lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Teheran  
Polityczne malowidła na budynku"Teheran, Iranfoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
Booking.com

Najnowsze artykuły

Flames of... Baku

Top of the top - Iran!

Oman - to zdecydowanie więcej niż jedyne państwo na literę "O".

Nepal - My first time

e-Tourist Visa do Indii - wyjaśniamy szczegóły

Stambuł z zupełnie innej perspektywy

Cud w indyjskiej Agrze na miarę drugiego Taj Mahal

Do Mongolii bez wizy

Muktinath (Jomsom) Trekking - profil wysokości i statystyka

Bezpłatne wycieczki po Dosze dla pasażerów Qatar Airways

Do Indonezji bez wizy

Wiza do Indii wydawana już na lotnisku?

Poznaj Azję Centralną oglądając animowane filmy

Co wiesz o Azji Centralnej?

Bilet na indyjski pociąg tylko na 60 dni przed odjazdem?

Turkish Airlines poleci do Kathmandu!

TikTok vows to fight 'unconstitutional' US ban

The batting blitz turning cricket into baseball

Australian police launch manhunt for Home and Away star

Seven teens arrested in Sydney counter-terror raids

'Male' hippo in Japanese zoo found to be female

Diabetic Delhi leader finally gets insulin jab in jail

Ten dead after Malaysia navy helicopters collide

Tens of thousands evacuated from massive China floods

Seven killed as race car hits crowd in Sri Lanka

Pro-China party wins Maldives election by landslide

House speaker heckled by Gaza protesters at Columbia

Searching for missing loved ones in Gaza’s mass graves

Tents appear in Gaza as Israel prepares Rafah offensive

Iranian rapper sentenced to death, says lawyer

UN 'horrified' by Gaza hospital mass grave reports

Argentina seeks arrest of Iranian minister over bombing

'We need a miracle' - Israeli and Palestinian economies battered by war

US to send new Ukraine aid right away, Biden says

Restart aid to Palestinian UN agency, EU urges

Father begins legal fight against BP for dead son

Miasta Azji

 New Delhi

warto zobaczyć: 23
transport z New Delhi: 2
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Jerozolima

warto zobaczyć: 9
transport z Jerozolima: 3
dobre rady: 12

wybierz
[opinieCount] => 0

 Hua Shan

warto zobaczyć: 8
transport z Hua Shan: 3
dobre rady: 18

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pekin

warto zobaczyć: 27
transport z Pekin: 5
dobre rady: 60

wybierz
[opinieCount] => 0

 Stambuł

warto zobaczyć: 38
transport z Stambuł: 2
dobre rady: 40

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pokhara

warto zobaczyć: 9
transport z Pokhara: 1
dobre rady: 9

wybierz
[opinieCount] => 0

 Katmandu

warto zobaczyć: 14
transport z Katmandu: 3
dobre rady: 21

wybierz
[opinieCount] => 0

 Tajpej

warto zobaczyć: 22
transport z Tajpej: 11
dobre rady: 39

wybierz
[opinieCount] => 0

 Xi'an

warto zobaczyć: 10
transport z Xi'an: 2
dobre rady: 19

wybierz
[opinieCount] => 0

 Szanghaj

warto zobaczyć: 18
transport z Szanghaj: 1
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

Powiadomienia

Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu

Dołącz do nas!


 
 
  •  Iran
     kursy walut
     IRR
     PLN
     USD
     EUR
  •  Iran
     wiza i ambasada
    Iran
    ambasada w Polscetak
    wymagana wizatak
    wiza turystyczna jednokrotna na 30 dni pobytu kosztuje 50 euro
    Najmniejsza
    prowizja w Polsce!
    117 PLN wiza tranzytowa - około 14 dni roboczych sprawdź szczegóły

Iran zimą. Narty i zwiedzanie.

czwartek, 9 sie 2007
  • dotyczy:  

Trasa: 
Teheran - Shemshek - Teheran - Qom - Kashan - Esfahan - Shiraz (Persepolis) - Busher - Choqa Zambil - Shush - Andimesk - Teheran - Dizin - Teheran.

Uczestnicy:
Bastek Domżalski
Marysia Wejs

Wiza:
Wiza kosztuje 100 USD, jej załatwianie w Warszawie zajmuje 2 tygodnie.

Dojazd:
Najłatwiej i najszybciej można dostać się do Iranu samolotem. Najtańsze loty przez Moskwę oferuje Aeroflot. Koszt przelotu w obie strony wynosi 1 550 PLN. Zimą zdarzają się promocje i wtedy do Teheranu można dostać się nawet za mniej niż 1 000 PLN (cena z opłatami lotniczymi). Na pokład można bezpłatnie zabrać narty lub snowboard.

