lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Kuala Lumpur  
Petronas TowersKuala Lumpur, Malezjafoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
Booking.com

Najnowsze artykuły

Flames of... Baku

Top of the top - Iran!

Oman - to zdecydowanie więcej niż jedyne państwo na literę "O".

Nepal - My first time

e-Tourist Visa do Indii - wyjaśniamy szczegóły

Stambuł z zupełnie innej perspektywy

Cud w indyjskiej Agrze na miarę drugiego Taj Mahal

Do Mongolii bez wizy

Muktinath (Jomsom) Trekking - profil wysokości i statystyka

Bezpłatne wycieczki po Dosze dla pasażerów Qatar Airways

Do Indonezji bez wizy

Wiza do Indii wydawana już na lotnisku?

Poznaj Azję Centralną oglądając animowane filmy

Co wiesz o Azji Centralnej?

Bilet na indyjski pociąg tylko na 60 dni przed odjazdem?

Turkish Airlines poleci do Kathmandu!

Oppenheimer arrives in Japan - so what do they think?

Russia shuts down UN tracking of N Korea sanctions

India gangster-politician dies after cardiac arrest

Chinese smartphone giant takes on Tesla

China axes Covid-era tariffs on Australian wine

Two more abusers at J-pop predator's company

Australia debates seizure of Insta-famous magpie

India opposition leader Kejriwal to remain in jail

Thailand moves to legalise same-sex marriage

Aussie Rules football denies it has a cocaine problem

Syria blames Israel for major air strike

Top UN court orders Israel to allow aid into Gaza

Gaza starvation could amount to war crime, UN human rights chief tells BBC

Hostages’ relatives arrested as Gaza talks break down

Israel, Hezbollah trade strikes over Lebanon border

Israel says UN resolution damaged Gaza truce talks

Gaza aid drop in sea leads to drownings

UN rights expert accuses Israel of acts of genocide

Bowen: Biden has decided strong words are not enough

At Gate 96 - the new crossing into Gaza where aid struggles to get in

Miasta Azji

 Szanghaj

warto zobaczyć: 18
transport z Szanghaj: 1
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Xi'an

warto zobaczyć: 10
transport z Xi'an: 2
dobre rady: 19

wybierz
[opinieCount] => 0

 Qufu

warto zobaczyć: 7
transport z Qufu: 1
dobre rady: 11

wybierz
[opinieCount] => 0

 Shaolinsi

warto zobaczyć: 5
transport z Shaolinsi: 1
dobre rady: 10

wybierz
[opinieCount] => 0

 Lanzhou

warto zobaczyć: 4
transport z Lanzhou: 3
dobre rady: 8

wybierz
[opinieCount] => 0

 Kaifeng

warto zobaczyć: 6
transport z Kaifeng: 1
dobre rady: 10

wybierz
[opinieCount] => 0

 Luoyang

warto zobaczyć: 4
transport z Luoyang: 5
dobre rady: 13

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pekin

warto zobaczyć: 27
transport z Pekin: 5
dobre rady: 60

wybierz
[opinieCount] => 0

 Hua Shan

warto zobaczyć: 8
transport z Hua Shan: 3
dobre rady: 18

wybierz
[opinieCount] => 0

 Labrang

warto zobaczyć: 5
transport z Labrang: 2
dobre rady: 11

wybierz
[opinieCount] => 0

Powiadomienia

Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu

Dołącz do nas!


 
 
  •  Malezja
     kursy walut
     MYR
     PLN
     USD
     EUR
  •  Malezja
     wiza i ambasada
    Malezja
    ambasada w Polscetak
    wymagana wizanie
    Do 90 dni bez wizy

Malezja - wyprawa do najstarszej dżungli świata

czwartek, 8 wrz 2005
  • dotyczy:  

26.01 - 15.02.2002

Wąż był zielony jak dżungla. Zlewał się z listowiem wszechotaczającej, napierającej i monstrualnie wyolbrzymiałej botaniki, zastygnięty na gałęzi wystającej przy ścieżce, jakby w oczekiwaniu na sygnał do strzału. Przechodziliśmy koło niego ostrożnie. Nie było innej drogi. Wąska ścieżka biegła między zielonymi ścianami półmrocznego królestwa roślin, w którym o istnieniu niewidzialnego świata zwierząt przypominał tylko ten wąż i bezustanne brzęczenie cykad.

