piÄ…tek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Główna hala targowa
Po niespełna 23 godzinach spędzonych w pociągu z Bangkoku dotarliśmy na dalekie południe Tajlandii, do granicznego miasteczka Sungai Kolok. Przejazd tą trasą był niezwykle przyjemnym i relaksującym doświadczeniem. Chcąc zaoszczędzić pieniądze oraz nie lubiąc wagonów z klimatyzacją wybraliśmy jedną z najtańszych klas - II klasę, siedzącą, w wagonie bez klimatyzacji. I wiecie co? To był doskonały pomysł. Tak wygodnej podróży koleją już dawno nie mieliśmy. Wnętrze wagonu, na pierwszy rzut oka wydało się nam archaicznie stare. Drewniany wagon, lekko brudnawy wyglądał jak wagony z Europy okresu II wojny światowej. Ale pierwsze wrażenie było mylące. Niezwykle rzadko poustawiane rzędy miękkich siedzeń umożliwiały ich rozłożenie niemal do pozycji leżącej. W takich siedzeniach jeszcze nie podróżowaliśmy. Co więcej niemal wszystkie okna były pootwierane co w połączeniu z umieszczonymi na suficie wentylatorami zapewniały przyjemny obieg powietrza.
Po nocy spędzonej w pociągu obudziliśmy się w zupełnie innym świecie. Skrajne południe Tajlandii zdominowane jest przez wyznawców Islamu. Za oknami często widzieliśmy meczety a niemal wszystkie kobiety - zarówno te w pociągu jak i na ulicach - włosy miały okryte chustami. Taki widok będzie nam już towarzyszył przez następne dni w muzułmańskiej Malezji. W ciągu minionych kilkunastu miesięcy, rejon południa Tajlandii był miejscem poważnych starć pomiędzy armią a islamskimi fundamentalistami, przez co każda mijana stacja bardziej przypominała strefę zdemilitaryzowaną niż element infrastruktury kolejowej.
Gromadka dzieci
Pełno uzbrojonego wojska, worki z piaskiem, drut kolczasty... Na szczęście przez ostatnie lata podróżowania przywykliśmy do widoku broni i żołnierzy.
Tym razem, przejście przez granicę nie dostarczyło nam tylu wrażeń jak granica pomiędzy Laosem i Tajlandią. Cudowną rzeczą jest brak obowiązku posiadania wizy. Na granicy z Malezją Polacy otrzymują stempel umożliwiający 90 dniowy pobyt. Żadnych pytań, formularzy, zdjęć...
Pierwsze malezyjskie miasto zrobiło na nas raczej nieciekawe wrażenie. Generalnie nie lubimy miast przygranicznych bo zawsze jest to większy lub mniejszy obraz "nędzy i rozpaczy". Co gorsza mieliśmy duże problemy z wymianą pieniędzy. Dotarliśmy tam w piątek, przed południem - czasie najważniejszej muzułmańskiej modlitwy w tygodniu, przez co wszystkie banki były pozamykane a bankomaty nie honorowały naszych kart. Ponadto padał deszcz i ogólnie było mało przyjemnie.
Parę godzin później dotarliśmy do największego miasta tej części Malezji - Kota Baharu (czyt. Kota Baru). Przywitało nas tam morze kwiatów... Nie, miasto wcale nie tonie w kwiatach, toną w nich Malezyjki, poubierane od stóp do głów w kwieciste płaszcze i takież chusty na głowach. Wszystko jest kolorowe aż do granic możliwości. Do tego z pasją zestawiają przeróżne, czasem oczojebne kolory w jednym ubraniu.
Kobiety tonÄ…ce w kwiatach
Wygląda to raczej koszmarnie, choć trzeba dodać, że w dotyku materiały te nie są aż tak plastikowe jak na przykład ubrania Ujgurek w Chinach. Sprawdziła to Agnieszka chodząc po straganach z tkaninami, szukając takiego co by się nadał na zasłony. Samo miasto jest zdecydowanie nieciekawe. Chaotyczne, sprawiające wrażenie niepoukładanego placu budowy. Budynki w różnych stylach, plątanina ulic. Z całą pewnością nie jest to miejsce do zwiedzania. Zatem co nas skłoniło do przyjazdu akurat tu, a nie pojechania jak wszyscy inni turyści pociągiem z Bangkoku do leżącego na zachodnim wybrzeżu Malezji - Penang? Otóż opowieść misiowatego, przesympatycznego Australijczyka, którego poznaliśmy w chińskim Xi'an. Kurcze wydaje się, że rozmawialiśmy z nim wieki temu... Ale do rzeczy. Opowiedział on nam o cudownych wyspach Perhentian, leżących na wschodnim wybrzeżu Malezji. Sezon turystyczny trwa tam parę miesięcy wolnych od monsunu. Poza tym okresem - jak pisze nasz przewodnik - ruch turystyczny NIEMAL tam zamiera. Dotarł on tam już poza sezonem, trafił na kilka dni doskonałej pogody i jedną z najpiękniejszych plaż w Malezji miał na wyłączność. Na plaży przez cały okres jego pobytu nie było ani jednego turysty. Opowiadał nam o tych wyspach z taką pasją że jeszcze w Xi'an postanowiliśmy pójść w jego ślady. Cóż, kolejna historia z serii "znajomy, znajomego słyszał...".
Główna hala targowa
Mieliśmy zamiar wyruszyć na te wyspy jeszcze tego samego dnia w którym wjechaliśmy do Malezji ale przesunięcie czasu o godzinę w stosunku do Tajlandii, problemy z wymianą pieniędzy i konieczność skorzystania z Internetu sprawiły że nie obeszło się bez noclegu. Wieczorem, menadżer naszego hotelu z ciekawości zapytał:
- dokÄ…d siÄ™ jutro wybieracie?
- na wyspy Perhentian
- eeeee? Ale one są zamknięte - powiedział podkreślając to gestem dłoni
- jak zamknięte?
- no monsun. Fale są tak duże że statki nie mogą pływać. Raz dziennie, przy lekkim wietrze pływa łódź rybacka. Tydzień temu w hotelu mieszkała para Irlandczyków. Czekali u mnie 6 dni na lepszą pogodę i w końcu zrezygnowali. Przy takiej pogodzie jak dzisiaj nie ma szans na rejs nawet z rybakami - powiedział stanowczo, patrząc na pogodę za oknem.
Tak więc tyle w kwestii odwiedzenia rajskiej plaży. Informacje tę potwierdziliśmy jeszcze w paru miejscach i wszędzie twierdzono że najwcześniej będzie się można tam dostać na początku lutego. Zatem trzeba było obmyśleć nowy plan. Nie mieliśmy bardzo czasu na dokładne poznawanie Malezji przez co nie mieliśmy w planie odwiedzenia Parku Narodowego Taman Negara ale pojawiła się możliwość przejechania z Kota Baharu pociągiem w stronę Singapuru tzw. linią kolejową przez dżunglę - linią łączącą miasteczko Tumpat na wschodnim wybrzeżu z Gemas na linii kolejowej z Kuala Lumpur do Singapuru.
korzenie imbiru
Cała trasa przecina Półwysep Malajski w poprzek i prowadzi przez jeden z najstarszych lasów tropikalnych na ziemi. Tak więc zostaliśmy następny dzień w Kota Baharu łażąc po sklepach i zajadając się miejscowymi smakołykami, poczym następnego dnia jeszcze przed świtem siedzieliśmy już w wagonie III klasy, lokalnego, koszmarnie powolnego pociągu do Gemas.
Dwa dni spędzone w Kota Baharu, miasta z dumą noszącego przydomek "miasto Islamu", ponoć najbardziej ortodoksyjnego zakątka Malezji upłynęły niemal zupełnie bezstresowo za sprawą gościnnych mieszkańców. Nie trzeba mieć żadnych obaw przybywając tu. Ludzie są tu naprawdę życzliwi i przyjaźni. Oto krótki przykład. Robiliśmy zdjęcia na jednym z pięter budynku bazaru miejskiego. Przez długi obiektyw Krzysiek starał się zrobić jakieś ciekawe ujęcie. W pewnym momencie podszedł do niego Malezyjczyk - z całą pewnością muzułmanin.
- idź za mną, chodź, tam, tam - oznajmił dosyć stanowczo
- gdzie?, dokąd? - dopytywał Krzysiek
- chodź za mną
Krzysiek był pewien że chodzi o to, że fotografuje muzułmańskie kobiety, ale poszedł z ciekawości za swoim rozmówcą. Po chwili obydwaj podeszli na skraj jednego ze stoisk gdzie na murku siedziała 5 dzieci.
- proszę zrób im zdjęcie - oznajmił mężczyzna
- bardzo chętnie.
Linia kolejowa przez dżunglę
- to moje dzieci, wszystkie są moje, cała piątka - kontynuował z dumą w głosie mężczyzna, poczym po malajsku nakazał dzieciom uśmiechnąć się i nie ruszać się. Krzysiek w tym czasie zrobił kilka zdjęć.
- skąd jesteś - zapytał mężczyzna
- from Poland - odparł Krzysiek
- Foland, hmm, Foland? Witaj w Malezji...
Na zakończenie mała ciekawostka. W Kota Baharu wyrabia się perfumy. Poza pachnącymi olejkami można łatwo nabyć bardzo tanie podróbki markowych perfum. Produkowane są też lokalne zapachy o bardzo wdzięcznych nazwach takich jak: Saddam Husain, Taliban, Osama czy Sułtan Brunei. Urocze...
Poza tym, w Bangkoku złapaliśmy pchły. Pogryzły nas dotkliwie i wiecie co? W hotelu w Kota Baharu złapaliśmy ich jeszcze więcej. Chyba musimy zwiększyć budżet na hotele bo jak tak dalej pójdzie to pchły nas zwyczajnie zjedzą...
Informacje praktyczne:
- pociąg z Bangkoku do Sungai Kolok. Dwa dziennie: pośpieszny 13:00, ekspres 15:20. Pierwszy na miejsce dociera o 10:45 następnego dnia. Bilet w II klasie siedzącej bez A/C 527 Baht
- waluta Malezji to ringit (RM). 1 USD - 3,46 RM
- autobus z granicy do Kota Baharu - 3,9 RM, 1 godzina
- nocleg od 20 RM za dwójkę
- Internet 1,8 - 3 RM / godzinÄ™
- w mieście działa kilka tanich sklepów sprzedających absolutnie wszystko. Ceny znacznie niższe niż w innych miastach Malezji. Dobrze zaopatrzone stoiska religijne z czapkami, dywanikami modlitewnymi. Średniej wielkości dywan - 9 RM, muzułmańskie czapki 4 - 20 RM
- bardzo duża liczba stoisk z przekąskami. Wyśmienite hamburgery 2 - 3,5 RM
- w Kota Baharu wytwarza się perfumy. W sklepach można kupić flakoniki z pachnącymi olejkami oraz podrobione perfumy markowych firm. Niewielka buteleczka - 3 RM
- najbliższa stacja kolejowa to Wakaf Bahru, parę kilometrów od Kota Baharu. Codziennie, późnym wieczorem odjeżdżają ekspresy do Kuala Lumpur oraz Singapuru. Przez dżunglę przejeżdżają nocą. Lokalny pociąg na linii przez dżunglę odjeżdża o 06:25. Wagony tylko III klasy ale wygodne. Do Gemas dociera po 14,5 godzinach jazdy o 20:50. Bilet w cenie 19,2 RM. Trasa niezwykle atrakcyjna widokowo.
- Do innych miast półwyspu znaczenie szybciej podróżuje się autobusami.