Narty:

  • Sezon narciarski trwa w Iranie od połowy grudnia do końca marca. 
  • Jednodniowy karnet kosztuje około 7 USD. 
  • Na miejscu znajduje się kilka wypożyczalni sprzętu, w których za 10 USD możemy wypożyczyć narty lub snowboard. Niestety ich jakość pozostawia sporo do życzenia. 
  • W dzień powszedni właściwie nie ma kolejek do wyciągów. W weekend (w Islamie wolne są piątek i sobota) oczekiwanie na wjazd może wydłużyć się nawet do 15 minut. 
  • W Dizin i Shemshak znajdują się po dwa hotele. Dwuosobowy pokój w każdym z nich kosztuje około 50 USD. W Shemshak można również zamieszkać w kwaterach prywatnych. 
  • Wielu narciarzy decyduje się na mieszkanie w dużo tańszej, oddalonej od dwie godziny stolicy i codzienne dojazdy na stoki. Jeśli nie mamy własnego środka transportu, możemy skorzystać z oferty miejscowych biur podróży, które mogą nam taki transport zorganizować. Warto jednak pamiętać, że z uwagi na obfite opady drogi dojazdowe bywają często nieprzejezdne, a wtedy na stok nie dostaniemy się już w żaden sposób. 
  • Obiad w hotelowej restauracji kosztuje około 40 000 Riali

Dziennik podróży:

18.01.

O 8:40 docieramy do ambasady Iranu, gdzie miły pan z działu wizowego wręcza nam paszporty (Zostawiliśmy odbiór wiz na ostatnią chwilę, co było zagraniem ryzykownym, ale pozwoliło zmniejszyć ilość pobytów w stolicy). Potem biegiem na lotnisko i o 11:40 wylatujemy leciwym Tupolewem do Moskwy. Lot mija nam szybko i przyjemnie. W ciągu dwóch godzin poznajemy najskrytsze zakamarki lotniska Szeremietiewo, wypijamy ostatnie piwo. O 21:40 wylatujemy w końcu do Teheranu.

19.01. 

O 2:05 czasu miejscowego, po czterogodzinnym locie, lądujemy w Teheranie. Na lotnisku czekamy aż do wschodu słońca. O 5:00 wychodzimy z lotniska i jedziemy na dworzec autobusowy, z którego ma odjeżdżać transport do położonych w górach ośrodków narciarskich. Niestety tam pojawiają się komplikacje, nikt nic nie wie o żadnym autobusie, a jak już ktoś coś wie to zupełnie nie zgadza się to z zeznaniami jego poprzednika. Po dwóch godzinach udaje nam się w końcu wsiąść do taksówki jadącej do Fashan (miasta leżącego na drodze do Dizin). Po godzinnie jazdy przesiadamy się do autobusu do Meygun. W Maygun kończy się podobno zasięg publicznego transportu i dalej musimy radzić sobie sami. Po 20 minutach stania na szosie w padającym śniegu udaje nam się złapać stopa do Dizin. Zabiera nas młody Irańczyk Ali. Doskonale mówi po angielsku, ale w końcu spędził 5 lat w USA. Twierdzi, że z powodu znacznych opadów trasa do Dizin jest zamknięta, ale on jest na tyle szalony, że spróbuje się przebić swoim super jeepem. 

Początkowo idzie nam całkiem dobrze, mijamy pierwszy ośrodek narciarski Shemshek i jak burza mkniemy dalej. Niestety na drodze jest coraz więcej, nasz jeep zaczyna „płynąć” w śniegu aż w końcu grzęźnie w lawinie. Dalsza jazda jest niemożliwa, ale Ali twierdzi, że jesteśmy już bardzo blisko Dizin (max. godzina piechotą). On postanawia jednak zawrócić, a my na piechotę próbujemy dalej. Marsz utrudnia sięgający trochę ponad kostki śnieg, którego co gorsza ciągle przybywa. Po 40 minutach udaje nam się dostrzec w dole jakąś wioskę, niestety górnej stacji gondoli nigdzie nie widać. Idziemy więc dalej. Przez kolejne 2 godziny marszu nie widać żadnych śladów cywilizacji. Śniegu napadało nam aż tyle, że sięga nam już do kolan. W tych warunkach postanawiamy zawrócić. Droga powrotna okazuje się nie być o wiele łatwiejsza. Co prawda droga prowadzi w dół, ale padający śnieg zupełnie zatarł nasze ślady, musimy więc wszystko przecierać na nowo. 