Jeszcze czasem dało się słyszeć krzyk dzioborożca. Rzadziej czarna sylwetka wielkiego ptaka mignęła między szparami w sklepieniu lasu. Nie brakowało jedynie owadów, pająków, skolopendr. "Kraina robali", mówiliśmy. One tutaj królowały. Kolumny mrówek przecinały ścieżkę co chwila. Inne mrówki przerażały swą wielkością, równą małemu palcowi człowieka. 

Cztery dni wędrowaliśmy przez tą dżunglę, o której mówi się, że jest najstarsza na świecie. Pierwotne lasy deszczowe w Parku Narodowym Taman Negara w środkowej części Półwyspu Malajskiego zachowały się bowiem w niezmienionej postaci od 130 milionów lat! Nie dotarło tu nigdy żadne zlodowacenie, żaden kataklizm geologiczny nie zakłócił istnienia tej dżungli. Jest więc starsza od równikowych puszcz z Amazonii i Dorzecza Konga.

Samo dotarcie do PN Taman Negara ma w sobie coś z posmaku ekspedycji. Po dojechaniu do przystani w Kuala Tembeling autobusem z Kuala Lumpur, stolicy Malezji, musieliśmy przesiąść się do długiej łodzi motorowej. W zasadzie tylko w ten sposób można dotrzeć do parku narodowego. Jeszcze zanim odbiliśmy od przystani, nagle zerwała się potężna ulewa tropikalna. Mimo, że był sam środek dnia wszędzie zrobiło się ciemno a z nieba polała się rzeka wody. Odeszła równie szybko, jak przyszła. Odległość 60 km od Kuala Tembeling do dyrekcji parku w Kuala Tahan pokonaliśmy w czasie mniej więcej 2-3 godzin, zaś droga wiodła wzdłuż zielonej ściany lasu.

Zatrzymaliśmy się w wiosce Kampung Kuala Tahan, po przeciwnej stronie rzeki niż dyrekcja parku narodowego. Znajduje się tam wiele tanich hotelików dla turystów z plecakami, jak również sporo tanich restauracji. Proste warunki naszego hoteliku rekompensowała relaksująca atmosfera zagubionego w puszczy przyczółka cywilizacji. Uroku dodawały mu dające cień palmy oraz piękne widoki na rzekę i dżunglę.

Z dżunglą trzeba sie najpierw oswoić. Nie można sobie wyobrazić warunków panujących podczas wędrówki przez dżunglę, trzeba je poznać na własnej skórze. I nie należy robić tego zbyt szybko. Dlatego pierwsze dni pobytu w PN Taman Negara wykorzystaliśmy na zaprawę przed dłuższym trekkingiem. Pierwszą, najbardziej łagodną wycieczką był spacer po Canopy Walkway, niedaleko dyrekcji parku. Jest to zawieszony między koronami drzew system mostków linowych, na wysokości do 25 m. Chodząc po nim, można poznać życie w najwyższych partiach lasu, w sklepieniu dżungli. Mostki bujają się podczas chodzenia i trzeba zachowywać między sobą bezpieczną odległość. Taki trwający około pół godziny spacer to duża przyjemność i całkiem niezła przygoda.

Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się na trudniejszą i dłuższą wędrówkę - do aborygenów malezyjskich Orang Asli z plemienia Batek. Znalezienie ich obozu głęboko w dżungli nie jest łatwą sprawą. Batekowie są tradycyjnie koczownikami, przenoszącymi się co jakiś czas z miejsca na miejsce. Obóz, w którym spotkałem ich dwa lata wcześniej, był od dawna opuszczony i prawie nie było po nim śladu. Całe szczęście, wędrując ścieżką przez dżunglę, biegnącą wzdłuż rzeki, trafiliśmy na inny, bardziej "stały" obóz. Ponownie spotkałem też tych samych ludzi, którzy mnie pamiętali.

Jednym z głównych celów wizyty u Bateków było wynajęcie przewodnika i tragarza na nasz kilkudniowy trekking przez dżunglę. Wędrowanie bez przewodnika byłoby zbyt ryzykowne, a nikt nie zna dżungli lepiej od żyjących w niej Bateków. Podczas gdy ja załatwiałem sprawy organizacyjne, inni członkowie wyprawy oglądali obóz i nawiązywali kontakty z tubylcami. Niestety, nikt z Bateków nie mówi po angielsku, a tylko nieliczni znają język malajski (sami posługują się językiem z grupy mon-khmer, zupełnie innej niż austronezyjska, do której należy malajski). Żeby się z nimi porozumieć, trzeba koniecznie znać język malajski choćby w podstawowym stopniu. Mimo barier językowych, nawiązanie kontaktów nie nastręcza jednak trudności. Batekowie są bardzo przyjaźni i życzliwi.

Na Półwyspie Malajskim żyją od tysięcy lat, są jego pierwotnymi mieszkańcami - aborygenami, po malajsku zwanymi Orang Asli - tymi, którzy byli tu na długo przed przybyciem Malajów. Należą też do innej rasy, Batekowie są bowiem negrytami, należącymi do czarnej odmiany człowieka. Mają bardzo ciemną skórę, kręcone włosy i brak cech mongoloidalnych, czym bardzo odróżniają się od malajskiej większości. Z powodu niskiego wzrostu, nazywani są też "malajskimi pigmejami". Negryci zamieszkiwali w zamierzchłej przeszłości całą Azję Południowo-Wschodnią, jednak zostali wypchnięci z tych terenów przez kolejne fale migracyjne żółtych ludów z północy. Dziś na Półwyspie Malajskim żyje już tylko około tysiąca Bateków, z czego połowa w leśnych ostępach PN Taman Negara. Nie mają religii, są animistami oddającymi część siłom przyrody a ich tradycyjny styl życia opiera się na koczowniczym myślistwie i zbieractwie. Do polowań w dżungli na ptaki i małe ssaki używają dmuchawek z zatrutymi strzałkami. Uczestnicy naszej wyprawy mieli możliwość spróbowania swoich sił w strzelaniu z dmuchawki. Wielu z nich kupiło je sobie też na pamiątkę.

Kolejnym etapem "aklimatyzacji" w dżungli było spędzenie nocy w specjalnie przystosowanej kryjówce, zwanej po malajsku bumbun. Jest to rodzaj dużej ambony na palach, w której są drewniane prycze do spania a otwory okienne wychodzą na wodopój lub lizawkę. W PN Taman Negara znajduje się kilka takich kryjówek. Nocując w nich, można przy odrobinie szczęścia i bardzo cichym zachowaniu zobaczyć dzikie zwierzęta, jak leśne jelenie, tapiry malajskie a nawet dzikie słonie. Mimo, że zrobiliśmy sobie warty w nocy, nie udało nam się zobaczyć żadnych zwierząt, poza jednym szczurem, który buszował wieczorem w naszej kryjówce.

