piątek, 30 paź 2009 Bangkok, Tajlandia
W ogrodach pałacu królewskiego
Po blisko połowie zaplanowanego pobytu nasuwa się jedna refleksja - za dużo. Zaplanowana trasa jest zdecydowanie zbyt przepakowana - zamiast poddać się tutejszemu rytmowi życia biegniemy jak typowe białasy z jednego miejsca na drugie żeby zobaczyć jak najwięcej, zaliczyć kolejne miejsce. BŁĄD !!! Będąc tutaj trzeba zapomnieć skąd się przybywa, dać się uwieść leniwemu trybowi życia miejscowych...niestety łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać będąc trybikiem globalnych koncernów gdzie już trzy tygodniowy urlop budzi poważne obiekcje....Planując wyjazd jeszcze raz zrezygnowałbym z któregoś z krajów. Czy mamy zaliczony Wietnam - kolejny kraj na szlaku - tak, mamy, ale niestety jest on właśnie zaliczony, liźnięty a nie poznany. Góry, Ha Noi, HCMC, delta Mekongu, Ha Long to właśnie raczej zaliczenie a nie poznanie kraju, kultury, jego ludzi...
No trudno - czas goni także czas w drogę. Podróż z Chau Doc do Phnom Penh minęła szybko i przyjemnie. Kaśka zgubiła co prawda fotkę do kambodżańskiej wizy (podobno obowiązkowa), ale za dolara więcej nikt się na granicy o nią nawet specjalnie nie upomniał. Dodatkowo spóźniła się na odpływającą łódź, także goniła nas małą łódką do płynącego już promu. Trochę stresu było, że nas nie dogoni ale na szczęście po kilku minutach, nieco zestresowana zameldowała się na pokładzie.
W stolicy Kambodży decydujemy się na hotel Sky Park: 8 $ za pokój z wiatrakiem.
Te co skaczą i fruwają...
Uroczo wyglądają napisy witające gości: "No drugs, no weapon in the hotel allowed" - przynajmniej wiadomo czego się spodziewać :)
W mieście zwiedzamy Srebrną Pagodę i pałac królewski a także idziemy na Psar Market. Jedną z atrakcji są niewątpliwie stoiska ze smażonymi owadami: koniki polne, szarańcza, karaluchy - do wyboru do koloru.
Niesamowite, iż zaledwie 30 lat temu ten kraj był świadkiem terroru Czerwonych Khmerów, opętanych wizją utopijnego komunistycznego społeczeństwa. W samej stolicy w momencie przejęcia władzy przez reżim Pol Pota ludzie byli zsyłani do obozów pracy w zależności od miejsca w którym byli złapani: ci ze wschodnich dzielnic na wschód kraju, z południowych na południe itd. Za samo noszenie okularów a co za tym idzie podejrzenie inteligenckiego pochodzenia groziła śmierć...Pozostałością po tamtych latach a także amerykańskich bombardowaniach z czasów wojny w Wietnamie jest kilka milionów min pozostających w kambodżańskiej ziemi. Lepiej nie schodzić z oznakowanych szlaków. Niestety co chwila widać osoby które nie były wystarczająco ostrożne. Niemniej Phnom Penh to obecnie tętniąca życiem stolica kraju, który się dynamicznie rozwija chcąc zapomnieć o terrorze sprzed zaledwie trzech dekad. Miejsce pełne także turystów pragnących poznać tą perłę Indochin. Niestety pośpiech sprawia, iż już jutro będziemy jechać do miejsca będącego celem podróży większości przybywających do Kambodży turystów - Angkor Wat.