fot. Sebastian Domżalski
Po około 1,5 godzinie marszu, znów dostrzegliśmy mijaną wcześniej wioskę. Naiwnie pomyśleliśmy, że to musi być Dizin – nasz upragniony cel podróży. Postanowiliśmy więc zejść, a właściwie zjechać do niej. Ponownie jednak warunki pogodowe nas pokonały. Dojście do pierwsze drogi zajęło nam ponad godzinę. Miejscami śnieg sięgał nam nawet po przysłowiowe pachy. Jeszcze większą niespodziankę sprawił nam pierwszy napotkany miejscowy, który na nasze pytanie czy to Dizin, uśmiechnął się z politowaniem i powiedział, że Dizin „bahman” (zasypane), a my znajdujemy się w wiosce niedaleko Shemshek. Ponieważ było już późno (koło 15 tej), a my mieliśmy już po dziurki w nosie naszej wycieczki, postanowiliśmy przedostać się do Shemshek i tam zatrzymać się na noc w hotelu. Niestety okazało się, że droga jest zasypana i znowu musimy iść na piechotę, co zajęło nam kolejną godzinę. W hotelu recepcjonista spojrzał na nas z pożałowaniem i wręczył kluczyki do ostatniego wolnego pokoju. Po prysznicu udaliśmy się na posiłek do hotelowej restauracji, gdzie miły Francuz (trener irańskiej reprezentacji w narciarstwie alpejskim) poinformował nas, że z powodu opadów zasypana jest nie tylko droga do Dizin, ale także ta powrotna do Teheranu. Utknęliśmy więc w środku gór Alborz i musimy pokornie czekać na rozwój wypadków pogodowych. O 19 tej strasznie zmęczeni (nie dość że wykończyła nas nasza górska wycieczka, to do tego doszło zmęczeni po podróży samolotowej) udaliśmy się w objęcia Morfeusza.

20.01.

Rano za oknem wita nas przepiękna pogoda. Postanawiamy więc cały dzień spędzić w Shemshek. Zresztą drogi nadal są nieprzejezdne. Ja postanawiam wypożyczyć narty i wypróbować tutejsze stoki. Okazują się być znacznie trudniejsze niż przypuszczałem. Ogromne opady śniegu zaskoczyły nie tylko drogowców, ale także i obsługę ośrodka, stok zupełnie nieprzygotowany, ratrak dopiero zaczyna pracę. Sprawę, utrudnia znaczne nachylenie stoku, choć z drugiej strony gdyby nie ono to przy tej ilości śniegu pewnie w ogóle nie dałoby się zjechać. Koło 12:00 drogowcom udaje się odblokować drogę do Teherenu, od razu staje się do widoczne na stoku (pojawiają się straszne tłumy), tworzą się piętnastominutowe kolejki do jedynego funkcjonującego, na szczęście bardzo długiego wyciągu. 

fot. Sebastian Domżalski
Na stoku, panuje iście europejska moda, większość ludzi ubrana jest w super nowoczesne stroje. Połowa Iranek nie ma nawet na głowie nakrycia głowy, co w pozostałej części Iranu byłoby niedopuszczalne. Po południu jestem już tak wykończony, że postanawiam oddać narty i ledwo docieram do hotelu. Decydujemy się wracać do Teheranu. Stoki w Shemshek są dla nas zdecydowanie za trudne, a widoków na przedostanie się do Dizin raczej brak. Zobaczymy co będzie za tydzień. Szybko łapiemy więc stopa do Teheranu, a stamtąd autobusem dostajemy się do Qom, drugiego co do ważności miasta religijnego w Iranie. Na miejscu szybko udaje nam się znaleźć hotel naprzeciwko słynnej świątyni. Jest już ciemno, ale idziemy na szybki spacer wokół meczetu. Przez przypadek, udaje nam się nawet wejść do środka, co normalnie dla nie-Muzułmanów nie jest możliwe. W środku sporo ludzi, urzeka nas ogromny przepych świateł i luster.

21.01.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy koło 10 tej od miejscowego cmentarza, który przypominał plac, z wbetonowanymi weń kamiennymi tablicami. Wszystko równe, tak, że bo grobach można nie tylko chodzić, ale i jeździć motorem, co miejscowi z lubością czynili. Następnie poszliśmy do domu, w którym mieszkał i pracował Chomeini, całkowicie przeciętny. Na koniec udaliśmy się jeszcze w okolice meczetu, aby tam porobić zdjęcia miejscowych. Koło 12:30 wróciliśmy do hotelu, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na obrzeża miasta, gdzie złapaliśmy autobus do Kashan. Taksówką jedziemy do hotelu Golestan. Tam zostawiamy bagaże i taksówką jedziemy do zabytkowej dzielnicy, gdzie oglądamy jeden z zabytkowych domów Khan-e Abbasin. Przed zachodem zdążamy jeszcze pochodzić po zaułkach starego miasta, i na piechotę wracamy do hotelu.