Nocowanie w kryjówce nie wymagało zabrania przez nas całego bagażu, mogliśmy pójść tam tylko z lekkim wyposażeniem. Szlak prowadzili jednak przez wzgórze Bukit Teresik, którego strome zbocza wycisnęły z nas wiele potu i to zarówno przy podchodzeniu, jak i przy schodzeniu. Nagrodą były za to wspaniałe widoki gór całkowicie pokrytych przez kobierzec dżungli. Po zejściu ze wzgórza, orzeźwiliśmy się kąpielą w rzece Sungai Tahan. Wracając następnego dnia z kryjówki do wioski Kampung Kuala Tahan, poszliśmy innym, łatwiejszym szlakiem, który omijał wzgórze Bukit Teresik i biegł wzdłuż rzeki.

"Zaaklimatyzowani" i rozgrzani krótszymi wędrówkami, mogliśmy wreszcie wyruszyć na główny, czterodniowy trekking przez dżunglę. Poza rzeczami osobistymi, wzięliśmy też ze sobą namioty, żywność i maszynki do gotowania, ponieważ od tej pory byliśmy zdani tylko na własne siły i musieliśmy być samowystarczalni aż do powrotu do cywilizacji. W niesieniu tego bagażu bardzo pomagało nam wynajęcie tragarza z plemienia Batek. Mimo, że był od nas dużo mniejszy, bez problemu dźwigał plecak ważący około 25 kg.

Początek szlaku znajdował się w Kuala Keniam, maleńkiej osadzie, będącej w zasadzie skupiskiem paru domków wędkarskich w odległej części parku narodowego. Żeby się tam dostać, musieliśmy wynająć długą łódź motorową i płynąć godzinę w górę rzeki Sungai Tembeling, stawiając po drodze czoła kilku groźnym bystrzynom. W Kuala Keniam kończyła się cywilizacja a zaczynała przygoda.

W ciągu czterech dni trekkingu zmierzyliśmy się z dżunglą i poznaliśmy jej oblicze. Każdego dnia wędrowaliśmy po 3-4 godziny. Przypominało to pokonywanie toru przeszkód w warunkach sauny. Musieliśmy przechodzić przez pnie zwalonych drzew, przeczołgiwać się pod potrzaskanymi kępami bambusów, pokonywać w bród niezliczone rzeki, rzeczki i strumienie, często brnąc przez błoto, przekraczać wielkie korzenie podporowe leśnych olbrzymów, trawersować zbocza wzgórz, na przemian wędrować to w górę to w dół. Ale najgorsze były gorąco i wilgoć. Wysoka temperatura wyżymała z nas siły i oblewała potem, który nie mógł jednak wyparować i przynieść ochłodę z powodu panującej w powietrzu, blisko stuprocentowej wilgotności. Byliśmy cały czas zlani potem, dusiliśmy się w nim, jak we własnym sosie. Na postojach, które robiliśmy mniej więcej co godzina, mogliśmy koszulki niemal wykręcać. Ponadto podczas marszu atakowały nas pijawki. Zresztą, dżungli nie da opisać się słowami, trzeba ja przeżyć na własnej skórze. Po to tam właśnie pojechaliśmy.

Żeby poruszać się najbardziej sprawnie, wydatkować jak najmniej energii i nie męczyć się nadmiernie, stosowaliśmy pewne reguły wędrowania. Na samym przedzie szedł przewodnik, który odnajdywał drogę i sprawdzał czy na ścieżce nie ma jadowitych węży. Za nim szedłem ja, narzucając dość wolne, ekonomiczne tempo marszu i powstrzymując przewodnika przed przyspieszaniem, co sie zdarzało, gdy czasem ktoś inny wysunął się przede mnie. Dalej szli gęsiego pozostali uczestnicy wyprawy, zaś pochód zamykał tragarz, który dbał również o to, żeby nikt nie został w tyle i się nie zgubił. Ścieżka bowiem często ginęła w zaroślach bądź rozdwajała się, dlatego tak ważne było prowadzenie przez przewodnika i trzymanie się w grupie. Większych dzikich zwierząt niestety nie spotkaliśmy, ale widzieliśmy często ich ślady. Zwłaszcza dużo było śladów dzikich słoni: odchody i tropy. Parę razy widzieliśmy też świeże ślady nosorożców sumatrzańskich. Wypatrzenie jednak nawet tak dużych zwierząt w gęstwinie dżungli było absolutnie niemożliwe.

Obozy zawsze rozbijaliśmy w pobliżu rzek. Woda była nam niezbędna z dwóch powodów: do picia i do kąpieli. Wodę do picia i przygotowania posiłków musieliśmy bezwzględnie gotować, mimo że rzeki wyglądały na bardzo czyste, to zagrożenie amebą było realne. Jednak prawdziwą rozkosz przynosiła chłodna kąpiel w rzece. Mogliśmy zmyć z siebie cały pot i zmęczenie trudami wędrowania przez dżunglę. Czasem znajdowaliśmy zwieszające się nad rzeką liany, na których mogliśmy zabawić się w Tarzana. Był to prawdziwy relaks. W takich momentach dżungla pokazywała nam inne oblicze, nie wrogie, lecz przyjazne człowiekowi. Po posiłku i kąpieli przestawały nam dokuczać gorąco i wilgoć, nie odczuwaliśmy ich. Odpoczywaliśmy na łonie dzikiej przyrody, wsłuchując się w jej odgłosy harmonizowaliśmy się z nią. Wieczór zapadał szybko i stawało się coraz chłodniej. W nocy przydawały się nawet śpiwory. Natomiast namioty chroniły nas przede wszystkim przed łatającym bądź pełzającym po ziemi robactwem, które mogłoby nas pokąsać.

Przed zakończeniem trekkingu dotarliśmy znów do rzeki Sungai Tahan, niedaleko kaskad Lata Berkoh. Kaskady zrobiły na nas wielkie wrażenie. Rzekę przegradzały skalne bariery, przez które woda pędziła z hukiem, zagłuszającym nawet bezustanny dźwięk dżungli - świdrujące uszy brzęczenie cykad. Nie mogliśmy też przepuścić okazji zażycia tam kąpieli, tym bardziej, że był to jak najbardziej naturalny masaż wodny.

Po czterech dniach trekkingu i pokonaniu około 40 km pieszo przez dżunglę wróciliśmy do dyrekcji PN Taman Negara w Kuala Tahan. Przeprawiliśmy się na drugą stronę rzeki, do wioski, w której był nasz hotelik i część pozostawionych rzeczy. Pożegnaliśmy przewodnika i tragarza. Byliśmy znów w cywilizacji. Następnego dnia wróciliśmy do stolicy Malezji, Kuala Lumpur.

Jednak na trekkingu nasza wyprawa ani się nie zaczęła ani nie zakończyła. Początek był naprawdę mocny. Już następnego dnia po przylocie z Polski do Kuala Lumpur byliśmy świadkami niesamowitego hinduskiego święta Thaipusam.

Odbywa się ono raz w roku, w styczniu albo lutym (w 2002 roku było 28 stycznia) i poświęcone jest synowi Siwy - Murudze. Kulminacyjnym momentem święta jest wielka procesja wiernych, która w środku nocy wyrusza sprzed świątyni Sri Mahamariamman w centrum stolicy i podąża do oddalonych o 13 km jaskiń Batu. Około stu lat temu znaleziono w nich kamień o kształcie łopaty, będący symbolem Murugi. Hindusi sprowadzeni w owym czasie przez brytyjskich kolonizatorów do pracy na plantacjach, w większości Tamilowie z południa Indii, skąd też wywodzi się święto Thaipusam, uznali w tym znak, iż w jaskiniach ma powstać świątynia Murugi a co roku ma sie odbywać procesja do jaskiń.

Niesamowitość święta Thaipusam polega głównie na tym, że wielka liczba wiernych dokonuje przeróżnych masochistycznych czynów, żeby odwdzięczyć się Murudze za spełnienie ich modlitw. Widać więc hindusów z policzkami lub językami przekłutymi szpikulcami i trójzębami czy też ciągnących powrozy zaczepione hakami do ich pleców albo z zawieszonymi za haczyki na plecach cytrusami. Ale największe wrażenie robią niosący vel kavadi, czyli specjalne klatki zrobione ze szprych, z ołtarzykami bóstw, często ozdobione pawimi piórami. Niesamowite jest też, że w ogóle nie widać krwi ani cierpienia, gdyż wierni są w transie. Przy wtórze okrzyków "vel, vel !" wierni wchodzą po 272 stopniach prowadzących do wnętrza jaskiń. Wewnątrz jest wielki tłum, mimo że jaskinie są olbrzymie. Dopiero tam niosący kavadi zdejmują swoje jarzma i wychodzą z transu.

Byliśmy w Malezji, a jednak dzięki atmosferze święta przenieśliśmy się na kilka godzin do Indii. Milion ludzi, w zdecydowanej większości hindusów, wszechobecne zapachy przypraw i kadzidełek oraz głośna hinduska muzyka, a także bazar u podnóża jaskiń z hinduskimi knajpkami i sklepikami, wszystko sprawiało wrażenie jakbyśmy byli w Indiach. Pikanterii dodawał fakt, że w samych Indiach święto jest obecnie zabronione.

Oczywiście, będąc w Kuala Lumpur nie można nie zobaczyć najwyższej budowli świata - bliźniaczych wież Petronas Towers, które wznoszą się na wysokość ponad 450 m ! W ogóle stolica Malezji jest miastem bardzo nowoczesnym. W dzielnicy Golden Triangle w niebo strzelają drapacze chmur. Szczególnie dobrze widać to z poziomu widokowego KL Tower, z wysokości ponad 300 m, a największe wrażenie robi panorama miasta wieczorem. Nie należy zapominać, że jest to dość modle miasto. Powstało dopiero w połowie XIX wieku, w miejscu, które jego założyciele - poszukiwacze cyny ochrzcili mianem "błotnisty zbieg rzek" - Kuala Lumpur. Dziś owe rzeki - Gombak i Kelang - są wybetonowanymi kanałami, ale w miejscu ich połączenia cieszy oczy orientalna sylwetka Masjid Jamek, czyli Meczetu Piątkowego.

Na trasie naszej wyprawy leżały jeszcze inne miasta. Po drodze do Singapuru odwiedziliśmy Melakę, najbardziej historyczne i zabytkowe miasto w Malezji. Położenie w strategicznej cieśninie Melaka, sprawiało, że było ono przedmiotem zainteresowań i kolonialnych podbojów od wielu stuleci. Pierwsi zdobyli ją Portugalczycy, których następnie przepędzili Holendrzy, a Holendrów Brytyjczycy, zanim Malezja uzyskała niepodległość, którą nota bene proklamowano jednocześnie w Kuala Lumpur i właśnie Melace w 1957 roku. O kolonialnej przeszłości przypominają zabytki z okresu holenderskiego przy Dutch Square, zaś pamiątką okresu portugalskiego jest tylko brama Porta de Santiago ze zburzonej przez Anglików fortecy A’Famosa i... replika portugalskiego galeonu z XVI wieku. Niemniej ciekawa jest wędrówka uliczkami starego Chinatown, w którym mieszkają malajscy Chińczycy, zwani Baba Nyonya.

Na koniec wyprawy weszliśmy w "dżunglę z betonu, stali i szkła" Singapuru a po nim Hongkongu. Nie mogą się one równać prawdziwej dżungli z PN Taman Negara, ale też robią wielkie wrażenie. W Singapurze najwięcej "drapaczy chmur" stoi nad rzeką Singapur przy Boat Quay, kontrastując ze starymi, piętrowymi domami, w których obecnie są kolorowe knajpki. Natomiast centrum Hongkongu wydaje się wręcz naszpikowane wysokościowcami, co najlepiej widać z góry Victoria Peak. W przeciwieństwie do Singapuru, Hongkong jest dość brudny i bardzo zatłoczony. Najlepiej wygląda wieczorem, kiedy ciemność skrywa obskurne wyższe piętra budynków a rozświetlane neonami ulice pulsują ruchem. Hongkong jest południową bramą do Chin i już w nim daje się odczuć bliskość ogromu Państwa Środka. Ale jest też inny Hongkong - spokojny i zrelaksowany, wypoczywający na złotych plażach południowego wybrzeża wyspy. Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie. W Hongkongu zatrzymaliśmy stop-overem w drodze do Polski. Nie mogliśmy jednak przed odlotem nie odwiedzić tego, z czym Hongkong kojarzy się najbardziej - "pływającego miasta" sampanów w porcie Aberdeen. Mimo, że sampany nie wyglądają już tak egzotycznie, jak dawniej, to jednak warto je zobaczyć, przed powrotem do domu.

słowa kluczowe: termin: 26.01.2002 - 15.02.2002

Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!






  • Opublikuj na:
Informuj mnie o nowych, ciekawych artykułach zapisz mnie!
Przeczytałeś tekst? Oceń go dla innych!
 0 / 5 (0)użyteczność tego tekstu, czyli czy był pomocny
 0 / 5 (0)styl napisania, czyli czy fajnie się czytało
Łączna liczba odsłon: 19238 od 8.09.2005

Komentarze

Liczba komentarzy: 23
chloroquine cancer

what is chloroquine used for aralen where to buy is chloroquine a sulfa drug

hydroxychloroquine tablets

hydroxychloroquine 200 mg tablets 20201023 hydroxychloroquine

otc albuterol usa

azithromycin contraindications 1000 mg azithromycin online side effects of zithromax 500mg how to take azithromycin for chlamydia

modafinil amazon

dapoxetine vs tadalifil priligy uk dapoxetine 30mg price in india dapoxetine when to take

furosemide medicine

priligy platinum pen dapoxetine usa sale priligy 60 mg para que sirve dapoxetine how long

neurontin 300 mg cap

azithromycin chlamydia zithromax price canada zithromax side effects in men azithromycin where to get it

buy zithromax

lasix 20 furosemide pill which is more effective furosemide or hydrochlorothiazide where does furosemide work

prednisone cream

provigil vs ritalin buy provigil modafinil using modafinil for weight loss how long havr you stayed awake on modafinil

Knonous

donde comprar viagra en barcelona buy online cialis

albuterol india

modafinil hair loss is modafinil safer than adderall what is modafinil side effects

quineprox 75

snort modafinil modafinil legal us where to buy modafinil online reddit modafinil how to get prescription

2000 mg neurontin

viagra dapoxetine dapoxetine usa sale viagra/dapoxetine (generic) where can i buy priligy online safely

buy neurontin 300 mg

neurontin bipolar side effects neurontin 300 mg how to wean dog off gabapentin

Exhaumb

azithromycin zithromax

natures viagra

Amoxicillin Mrsa

alinlyTal

levitra vardenafil generico Alopecia Propecia Arouth

MaydayRot

buy prednisone direct Cgifmr

acuctilla

nitric oxide cialis combo Vkqonn hydroxychloroquine price walgreens Quuwhk

Wheerebox

cialis cost Keflex Capsules

Sydntr

purchase cialis pills cialis pills 40mg can i buy ed pills over the counter

MichaelEnala

get clomid without a prescription can you get clomid - clomid buy

Antoniojossy

https://ciprofloxacin.life/# buy cipro online

Xxefim

allergy medication primary name allergy pills for rash allergy pills on sale

Dodaj swój komentarz - bo każdy ma przecież coś do powiedzenia...

Nie jesteś zalogowany. Aby uprościć dodawanie komentarzy oraz aby zdobywać punkty - zaloguj się

Imię i nazwisko *
E-mail *
Treść komentarza *



Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone