. Najczęściej wnuczkę tatuowała babcia. Do nakłuwania skóry służyły kolce roślin, a tusz wyrabiany był z połączenia bawolej żółci, świńskiego sadła, sadzy oraz wyciągu z kilku roślin. Zabieg trwał od jednego do dwóch dni, zależnie od stopnia skomplikowania wzoru. Nie trzeba dodawać, że był bardzo bolesny. Wzory niemal zawsze przypominały pajęczą sieć, jednak każde plemię, a nawet poszczególne wioski, posiadały unikalne, dodatkowe motywy, umożliwiające identyfikację pochodzenia.
Zwyczajowi temu kres położyła junta wojskowa jakieś 60 lat temu. Ustanowili oni - obowiązujący po dziś dzień - prawny zakaz nanoszenia tatuaży na twarz kobiet, za złamanie którego przewidziane są bardzo surowe sankcje finansowe. W zasadzie, proceder ten nie jest już praktykowany, nie licząc może kilku naprawdę odległych, żyjących niemal poza cywilizacją górskich plemion, rozsianych daleko, na północy kraju.
Kobiety z plemienia Chin, żyjące w wioskach na granicy stanów Chin i Arkan, dosłownie 90 minut rejsu łodzią w górę rzeki z Mrauk U, są ostatnim, żyjącym świadectwem przemijającego zwyczaju. Gdy odejdą, historia ta zostanie już tylko na kartach książek oraz na fotografiach. Zamyka się w ten sposób pewien rozdział.