22.01.

Meczet Imam Meczet Imam fot. Sebastian Domżalski
Wstajemy dość wcześnie, autobusem miejskim dostajemy się do ogrodów Fin położonych pod Kashan. Latem ogrody muszą być bardzo miłym miejsce spędzania wolnego czasu, tylko niestety zatłoczonym. My jesteśmy praktycznie sami. W drodze z ogrodów postanawiamy zwiedzić jeszcze meczet Shahzadeh-ye Ibrahim, Meczet całkiem ciekawy, szczególnie ze względu na charakterystyczny, typowy dla regionu, kształt kopuły. Po zwiedzeniu meczetu, dostajemy się w okolice starego miasta, gdzie oglądamy mury miejskie. Tam spędzamy czas wspinając się na piaskowe fortyfikacje i podziwiając okoliczne góry. Najlepsze jest to, że wyglądają na zupełnie zapomniane miejsce, nie ma biletów wstępów, prawie zupełnie ich nie restaurowano i nikt ich nie pilnuje. Kolejnym punktem jest dom Khan-e Tabatabei na starym mieście. Stamtąd na piechotę dostajemy się do hotelu. Po drodze zwiedzam bazar oraz meczet. Z hotelu jedziemy taksówką na dworzec autobusowy, a stamtąd łapiemy transport do Esfahanu. Po 3 godzinnej podróży lądujemy na dworcu w Esfahanie. Taksówką jedziemy do hotelu Amir Kabir. Właściciel nie tylko pamięta, że byłem już u niego (1,5 roku temu), ale także to że pochodzę z Polski, a poprzednim razem miałem inną „żonę”. Wieczorem idziemy na Emmam Chomeini Square, niestety mocno padający śnieg utrudnia robienie zdjęć. Pijemy więc herbatkę w jednej z uroczych herbaciarni i wracamy do hotelu.

23.01.

Sheikh Lotfollah Meczet Sheikh Lotfollah Meczet fot. Sebastian Domżalski
Wstajemy wcześnie, bo o 8:00. Za oknem przepiękna pogoda. Na ulicach nadal leży śnieg, ale powoli zaczyna się zamieniać w mokrą breję. Prosto po śniadaniu udajemy się więc na Emmam Chomeini Square, aby porobić zdjęcia, meczetów pokrytych śniegiem. Zachwyceni zwiedzamy je po kolei. W Sheikh Loftollah jesteśmy sami, a w Emam Mosque jest tylko dwójka innych turystów. Oglądamy też pałac Ali Qapu i za jednym zamachem zwiedzamy położony niedaleko od Emmam Chomeini Square pałac Chehel Sotun Palace. Potem postanawiamy ruszyć za miasto do zoroastrańskiej świątyni Ateshkadeh. Sprawę utrudniają błędne informacje w przewodniku, ale na szczęście miejscowy pomagają znaleźć właściwy przystanek (na Baha St.). 

Na miejscu okazuje się, że świątynia znajduje się na szczycie niewielkiego wzniesienia. Wejście na samą górę jest znacznie trudniejsze niż początkowo przypuszczamy. Topniejący śnieg zamienił wzniesienia, w górę błota. Droga jest strasznie śliska i niebezpieczna, ale na szczęście udaje nam się. Sama świątynia, a właściwie jej pozostałości nie robią aż tak dużego wrażenia, dech w piersiach zapierają jednak widoki na okolicę. W drodze powrotnej oglądamy przez szyby autobusu Manar Jomban – trzęsące się minarety (które podobno przestały się już trząść). Po powrocie idziemy za to nad rzekę, gdzie podziwiamy most Si-o-Seh Bridge i pijemy herbatkę w znajdującej się w jego wnętrzu herbaciarni. Potem wracamy autobusem miejskim na chwilę do hotelu, skąd idziemy na kolację do przemiłej restauracji znajdującej się w okolicy meczetu Sheikh Lotfollah.

24.01.

Rano wybieramy się na przechadzkę po bazarze, na którym oglądamy medresę Nimurvand. Na koniec zwiedzamy Jameh Mosque. Koło południa wracamy do hotelu, wymeldowujemy się i autobusem dostajemy się na rzekę. Tam robimy sobie spacer wzdłuż rzeki, podziwiamy mosty i odwiedzamy znajdujące się w nich herbaciarnie. Koło 3:00 docieramy na plac Emmam Chomeini, gdzie robimy zakupy i wypijamy kolejny dzbanek herbaty. Wieczorem zabieramy plecaki z hotelu i jedziemy na dworzec autobusowy, gdzie wsiadamy w nocny autobus do Shirazu. Prosimy kierowcę, żeby wysadził nas przy Persepolis i idziemy spać.

25.01.

Sheikh Lotfollah Meczet Sheikh Lotfollah Meczet fot. Sebastian Domżalski
O 4:30 kierowca wysadza nas w okolicy miasta Marvadasht (6 km od ruin). Przez następną godzinę maszerujemy w ciemnościach do bramy wejściowej. Po dotarciu na miejsce znajdujemy wygodną ławkę, rozkładamy nasze bagaże i idziemy spać. Dobrze, że mamy ciepłe śpiwory, bo jest parę stopni na minusie. Pięć po 8-mej jako pierwsi turyści przekraczamy słynną „Bramę Narodów”. Persepolis nie zachowało się niestety w najlepszym stanie. Tak naprawdę turyści podziwiają raczej to czym to miejsce było kiedyś a nie to czym jest teraz. Zdecydowanym wyjątkiem są płaskorzeźby, które nawet obecnie robią wrażenie. Gdy już poznaliśmy wszystkie zakątki ruin, postanowiliśmy wejść do muzeum. Warto to zrobić, może nie ze względu na zgromadzoną w środku kolekcję, bo ta jest niewielka, ale ze względu na sam gmach muzeum. Jest to jedyny zrekonstruowany budynek i wchodząc do niego można przekonać się jak pałace Persepolis mogły wyglądać przed wiekami. Po wyjściu z ruin jedziemy taksówką do Marvadasht, rezygnujemy tym samym ze zwiedzania Naqsh-e Rostam, które widziałem w czasie poprzedniej wizyty i Pasargade ze względu na odległość (60 km) i cenę transportu (100 000 Riali). W Marvadasht wsiadamy do minibusa i jedziemy do Shirazu. Zostawiamy bagaże na dworcu, kupujemy bilety na autobus do Busheru i jedziemy oglądać miasto: twierdzę i znajdujący się w jej środku gaj pomarańczowy i bazar. Taksówką dostajemy się na dworzec i wsiadamy w autobus do Busheru. Lonely Planet (LP) ostrzegał, że mogą tam być problemy ze znalezieniem noclegu, ale nie uwierzyliśmy. Niesłusznie...

26.01.

Koło północy docieramy na dworzec autobusowy, ale znajdujący się daleko od centrum. Taksówkę załatwiają nam dwaj mili policjanci. Nie dość, że załatwiają to jeszcze eskortują do hotelu przez opustoszałe miasto. Pierwszy opisywany w LP hotel zamknięty. Jedziemy pod drugi, to samo. Zaczyna być niewesoło. Jedziemy więc pod trzeci (Pars). Tam z okna wychyla się jakiś facet i zaczyna pogawędkę z naszymi policjantami, których ilość w międzyczasie podwoiła się. Niestety dyskusja okazuję się mało owocna i policjanci każą nam z powrotem wsiadać do taksówki i wiozą nas na komisariat. Tam proszą o paszporty, no i ktoś mówiący trochę po angielsku zabija nas pytaniem co będziemy zwiedzać i czy przypadkiem nie chcemy obejrzeć miejscowej elektrowni atomowej. Chyba biorą nas za szpiegów. Szczęśliwie udaje nam się ich przekonać, że jesteśmy zwykłymi turystami. Po tym zaskakującym przesłuchaniu wsiadamy do taksówki i wracamy do hotelu. Tam miły pan informuje nas po angielsku, że nie ma wolnych pokoi, ale odda nam jeden ze swoich prywatnych pokoi. Okazało się, że jest to mały pokoik z powybijanymi szybami, w którym właściciel się modli. Nie marudziliśmy, bo i tak nie mieliśmy zbytniego wyboru.

Rano okazuje się, że w Busherze każdy hotel musi uzyskać policyjne pozwolenie na przenocowanie cudzoziemców. Przepisy te wprowadzono, bo Busher to serce irańskiego programu badań atomowych. Pierwsze nasze kroki kierujemy na dworzec autobusowy, tam okazuje się, że ostatni autobus do Andimeszku odjeżdża o 17:00. Parę godzin za wcześnie, ale nie mamy wyboru. Kupujemy, a potem biegiem nad Zatokę Perską. Podziwiamy „lazur wody”, ale rezygnujemy z początkowego pomysłu kąpieli. Woda jest dość ciepła, ale chłodny wiatr stanowi zaporę nie do przejścia. Udajemy się więc na stare miasto. To zdecydowanie jednak nas rozczarowuje. Może i ma specyficzną atmosferę, ale jest raczej brudne i zniszczone. Przez kilka godzin szwędamy się po różnych zakamarkach miasta, ale powoli ogarnia nas marazm, to chyba przez nagłą zmianę klimatu. Tak mija nam czas do 17:00, kiedy to wsiadamy do autobusu.

27.01.

Kierowca budzi nas o 2:30. Nie wiele myśląc łapiemy jakąś taksówkę i prosimy o transport do hotelu. Szybko myjemy ząbki i idziemy spać. Budzimy się koło 9:00 i szybko się pakujemy, a potem idziemy na dworzec kolejowy. Tam po 1,5 godzinnych negocjacjach udaje nam się kupić upragnione bilety na nocny pociąg do Teheranu. My jedziemy minibusem do Shush. W Shush przesiadamy się innego minibusa jadącego w pobliże Choqa Zambil. W autobusie zaprzyjaźniamy się z kierowcą, który postanawia na podrzucić do samego Choqa Zambil. Podróż zajmuje nam koło 20 minut. 

Kopuła Meczetu Imama Kopuła Meczetu Imama fot. Sebastian Domżalski
Choqa Zambil okazuje się bardzo przyjemną piramidką położoną w środku pustkowia. Ciekawe jaka temperatura panuje tutaj latem, skoro w styczniu jest 20 C. Po piramidzie oprowadza nas nawiedzony przewodnik – szaman, pokazuje co ciekawsze inskrypcje i odcisk stopy małego dziecka (5000 Riali). W czasie powrotu nasz kierowca zaprasza nas na lunch do siebie do domu. Dom naszego kierowcy (Brahmana) znajduje się w Shush i choć z zewnątrz nie robi najlepszego wrażenia, to wewnątrz wygląda całkiem przytulnie. Kierowca już wcześniej powiadomił domowników, że przywiezie gości i na progu powitała nas cała rodzina (dziesięć osób).

W środku poczęstowano nas herbatką i ciasteczkami. Jeden z młodszych chłopców mówi trochę więcej po angielsku i to właściwie dzięki niemu możemy się porozumieć. Niestety rozmowa nie wychodzi poza standardowe tematy. Cała rodzina jest przemiła, wszyscy uśmiechają się cały czas. Potem dwaj nasi przyjaciele zawożą nas nowo-zakupioną KIĄ pod ruiny starożytnego miasta Shush. Po krótkich negocjacjach płacimy 30 000 Riali, to chyba stosunkowo niewiele jak za wynajęcie całego autobusu na dwie i pół godziny. Następnie zwiedzamy ruiny. Największe wrażenie robi XIX-wieczny zamek górujący nad wykopaliskami. Niestety nie udaje nam się dostać do środka. Do Andimesku dostajemy się busikiem, zabieramy bagaże z hotelu i idziemy na dworzec.

28.01.

Noc mija nam nad wyraz przyjemnie. O 8:00 lądujemy na dworcu w Teheranie i prosto stamtąd jedziemy do hotelu Mashad, gdzie dostajemy ciemny i zimny pokój przypominający trochę więzienną celę. Wychodzimy na miasto i kierujemy swoje kroki do kompleksu pałacowego Golestan. Potem jedziemy metrem pod ambasadę amerykańską. Do hotelu wracamy na piechotę. Zmęczeni kładziemy się spać.

29.01.

Wstajemy o 8:00 i ruszamy do Dizin. Ponownie decydujemy się na środki komunikacji publicznej. Najpierw autobusem podjeżdżamy na wschodni dworzec autobusowy. Stąd już wcześniej próbowaliśmy wyjechać do Dizin. Tym razem udaje się nam jednak znaleźć miejsce, z którego odjeżdża autobus do Fashan (około 500m na wschód od dworca wschodniego). Za namową pasażerów dowozi nas nie tylko do Fashan, ale zabiera dalej do Shemshek. Stamtąd do Dizin łapiemy stopa i bez problemów pokonujemy te 8 kilometrów, których nie udało nam się sforsować tydzień wcześniej. Z naszych obliczeń wynika, że poprzednim razem zabrakło nam jakieś 2 km, czyli pewnie następna godzina marszu. 

fot. Sebastian Domżalski
Na miejscu kupujemy karnety i jedziemy wagonikiem do dolnej stacji. Tam w wypożyczalni zostawiamy plecaki i wypożyczamy narty i idziemy na stok. Musimy spędzić prawie pół godziny w kolejce do gondoli, to wynik tego że dziś jest święto państwowe i większość Teherańczyków ma wolne. Co ciekawe musimy z Marysią stać w oddzielnych kolejkach, a egzekwowaniem tego prawa zajmuje się specjalnie do tego oddelegowany żołnierz. To podobno taka najnowsza innowacja, ale chyba nie do końca się władzom udała, bo w wagoniku możemy już jechać razem. „Ale głupi ci Rzymianie” jak to mawiał Obeliks. No i wreszcie pierwszy zjazd. Na początku idzie nam dość niemrawo, nie dość, że stok jest całkowicie nowy to jeszcze wypożyczony sprzęt nie jest do końca dopasowany. Na szczęście w porównaniu z Shemshak stok jest znacznie łagodniejszy i o niebo lepiej przygotowany. Z drugiej strony dawno nie padał śnieg więc też łatwiej jest trasy przygotować. Pierwsze wrażenie jest więc całkiem dobre, humory psują nam tylko te kolejki. Na szczęście weekendowi narciarze koło drugiej zaczynają wracać do Teheranu, tym samym na stoku robi się trochę luźniej.

Niestety o czwartej zamknięte zostają prawie wszystkie wyciągi. Wyjątkiem jest jeżdżąca do górnego parkingu gondola, która staje pół godzinny później. W ciągu tych 2,5 godzin jeżdżenia udaje nam się łącznie zjechać 4 razy, co uważam za całkiem dobry wynik. Koło 5 oddajemy narty i przy okazji dowiadujemy się, że hotel Dizin ma wolne miejsca, może więc zatrzymać się w nim i nie jechać do oddalonego o 3 km hotelu Garejeh. Jest to zdecydowanie lepszy układ zwłaszcza, że z hotelu na stok jest jakieś 200m, a z pokoju mamy widok na cały ośrodek. Pokoje też niczego sobie, szczególnie w porównaniu z droższym hotelem w Shemshek.

30.01.

Dzisiejszy dzień rozpoczął się od niemiłej niespodzianki w restauracji. Śniadanie za 31 000 Riali, to trochę za dużo jak na nasze chude portfele. Postanawiamy się więc posilić na stoku (co w ostatecznym rozrachunku okazało się być niewiele tańsze), a od jutra robić śniadanie samemu z produktów zakupionych w wiosce. Przedtem wypożyczamy jeszcze od razu na trzy dni narty w jednym ze sklepów. Kupujemy karnet, jest on o 5 000 Riali tańszy niż wczoraj. Dziś kolejki są znacznie mniejsze, przeciętny czas oczekiwania wynosi około 5 minut. Koło południa postanawiamy sobie zrobić przerwę przy środkowej stacji gondoli. Okazało się, że jest specjalny strzeżony parking na narty płatny 10 000 Riali. Podziękowaliśmy i zaparkowaliśmy na niestrzeżonym. Miejsce jest ogólnie ciekawe, są leżaki i można się powylegiwać w promieniach słońca, z czego zresztą Irańczycy skwapliwie korzystają. Nie wiem tylko czy to coś zmienia przy ich karnacji. Generalnie wszystko to sprawia wrażenie, jakby jeżdżenie nie było aż tak ważne jak wylansowanie się. Wypijamy herbatkę i dalej bierzemy się za jeżdżenie. Koło 3 kończymy przygodę z dwoma deskami, idziemy do hotelu zostawić sprzęt, a potem ruszamy do wioski. Okazuje się, że jest ona znacznie dalej niż początkowo przypuszczaliśmy (6 km). Bierzemy więc taksówkę. Ceny w wiosce prawie normalne, no może 10% wyższe niż w reszcie kraju, ale to i tak kolosalna różnica w porównaniu z hotelem. Po zakupach wracamy do hotelu na stopa. Kolację jemy w hotelu. Miło zaskakuje nas bar sałatkowy za 8 000 Riali. Pozwala on zamknąć się w 35 000 Riali za osobę.

31.01.

fot. Sebastian Domżalski
Dzień na stoku rozpoczynamy o 9:00. Pierwsze kroki sprawiają nam wyraźny problem. Bolą mięśnie, to efekt wczorajszych szaleństw. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Taka karma. Z czasem się jednak rozkręcamy. Koło południa decydujemy się na małą przerwę i zjeżdżamy do hotelu na herbatkę i drugie śniadanie. To całkiem dobry pomysł, nie tylko unikamy największych kolejek to jeszcze chwila wytchnienia dla naszych nóg jest błogosławienna. Po południu zjeżdżanie też jest całkiem przyjemne. Pierwszy raz próbujemy orczyka. Jeżdżąc ciągle gondolami człowiek się rozleniwia, a przecież orczyk też jest niczego sobie. Przy ostatnim wjeździe poznajemy Mohameda, Irańczyka, który ogólnie bywał w świecie tu i tam i tu i tam jeździł na nartach. Teraz przeniósł się z Australii do Iranu, bo żona za rodziną tęskniła. W okolicy Shemshek ma daczę z ośmioma sypialniami, proponuje nam nawet nocleg, ja nam się hotel nie podoba. Całe popołudnie spędzamy na czytaniu książek. Wieczorem gramy trochę w warcaby, jemy kolację i idziemy spać.

01.02.

Pobudka przed ósmą, niestety okazuje się, że pogoda się popsuła. Nie pozostaje to bez wpływu na wyciągi. Obie gondole, ze względu na zbyt silny wiatr, zostały wyłączone. Na szczęście uruchomione zostało jedno krzesełko, co okazało się wystarczające. Narciarzy jest niewielu, bo w skutek zamknięcia gondoli dojeżdżający z Teheranu nie mogą się dziś dostać na stoki. Niestety koło 13:00 warunki pogodowe ulegają dalszemu pogorszeniu, co skutkuje zamknięciem krzesełka i zakończeniem dzisiejszego dnia narciarskiego. Postanawiamy więc wybrać się do wioski na zakupy. Po drodze zaglądamy do naszej wypożyczalni, płacimy za ostatnie 3 dni i uzgadniamy, że przedłużymy umowy jeszcze o jeden dzień. Wieczorem czytamy książkę i gramy trochę w ping-ponga.

02.02.

Wstajemy przed ósmą i od razu lecimy do okna. Niestety pada śnieg, a koło wyciągów nikogo nie widać. Czekamy do 12-tej, gdy pogoda się nie zmienia postanawiamy wyjechać. Na parkingu nie ma już niestety żadnych samochodów, wszyscy wyjechali, musimy więc iść do wioski na piechotę. Po godzinie, łapiemy stopa. Bierze nas pierwszy mijający nas samochód, to dyrektor hotelu Garejeh jedzie w kierunku Teheranu. My to mamy szczęście. Droga do Karaj zajmuje nam 1h 45 minut. To był chyba ostatni moment, żeby wyjechać. (Droga nad Morze Kaspijskie, była już nieprzejezdna). Z Karaj łapiemy savari do placu Azadi w Teheranie. A stamtąd metrem dostajemy się do hotelu Mashad. Wieczorkiem idziemy jeszcze na spacer do restauracji.

03.02.

Rano pakujemy nasze plecaki, zostawiamy w recepcji i idziemy na bazar. Tam wydajemy na słodycze nadwyżkę pieniężną. Zakupy zostawiamy w hotelu i jedziemy na północ Teheranu (1,5 h) do Sad Abad Museum Complex. Kompleks Pałacowy rzeczywiście ładny, ale wystrój wnętrz jest mocno nasycony wpływami europejskimi (Ludwik XIV tu, Ludwik XV tam). Wracamy do hotelu i jedziemy do na lotnisko (40 000 Riali). Tam spędzamy kolejne 4 godziny czekając na wylot do Moskwy.

04.02.

O 3:00 wsiadamy do samolotu. Lot obsługiwany jest w kooperacji z Iran Air. Na szczęście my lecimy samolotem Aeroflotu, czyli na pokładzie podawany jest alkohol. Niestety mają tylko wino, ale dobre i to. O 7:00 lądujemy w Moskwie. Trzy godziny czekamy na przesiadkę. O 10:05 czasu polskiego lądujemy w Warszawie. To oznacza koniec naszej egzotycznej wyprawy.
Koszty na osobę:

Średnie wydatki dzienne na miejscu = 19 USD

Kursy walutowe:

1 USD = 8 830 Riali

 

słowa kluczowe: termin: 18.01.2005 - 04.02.2005
trasa: Teheran - Shemshek - Teheran - Qom - Kashan - Esfahan - Shiraz (Persepolis) - Busher - Choqa Zambil - Shush - Andimesk - Teheran - Dizin - Teheran

Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!






  • Opublikuj na:
Informuj mnie o nowych, ciekawych artykułach zapisz mnie!
Przeczytałeś tekst? Oceń go dla innych!
 0 / 5 (0)użyteczność tego tekstu, czyli czy był pomocny
 0 / 5 (0)styl napisania, czyli czy fajnie się czytało
Łączna liczba odsłon: 12468 od 9.08.2007

Komentarze

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone