lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Ułan Bator  
Jurty na stepieOkolice wąwozu Yolyn Am, Mongoliafoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
Booking.com

Najnowsze artykuły

Flames of... Baku

Top of the top - Iran!

Oman - to zdecydowanie więcej niż jedyne państwo na literę "O".

Nepal - My first time

e-Tourist Visa do Indii - wyjaśniamy szczegóły

Stambuł z zupełnie innej perspektywy

Cud w indyjskiej Agrze na miarę drugiego Taj Mahal

Do Mongolii bez wizy

Muktinath (Jomsom) Trekking - profil wysokości i statystyka

Bezpłatne wycieczki po Dosze dla pasażerów Qatar Airways

Do Indonezji bez wizy

Wiza do Indii wydawana już na lotnisku?

Poznaj Azję Centralną oglądając animowane filmy

Co wiesz o Azji Centralnej?

Bilet na indyjski pociąg tylko na 60 dni przed odjazdem?

Turkish Airlines poleci do Kathmandu!

Blinken arrives in China as relations crackle with tension

Searing heat shuts schools for 33 million children

Free beer and taxi rides to woo voters in Indian city

US jails Chinese man who threatened student activist

TikTok vows to fight 'unconstitutional' US ban

The batting blitz turning cricket into baseball

Australian police launch manhunt for Home and Away star

Diabetic Delhi leader finally gets insulin jab in jail

Ten dead after Malaysia navy helicopters collide

Tens of thousands evacuated from massive China floods

'Stay strong,' parents tell Gaza hostage after video

House speaker heckled by Gaza protesters at Columbia

Searching for missing loved ones in Gaza’s mass graves

Tents appear in Gaza as Israel prepares Rafah offensive

Iranian rapper sentenced to death, says lawyer

UN 'horrified' by Gaza hospital mass grave reports

Argentina seeks arrest of Iranian minister over bombing

'We need a miracle' - Israeli and Palestinian economies battered by war

US to send new Ukraine aid right away, Biden says

Restart aid to Palestinian UN agency, EU urges

Miasta Azji

 Hua Shan

warto zobaczyć: 8
transport z Hua Shan: 3
dobre rady: 18

wybierz
[opinieCount] => 0

 Katmandu

warto zobaczyć: 14
transport z Katmandu: 3
dobre rady: 21

wybierz
[opinieCount] => 0

 Stambuł

warto zobaczyć: 38
transport z Stambuł: 2
dobre rady: 40

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pekin

warto zobaczyć: 27
transport z Pekin: 5
dobre rady: 60

wybierz
[opinieCount] => 0

 Szanghaj

warto zobaczyć: 18
transport z Szanghaj: 1
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Jerozolima

warto zobaczyć: 9
transport z Jerozolima: 3
dobre rady: 12

wybierz
[opinieCount] => 0

 Tajpej

warto zobaczyć: 22
transport z Tajpej: 11
dobre rady: 39

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pokhara

warto zobaczyć: 9
transport z Pokhara: 1
dobre rady: 9

wybierz
[opinieCount] => 0

 Xi'an

warto zobaczyć: 10
transport z Xi'an: 2
dobre rady: 19

wybierz
[opinieCount] => 0

 New Delhi

warto zobaczyć: 23
transport z New Delhi: 2
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

Powiadomienia

Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu

Dołącz do nas!


 
 
  •  Chiny
     kursy walut
     CNY
     PLN
     USD
     EUR
  •  Chiny
     wiza i ambasada
    Chiny
    ambasada w Polscetak
    wymagana wizatak
    indywidualna wiza wjazdowa każdego typu: 260 zł, czas oczekiwania tydzień
    Najmniejsza
    prowizja w Polsce!
    97 PLN ekonomicznie - 7-10 dni roboczych
    127 PLN ekspresowo - 4-6 dni roboczych sprawdź szczegóły

Chiny 2002

środa, 27 lip 2005

Jak już ktoś raz zostanie zaszczepiony bakcylem Azji, to na pewno będzie wracał tam wielokrotnie. Kontynent jest tak wielki i bogaty, że nie da się go poznać w trakcie jednej podróży, ani dwóch, ani nawet trzech. Mimo tego trzeba próbować. 

Tegoroczna podróż do Chin była dla mnie czymś szczególnym i pod wieloma względami była 'NAJ' 
Najdłuższa czasowo, najdalsza, zajechaliśmy najdalej na południe, najdalej na wschód, naj... , naj...

Termin wyprawy:
30 lipca - 19 września 2002 roku.

Skład wyprawy:
5 osób: Ewa, Marta, Rafał, Bartek i moja skromna osoba.

Koszty wyprawy (na jedną osobę):
800 USD (nie wliczając kosztów materiałów fotograficznych).

Przejechany dystans:
Około 25 tys. kilometrów.

Przed wyjazdem 

Wizy

- Wizę chińską można uzyskać na dwa sposoby: w Warszawiew ambasadzie, lub w Gdańsku w konsulacie; niestety taka przyjemność kosztuje 100zł, a Chińczycy robią problemy, czasami chcą potrwiedzenie kupna biletu lotniczego itp. My wizy chińskie załatwialiśmy dwa razy: pierwszy raz w Mongolii, a drugi w Hong Kongu. W Ułan Bator wiza jest darmowa (o ile decydujemy się czekać tydzień) lub kosztuje 30$ (od ręki). Nam jednak udało się załatwić wizy na ten sam dzień bez żadnych opłat. Mieliśmy szczęście, konsul miał kaprys i powiedział, że jeśli pokażemy mu bilety kolejowe z Mongolii do Chin, on da nam wizy 'free of charge'
 
W Hong Kongu natomiast nie ma żadnego problemu z uzyskaniem wizy Chińskiej; odbiór za dwa dni. Wizy do Mongolii uzyskalismy w Warszawie w ambasadzie (koszt 12$). Dowiedzieliśmy się jednak, że można je uzyskać za darmo i od ręki w konsulatach w Irkucku i Ułan Ude.

 

Do Rosji wjechaliśmy na pieczątki AB, i raczej bez większych (powtarzam bez WIĘKSZYCH) problemów udało nam się przejechać Rosję w obie strony. Niestety wychodzi na to, że dobre czasy powoli się kończą i od 1 sierpnia 2003 Polacy będą musieli posiadać wizy do Rosji. Jeśli chodzi o Hong Kong natomiast, to od dnia 28 sierpnia 2002 roku Polacy nie potrzebują wiz do Hong Kongu.

Ważniejsze adresy:

Ambasada Mongolii w Polsce

ul. Rejtana 15 m 16
02-516 Warszawa
czynna od poniedziałku do piątku 8.30-12.30

MSZ Chin w Hong Kongu

tam można uzyskać wizę chińską za darmo
Low Block 5 pietro
China Building
Harbour Rd 26, Wanchai
czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 9-12.30 i od 14-17.

Ambasada Chińska w Ułan Bator

ul. Sambu; okazały bydynek, nie da się przeoczyć
Uwaga!! czynna tylko w poniedziałki, środy i piątki w godzinach 10-12.

Przewodnik

- My mieliśmy dwa przewodniki. Pierwszy, dobrze znany Pascal "Chiny" to w rzeczywistości przedruk Lonely Planet z 2000 roku. Przewodnik nie jest zły, wiele praktycznych informacji, ceny nawet zgodne z rzeczywistością. (jedynie hotel Fenglong Binguan w Pekinie znajduje się w całkiem innym miejscu, niż wskazuje mapa w przewodniku). Jako drugi przewodnik mieliśmy Lonely Planet - "South-west China", wydanie ze stycznia 2002 roku. Zawiera dokładny opis czterech południowych prowincji Chin: Yunnan, Sichuan, Guangxi i Guizhou. Jest naprawde świetny i zadziwiająco dokładny.

Karta ISIC

- W Chinach formalnie jest niewiele miejsc, gdzie student legitymujacy się kartą ISIC może otrzymać jakieś zniżki. Jednak nie należy się zrażać. W większości przypadków to, czy uzyskamy zniżkę jest kwestią indywidualną, rozpatrywaną osobno dla każdego przypadku. Nam parę razy się udało. Niewątpliwym sukcesem było wejście do Zakazanego Miasta za jedną trzecią ceny (niestety innym Polakom, którzy próbowali po nas już się nie udało), oraz zwiedzenie Cerkwii Świętej Zofii w Harbinie za kompletną darmochę, jako delegacja UNESCO. Poza tym zniżki uzyskaliśmy w Leshan przy posągu Wielkiego Buddy, w Xi’an w Pagodzie Wielkiej Gęsi i w wielu małych świątyniach, jakich mnóstwo w Chińskich miastach.

Zdrowie

Byliśmy zaszczepieni na żóltaczkę A+B. Poza tym raz w tygodniu jedliśmy tabletki przeciw malarii. W naszym przypadku był to arechin. Zdawaliśmy sobie sprawę, że te tabletki nie są szczytem medycznych osiągnięć i dają raczej ochronę psychologiczną, niż medyczną. Z drugiej strony zagrożenie malarią na terenach, na których przebywaliśmy nie jest zbyt wielkie.

Warto zaopatrzyć się również w jakiś środek na komary, godny polecenia jest moustidose - jak mówi etykieta, srodek przeciwko komarom europejskim i tropikalnym (do kupienia w aptekach za ok. 15 zł). Koniecznie należy zaopatrzyć się w środki przeciw biegunce. Osobiście polecam smectę, choć po moich przygodach w Iranie tym razem miałem kilka środków na biegunkę. Poza tym jeszcze coś od bólu gardła i powinno wystarczyć. 

Jeszcze jedna uwaga odnośnie higieny !! Stan toalet w Chinach pozostawia wiele do życzenia. Te w większych miastach mają ścianki działowe między (wysokości ok. 1,2 m.) "kabinami", ale drzwi nie przewidziano. Za to toalety przydrożne we wsiach w prowincji Yunan to po prostu tragedia. O jakichkolwiek kabinach nie ma mowy, po prostu 3 dziury w betonowej podłodze, oblepione robactwem, brrrr. faceci jeszcze, ale kobiety, to naprawdę mają problem.

Ubezpieczenie

Wykupiliśmy pakiet ubiezpieczenia w Hestii, które obejmowało pokrycie kosztów leczenia, oraz odszkodowanie w razie kradzieży bagażu. Nie mieliśmy okazji sprawdzenia jak skuteczne są metody dzialania Hestii. Koszt ubezpieczenia na 50 dni to ok. 150 zł.

Pieniądze

Na całej trasie nie ma problemów z wymianą twardej waluty: dolarów, jak i euro. W Moskwie w okolicach dworców: Białoruskiego oraz Jaroslawskiego mieści się wiele kantorów, w Ulan Bator i całych Chinach wymienialiśmy pieniądze w bankach (w Chinach banki są na każdym kroku, nawet mniejszych miejscowościach). Poza tym w Moskwie, Ulan Bator, większych miastach Chin oraz całym Hong Kongu działają również bankomaty. Tylko raz mieliśmy problem z wymianą, kiedy to przyjechaliśmy do Białogorska na Syberii po godzinie 18 i nie mogliśmy znaleźć żadnego banku, ani kantoru, gdzie moglibismy wymienić pieniądze na bilet do domu. Skończyło się na wymianie u miejscowych taksówkarzy i milicjanta po dosyć bandyckim kursie... więc radzę uważać.

Śpiwór

Przydał się. Szczególnie, kiedy na przykład braliśmy pokój trzyosobowy na 5 osob, lub w innych podobnych przypadkach. Bartek wybrał jednak inną opcję, zamiast śpiwora zabrał wielki worek, uszyty z polaru, który również spełnił swoje zadanie.

Karimata

Przeziębienia od podłoża nie musimy się obawiać. Zamiast karimaty można wziąć matę z folii aluminiowej; lżejsza, i mieści się w plecaku.

Pakujemy plecak.

Ciężki bagaż może skutecznie zepsuć nawet najciekawszy wyjazd, dlatego należy dokładnie przemyśleć zawartość plecaka. Poniżej lista rzeczy (czasami oczywistych, czasami mniej) które uważam za niezbędne (lub zbędne) podczas wyprawy.

  • karimata i spiwór - o tym już pisałem.
  • kurtka polarowa i coś od deszczu - nam się przydały obie kurtki, szczególnie w wyższych partiach Yunanu, poza tym parę razy zmokliśmy.
  • jedna para długich spodni i kilka T-shirtów - naprawdę nie za dużo. I tak wsztstkie tshirty są chińskie, więc łatwo można kupić coś na miejscu.
  • proszek do prania i sznurek na pranie - w czymś te T-shity musimy przecież wyprać.
  • sandały i wysokie buty - miałem welurki, a i tak 90 procent czasu przechodzołem w sandałach, tak na dobrą sprawę welury przydały się tylko w górach Yunanu.
  • żywność - nie warto wieźć zbyt dużej ilości jedzenia a Polski. W Chinach żywność jest bardzo tania i bardzo smaczna. Kilka zupek chińskich (paradoks, wieźć zupki chińskie do Chin) i trzy konserwy na podróż powinny w zupełności wystarczyć.
  • drugi, mały plecak - na butelkę wody i aparat fotograficzny.
  • latarka - dwie latarki na całągrupę wystarczyły, tylko raz były użyte.
  • kuchenka gazowa i butle epigas - mieliśmy, ale spokojnie obylibyśmy się bez kuchenki gazowej (ani razu jej nie uzyliśmy. W Chinach zbędna, w każdym pokoju hotelowym znajdziemy wielki termos z wrzątkiem, który obsługa na każdą prośbę uzupełnia.
  • nakrycie głowy i okulary słoneczne - ja nie miałem, ale niektórzy nie umieją się bez tego obejść.
  • przyprawy - warzywa są tanie, więc dlaczego nie zjeść czasami sałatki z pomidorów i ogórków, a co to za przyjemność: sałatka bez soli.

Relacja ’on line’ prosto z Chin

gdzie jesteśmy:
Rybnik
data i godzina:
2002-07-24 08:06
adres:
pp121.warszawa.adsl.tpnet.pl
autor:
Paweł

Witam!
30-go lipca z grupą 6 osób przez Rosję, Mongolię wyruszamy do Chin. Narodził się pomysł, aby relacje z podróży ukazywały się na tej stronie na bieżąco. Jeżeli tylko na trasie znajdą się jakieś szczątki internetu, to obiecuję co nieco napisać. A wszystkich zapraszam do lektury oraz dyskusji ;) 

Póki co trwają gorączkowe przygotowania.
...biurokracja, czyli wiza, AB, ubezpieczenie.
...zbieranie najświeższych informacji, setki mejli, lista dyskusyjna travelbita. Szukanie złotego środka, najoptymalniejszego rozwiązania spośrod wielu, często sprzecznych danych. W Chinach niedawno powódź, czyżby nieoczekiwana zmiana planów? 

... co zabrać? pół kilograma leków, zupki chińskie (paradoks, wieźć chińszczyznę do Chin), przewodnik cegłę, palnik gazowy, aparat, dodatkowy obiektyw, dodatkowe baterie do aparatu (o wszystkim trzeba pamiętać, ciekawe, czy znajdę w Chinach LR44 ), coś do czytania, wybrałem "Sto lat samotności", Rafał bierze Łysiaka, będziemy się wymieniać. A co do ubrania? Wczoraj pokleiłem buty, mam nadzieję, że przeżyją jeszcze jedną wyprawę 

...plany? Dojazd w obie strony koleją, w drodze "tam" tygodniowy postój w Mongolii (czekanie na wizy chińskie), a w Chinach według wstępnych założeń chcemy zrobić sporą pętlę, najpierw Pekin i okolice, następnie Xin’an, a potem dłuższy czas na południu w prowincjach Yunan i Guangxi. Powrót przez Shanghaj do Pekinu. No coż, zdaję sobie sprawę, że zbyt odkrywczy ten nasz plan nie jest. Ale coż, skoro to jedne z najpiękniejszych miejsc w Chinach? 

...obawy? przed złodziejami i malarią. Wszyscy nas straszą, że tam kradną, ledwo się człowiek obróci. Oby nas to nie dotknęło.
... a na malarię będziemy brać arechin, ochrona bardziej psychologiczna, niż medyczna, ale zawsze coś. No i jeszcze moustidose, jakiś super pryskacz przeciw komarom tropikalnym. Mam nadzieję, że takie środki wystarczą.

gdzie jesteśmy:
Irkuck
data i godzina:
2002-08-04 07:36
adres:
cc-ats27-gw.angara.ru
autor:
Paweł, Bartek and Rafał 

Nareszcie 7 tys. km od domu nadszedł czas na pierwszą relację.

Dla zainteresowanych:
- Brześć - Moskwa - 16$ pasażerskij, plackarta
- Moskwa - Irkuck - 48$ skoryj, firmiennyj "Bajkal", plackarta
- Irkuck - Nauszki - 8$ obszczi, pasażerski

Trasę przejechaliśmy bez postojów, bez żadnych wcześniejszych rezerwacji biletow. Więcej info na www.tramp.travel.pl

Transsyberyjka? Zaskoczenie, schludna, czysta, baaardzo długa i międzynarodowa. Dwa wagony Niemców w podeszłym wieku odwiedziliśmy tylko raz, najwięcej wrażeń dostarczył nam nasz plackartnyj, gdzie po dwóch dniach jazdy, siedmiu butelkach wódki i pierniku Marty (domowej roboty) znaliśmy pół wagonu. Teraz siedzimy w Irkucku, gdzie zimno a drewniane domy mieszają się z brzydkimi blokowiskami.

Wieczorem pociąg do Nauszek, kolejna relacja z Ułan Bator.

gdzie jesteśmy:
Ułan Bator
data i godzina:
2002-08-06 07:49
adres:
202.179.22.232
autor:
Bartek, Paweł, Rafał

Nareszcie w Mongolii, pierwszy dłuższy przystanek. Dojechaliśmy tutaj korzytając oczywiście z naszej szczęśliwej passy. Z Irkucka do Nauszek 17 gdzin obszczim, pociąg pełny, ale załapaliśmy się na leżące miejsca. W Nauszkach brakło dla nas biletow na 14.40 ale, jako, że mamy więcej szczęścia niż rozumu, okazało się, że w poniedziałki jedzie jeszcze jeden pociąg do UB (Ułan Bator) o 16.40. Kupiliśmy bilety tylko do Suche Bator; wiadomo, międzynarodowe pociągi drogie. Resztę trasy do UB przejechaliśmy za 300 rubli od łebka dyskretnie wręczonych prowadnicy.

Z deklaracją celną też nam się udało. W Nauszkach kiblowało 20 Niemców, Francuzów i Holendrów, których wrócono z granicy, bo zadeklarowali, że wywożą dolary (wszystko musieli zamienić na ruble, dopiero wtedy ich wypuścili z Rosji). A my z dolarami w skarpetkach oficjalnie wywoziliśmy tylko ruble ;) 

UB - miasto blokowisko, wieczny plac budowy, za to na obrzeżach jurty.
Gana Guest House - polska osada w Mongolii. Mamy tu pewne względy - Polacy płacą 2$ za dormitory, reszta świata 3$.  W efekcie 80 na 100 wpisów w księdze gości jest po polsku.
Jutro załatwiamy wizy chińskie, a dzisiaj dzień regeneracyjny, ładowanie akumulatorów przed wyjazdem w interior

gdzie jesteśmy:
Ułan Bator
data i godzina:
2002-08-08 09:07
adres:
transparent.ub.mng.net
autor:
Paweł, Bartek

Zmiana planów. Zrezygnowaliśmy z wyjazdu w interior gdyż nie mamy namiotów ani ciepłych ubrań. Za kilka godzin wsiadamy do pociągu jadącego w stronę chińskiej granicy. Wizy chińskie dla Polaków za tydzień są za darmo, a już wydana od ręki kosztuje 30 $. Nam jednak szczęście nie przestaje sprzyjać. Konsul był przychyny i powiedział, że wystawi nam wizy od ręki za darmo pod warunkiem, że pokażemy mu bilety na pociąg. Taksówką, szybko na dworzec, zdążyliśmy kupić bilety i wrócić do ambasady. Kilka godzin później odebraliśmy paszporty z ładnymi kolorowymi wizami w środku. Resztę dnia spędziliśmy na zwiedzaniu buddyjskich świątyń. Napotkany Czech (student mongolistyki) pomógł nam w komunikacji z mnichami: znali tylko 3 zwroty po polsku: "dzien dobry", "bardzo dziękuję" oraz "centkowany". 

Dzisiaj rano trafiliśmy na Black Market - potężny bazar na przedmieściach UB. UWAGA NA KIESZONKOWCOW !. Pierwsze dwie ofiary nieudanych zamachow już są. Bartek złapał gościa z ręką w swojej kieszeni (koleś dostał w dziób i uciekł). Rafał był bliski utraty bezcennej szczotki i pasty do zębów. Na szczęście skończyło się tylko na przeciętej kieszeni plecaka. Teraz siedzimy w chińskiej knajpie i intesywnie trenujemy jedzenie pałeczkami.
PS. Jest juz pierwsza ofiara "zemsty partii komunistycznej" - Rafał spędził pół nocy w toalecie.

gdzie jesteśmy:
Datong
data i godzina:
2002-08-10 13:02
adres:
218.26.228.162
autor:
Paweł

Już w Chinach. Piszę na ślepo, bo tutaj w Chinach moja strona nie działa, ale mam nadzieje, że w ojczyźnie wszystko jest okej. Przyjechaliśmy do Datongu wczoraj w nocy przestraszeni (zgodnie z tym, co jest napisane w naszym przewodniku) że nie znajdziemy żadnego taniego hotelu. Nasza szczęśliwa passa jednak nas i tym razem nas nie zawiodła. Znaleźliśmy hotelik za 10 yuanow (5zł). To chyba niezłe co? 

Jak tu dotarliśmy? Z Ułan Bator pociągiem do Erleenu (miasta na granicy, ale już po stronie chińskiej), a stamtąd wynajętą taksowką do Jiningu, i dalej pociągiem. Kierowca naszej taksówki, nie wiedząc o tym oczywiście był naszym polskim (śląskim) patriotą, miał w komórce zaprogramowany dzwonek: "Szła dzieweczka do laseczka".
 
Datong jest olbrzymi, prawie 3 miliony mieszkańców. Szerokie ilice, szklane banki, a na przedmieściach slumsy i osiedla robotnicze. Dzisiaj zwiedzaliśmy groty z posągami Buddy niedaleko Datongu. Chińczycy są jednak nieźli. Wokół tych grot, jakby nie było zabytku Chin, zbudowali tyle kopalni i innych zakładów przemysłowych, że nasz zadymiony Śląsk to przy nich pestka. 

Jutro jak nam się uda przejedziemy wynajętą taksówką do Tajoanu zwiedzając przy okazji wiszące klasztory. Pojutrze powinniśmy być w Xian-ie.

ps. Jedzenie pałeczkami już całkiem nieźle nam wychodzi.

gdzie jesteśmy:
Datong
data i godzina:
2002-08-12 13:36
adres:
202.97.146.50
autor:
Paweł

Niestety nasze plany się trochę pokrzyżowały i jeszcze siedzimy w Datongu. Już niedługo, bo jutro raniutko mamy pociag do Xian-u (17 godzin na hard seat-ach to będzie wyzwanie). Co prawda kupić bilet na pociąg nie było tak łatwo, ale po półtorej godzinie perswazji było 1:0 dla nas bilety mieliśmy w kieszeni.

Datong zdeptaliśmy już prawie cały. Ostatnio przerzuciliśmy się na ryksze motorowe; mieścimy się w piątkę, kosztują grosze, a zabawy tyle, że hej. W sprawach kulinarnych też czynimy pewne postępy. Dawniej pokazywaliśmy kelnerowi nazwę potrawy w przewodniku, a on nam grzecznie przynosił. Aż do wczoraj, kiedy to zapomnieliśmy przewodnika i trzeba było sobie jakoś poradzić. Zamówiliśmy w ciemno. Nawet nieźle trafiliśmy, makaronik, pulpeciki mięsne, kurczaczek. Dzisiaj już nie było tak wesoło, kiedy podano nam surowe mięso, krewetki, kraby i sos z orzeszków ziemnych. Nie bardzo wiedzieliśmy co z tym zrobić. Dopiero instrukcje szefa restauracji pozwoliły nam skonsumować podane potrawy (w nieustającym śmiechu oczywiście). Kraby i krewetki były zjadliwe, ale i tak naszym faworytem wsród chińskich potraw jak na razie jest kurczak z orzeszkami ziemnymi. A z jedzeniam pałeczkami nie mamy już problemów. 

Ale nie myślcie, że my tutaj tylko jemy i wozimy swoje tyłki taksówkami. Oczywiście poznajemy co nieco kultury chińskiej, dzisiaj na przykład trafiliśmy do Wiszących Klasztorów 65 km na południowy wschód od Datongu. Co prawda oprawa tego miejsca iście turystyczno komercyjna, ale same klasztory sa niesamowite. A pojutrze powita nas Terakotowa Armia. 

Pozdrawiam. 

gdzie jesteśmy:
Xi’an
data i godzina:
2002-08-15 10:46
adres:
61.150.15.98
autor:
Paweł

Witam!
Dzisiaj będzie krótko, za niecałą godzinę mamy pociąg do Chengdu. Tym razem udało nam się kupić "hard sleeper-y". Do Xianu z Datongu przyjechaliśmy "hardseatem" i podróż nie była najprzyjemniejsza. W wagonie oprócz 100 osób siedzących było jeszcze drugie tyle, które stało w przejściu. 13 godzin takiej jazdy, to nic wesołego... 

A Xian nawet nawet. 6-cio milionowe miasto, za dnia moloch, zwykle szare chińskie miasto przybiera kolorów w nocy, kiedy to neony krzyczą po chińsku niczym w "Bladerunnerze". Wczoraj zdobyliśmy Pagode Wielkiej Gęsi, a dzisiaj zmierzyliśmy swoje siły z Terakotową Armią. Ta ostatnia, to niezły kombinat do przyjmowania zagranicznych turystow.

Pozdrawiam.

gdzie jesteśmy:
Chengdu
data i godzina:
2002-08-17 16:56
adres:
61.139.82.139
autor:
Paweł, Bartek

Wreszcie zaczęły się (w naszym mniemaniu oczywiście) prawdziwe Chiny. W drodze z Xianu do Chengdu zdarzało się, że co 30 sekund wjeżdżaliśmy do tunelu, a poza tym pola ryżowe, wioski, a na horyzoncie góry. Chengdu, stolica Sichuanu, 11 milionowe miasto. Centum, ulice handlowe, wieżowce większe, wyższe, bardziej kolorowe niż w niejednej stolicy Europy. Wystarczy jednak odejść 2 minuty od głównego traktu aby trafić do dzielnic "mniej" zamożnych, gdzie życie mieszkańców biegnie własnym tempem, na chodnikach mężczyźni grają w domino, matki kąpią swoje dzieci w miskach, a co kilkadziesiąt metrów pod szyldem fryzjera, tudzież salonu piękności znajdują się agencje różnego rodzaju uciech cielesnych. 

Sichuan to jednak nie tylko Chengdu. 140 km na południe od stolicy prowincji znajduje się miasto Leshan, a w nim absolutne "must see" - największy na świecie posąg Buddy (71 metrów wysokości). Sam Budda owszem, niczego sobie, na nas jednak największe wrażenie zrobiły świątynie otaczające posąg. Wszystkie w malowniczej scenerii lasu subtropikalnego. Było to nasze pierwsze spotkanie z trawami bambusowymi i motylami wielkości dłoni. Jutro zaś czeka na nas inna atrakcja - rezerwat Pandy Wielkiej, wszak Sychuan, to juz niestety jedyne miejsce na swiecie, gdzie te misie zyja na wolnosci, a rezerwat w Chengdu, to jedyna okazja, aby zobaczyć te niedźwiadki w ich naturalnym środowisku. Pojutrze będziemy już w prowincji Yunan, udajemy się w góry, z zamiarem dojechania do granic Tybetu...

gdzie jesteśmy:
Lijang
data i godzina:
2002-08-21 11:23
adres:
61.166.9.179
autor:
Paweł, Bartek i Rafał

Miśki Panda czują się dobrze. My jednak musieliśmy pojechać dalej. Z Chengdu "hardsleeperem" dojechaliśmy do Panzihuy. Tam przesiadka na autobus jadący w stronę Lijangu. Mimo zapewnień kierowcy, że pojedziemy 8 godzin, jechaliśmy 13. W tym czasie przejechaliśmy 250 km po drogach, których praktycznie nie ma. Tylko niewielki odcinek trasy pokrywa asfalt, reszta to kamienna droga górska, a w skrajnych przypadkach błotnisty plac budowy. Cały dzień podskoków i niewygód wynagrodziły nam jednak wspaniałe widoki wysokich, zielonych gór, malowniczych wiosek, niezliczonych pól ryżowych i wodospadów. 

Lijang - otoczone górami miasto (2400 mnpm), 80% ludności stanowi mniejszość narodowa Naxi. Z początku może trochę rozczarować. Dopiero, gdy zagłębiliśmy się w labirynt wąskich uliczek starego miasta doceniliśmy urok tego miejsca. Niezliczone kanały, drewniane domki, mnóstwo sklepików restauracyjek i wszechobecny śpiew ptaków spowodował, że Lijang stał się mekką "backpackersow", miejscem, gdzie każdy zostaje dłużej, niż wynika to z jego planow <...> Siedzimy tutaj już trzeci dzień. Z powodu deszczu dalsze nasze plany wyjazdu w góry stoją pod znakiem zapytania.

PS. Jest już druga ofiara Partii Komunistycznej, ale po wczorajszym dniu spędzonym nad kubkiem smecty Ewa dochodzi już do siebie.

PS2. Zapraszamy do pisania komentarzy, nam to też pomaga, przynajmniej wiemy, że ktoś te nasze teksty czyta. 

gdzie jesteśmy:
Zongdian
data i godzina:
2002-08-26 12:09
adres:
218.63.72.154
autor:
Rafał

Właśnie wróciliśmy z Dequinu i jedziemy nocnym autobusem do Dali. W Zongdianie byliśmy dwa dni temu. W sumie w samym mieście niewiele jest, dlatego pojechaliśmy na wypożyczonych rowerach nad jezioro, 10 km za miasto. Droga była przez góry i na rowerach klasy Ukraina był to prawdziwy wyczyn. Kiedy dojechalismy okazało się, że mamy dwa problemy. Pierwszy - rower Pawła nie ma powietrza w tylnym kole, drugi - słynna juz powódź dotarła i tutaj i nie da się dojechać nad samo jezioro. Dziurawe koło nie dało się naprawić tam gdzie byliśmy, ale za pomocą miejscowych udało nam się rozwiązać drugi problem. Na koniach typu "coś większego niż kucyk" pojechaliśmy przez niegłęboką, jak się okazało, wodę nad wodę - jezioro.

Podczas jazdy poznalismy troche lepiej swoje koniki. Np. kucyk Pawła kochał błoto i nie miał zamiaru z niego wychodzić. Mój koń strasznie chlapał, a zwierzak Ewy nie lubił chodzić w ogóle, a jeśli już, to robił to strasznie powoli. Nad samym jeziorem porobiliśmy parę fotek i wróciliśmy. Do miasta Paweł musiał dopchać rower. Troche ponarzekał, ale dał radę. Tak mu się spodobało, że na sprawnym pojeździe samowolnie oddalił się na wycieczkę po okolicznych wsiach. 

W Dequinie położonym na wysokości 3550 m npm i kilka kilometrów (ostanie miasto gdzie wolno przebywać turystom!) od Tybetu, nie można na początku za szybko wstawać z krzesła (zamroczenie i gleba pewna) lub np. chodzić i rozmawiać w tym samym czasie. Typowe objawy choroby wysokościowej. Można za to podziwiać góry należące już do Himalajów (najwyższy szczyt to Kawakarpo 6740 m npm) i chmury, jakich nie ma nigdzie indziej. Oczywiście, jak to w górach można zaliczyć pożądne zmoknięcie i to też nam sie udało.

gdzie jesteśmy:
Dali
data i godzina:
2002-08-28 11:12
adres:
218.63.58.217
autor:
Bartek i Paweł

Jesteśmy w Dali, miasteczko ciekawe, choć nie tak ładne jak Lijang, komercja, same sklepy z pamiątkami, dobre są tylko naleśniki z bananami i to, że internet za darmo. Dzisiaj zwiedziliśmy okoliczne wioski rowerem, wystarczy wyjechac z miasta 5 km a już zmienia się klimat, miejscowi z uśmiechem pozdrawiają i pozują do zdjęć. Nie spędzimy tu zbyt wiele czasu, "Żelazny Plan" jest bezwzględny. Wieczorem pociągiem uciekamy do Kunmingu. 

Jak kupiliśmy bilety???
Przyjeżdżamy (Bartek i Paweł) wczoraj na stację, oczywiście trafiliśmy na przerwę obiadową. Przychodzimy ponownie za półtorej godziny, 30 osób w kolejce. Staliśmy spokojnie do czasu, aż zauważyliśmy tablicę z której wywnioskowaliśmy, że na dzisiaj w kasie jest tylko 20 biletów. Ustawiliśmy się w dwóch kolejkach, tak na wszelki wypadek (btw. wszyscy Chinczycy robili tak samo). Pomimo, że dochodzimy do perfekcji w języku "chinskimjakkupicbilet", zawsze lepiej mieć pewność, że kupiło się bilety na odpowiedni pociąg o odpowiedniej porze. Tym razem wykorzystalismy nasz "urok osobisty", zagadaliśmy dwie ładne Chinki, które "chinskimjakkupicbilet" władają jednak trochę lepiej niż my. Trzy minuty później mieliśmy bilety w kieszeni. Zresztą, czy tu w ogóle chodziło o bilety??? Każdy pretekst jest dobry...

gdzie jesteśmy:
Yangshuo
data i godzina:
2002-08-31 16:26
adres:
218.65.213.106
autor:
Paweł, Bartek

Dojechaliśmy do Yangshuo. Ostatnie kilka dni było raczej transportowe. Z Dali pociągiem przejechaliśmy do Kunmingu, tam z pomocą naszych azjatyckich koleżanek (przyjechały za nami aż tutaj) kupiliśmy bilety do Nanningu. Wyjechać mieliśmy jednak następnego dnia, a uzyskany czas przeznaczyliśmy na wizytę w Kamiennym Lesie 80 km na południe od Kunmingu. 

Poczatkowo co do Stone Forest mieliśmy mieszane uczucia. Spodziewaliśmy się kilku kamieni wielokrotnie oglądanych na fotografiach z tego miejsca. Wysoka cena biletu wstępu (55Y) jeszcze powiększyła nasze obawy.
Jednak po wejściu do środka mile się zaskoczyliśmy. Kamienny Las jest ogromny, dziesiątki hektarów skalnych tworów naprawdę robią duże wrażenie. 

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy; następnego dnia czekał na nas Nankun (pociąg z Kunmingu do Nanningu) i 14 godzin jazdy. Co prawda trasa jest ciekawa (przy trzydziestym tunelu przestałem liczyć, a było ich znacznie więcej), ale sama jazda hard seatem nie należy do najprzyjemniejszych. Na szczęście pomysłowość Bartka i Rafała zdała egzamin. Położyli się na karimatach na podłodze pod siedzeniami (wśród oślinionych łupinek orzeszków i słonecznika), a reszta ekipy względnie wygodnie wyspała się na "fotelach" (w ksztalcie odwróconej litery T... dosłownie). 

Teraz już siedzimy sobie w Yangshuo i delektujemy się panującą tutaj sielską atmosferą. Czujemy, że jesteśmy na południu, powietrze jest znacznie cieplejsze, a miejscowi nie rozumieją "chinskiegojakkupicbilet" języka, za pomocą którego staramy się z nimi porozumieć. Wszak my znamy szczątki dialektu mandaryńskiego, a tutaj mówi się kantońskim.

gdzie jesteśmy:
Pekin
data i godzina:
2002-09-10 08:26
adres:
211.94.104.188
autor:
Rafał

Dzisiaj jesteśmy czwarty z kolei i niestety już ostatni dzień w Pekinie. Wieczorem wyjeżdżamy do Harbinu, a stamtąd, bez dłuższych przystanków do Rosji i do domu. Wszystkie główne atrakcje turystyczne stolicy Państwa Środka już obejrzeliśmy. W sumie jest tego trochę: Zakazane Miasto, Mauzoleum Mao, Plac Tiananmen, Hala Ludowa etc. Udało nam się także dostać na bardzo nieturystyczny kawałek Wielkiego Muru, który z daleka wygląda zupełnie jak ogromny makaron leżący na górach. Za wstęp płaciliśmy tylko 2Y (1 zł), podczas gdy w innych miejscach płaci się często ponad 60Y. Wprawdzie nie było tam marmurowych schodów i bruku - tylko kamienista, niewygodna ścieżka wijąca się pomiędzy zaroślami, ale za to udało nam się uniknąć tłumów turystów pałętających się przed obiektywem kiedy chce się zrobić zdjęcie oraz jeszcze większej ilości chińskich naganiaczy chcących nam wcisnąć wodę, pocztówki i "Bóg wie co jeszcze".

Pekin jako miasto nie jest zbyt imponujący - pod względem bogactwa z pewnością ustępuje Chengdu, bazary pełne są kieszonkowców, a kaczka po pekińsku jest strasznie droga. Do Pekinu przyjechaliśmy z Hongkongu. To jest zupełnie inny świat. Jest czysto, króluje wszechobecny angielski, ludzie są świetnie ubrani, a kobiety używają znakomitych perfum (i to jakie kobiety!). Jest to świat pieniądza - sklepy światowych firm pełne są niezliczonej ilości najróżniejszych towarów. W dzielnicy handlowej nie wolno przebywać za długo bo nieprzyzwyczajonym szkodzi widok np. notebooka Sony Vio w cenie, za ktorą w Polsce kupuje się lichego desktopa. 

Nam nie udało się uniknąć uroku dzielnicy Mongkok - tego samego dnia, kiedy przyjechaliśmy kupiliśmy sobie małe pamiątki. Poza tym wydawaliśmy pieniądze na metro, które jest naprawdę świetne i hamburgery w McDonaldsie, które obok przywiezionych z Chin zupek były podstawą naszego wyżywienia (jedyne jedzenie na jakie nas było stać). Poza sklepami zdobyliśmy jeszcze Victoria Peak (552m n.p.m.), co przy temperaturze 35 st.C i wilgotności dochodzącej do 86% nie jest wcale takie łatwe. Chętnie zostalibyśmy tam trochę dłużej, ale niestety ceny nas zupełnie powalily na kolana i wróciliśmy do Chin - wprawdzie nie rozumiemy znowu ani jednego słowa - mówionego czy pisanego, ale za to stać nas na jaki taki obiad, a hamburgery z Mc po staremu nam śmierdzą.

gdzie jesteśmy:
Rybnik
data i godzina:
2002-09-20 00:21
adres:
WebSurfer164.SILWEB.PL
autor:
Paweł

Nareszcie w domu. Droga, jak zwykle u nas, była ciekawa i pełna niespodzianek. W drodze do granicy zatrzymaliśmy się w Harbinie, lub raczej Harbin zatrzymał nas u siebie na parę godzin; przyjechaliśmy z Pekinu rano, a pociąg do Heihe odjeżdżał dopiero wieczorem. Cerkiew Świętej Zofii, główną atrakcję zwiedziliśmy nie za 20Y (cena biletu normalnego), nie za 10Y (cena dla studentów), a za darmo. Podaliśmy się za delagacje UNESCO (wszak na ISIC-u widnieje znaczek tej organizacji). Pani przy wejściu najpierw nie chciała uwierzyć, ale po konsultacji z szefostwem uległa, jeszcze nakręcono naszą wizytę kamerą wideo, w końcu nie często tak ważne delagacje odwiedzaja Harbin. 

Ale czas ruszyć dalej. Schodki zaczęły się w Heihe. Chińczycy nie chcieli nas wypuścić, ponieważ nie mieliśmy wiz rosyjskich (długo tłumaczyliśmy im, że my służbowo i wystarczą nam pieczątki AB). Ostatecznie dali się przekonać, ale zastrzegli, że jak ruscy nas wrócą, to oni nas z powrotem nie przyjmą. Przepełnieni wizją spędzenia reszty życia pośrodku rzeki Amur udaliśmy się na prom. Okazało się, że bilet na chiński statek kosztuje 10$ (na takie koszty nie byliśmy przygotowani), ale na szczęście był jeszcze prom rosyjski, którym można przepłynąć za darmo, pod warunkiem, że przekonamy obsługę, że my ruskie. Jako, że my "pa ruski" tylko ciut ciut nastąpiły dwie godziny milczenia, ale udało się. 

Z rosyjskimi pogranicznikami poszło już łatwiej, szybko dali się przekonać, że Polacy z AB na PEWNO nie potrzebują wiz do Rosji. Po poł godzinie byliśmy już w Blagowieścieńsku. Niestety pociąg z Blagowieścieńska nam uciekł i byliśmy zmuszeni przejechać do Białogorska, tam już biegnie główna linia Kolei Transsyberyjskiej. Po przybyciu na dworzec okazało się, że owszem bilety są, pociąg za kilka godzin, ale jest zbyt późno, aby gdziekolwiek wymienić pieniądze. Kolejne kilka godzin spędziliśmy na kombinowaniu, jak tu ponad 300 dolarów zamienić na ruble. W końcu znalazł się jeden milicjant, który z ciężkim sercem i to po bandyckim kursie był w stanie wymienić nam te pieniądze. 

UFF udało się, trzy godziny później spailiśmy już smacznie w plackartnym wagonie w pociągu "AMUR" relacji Chabarowsk - Moskwa. 6 nocy, 5 dni w pociągu minęły nam raczej miło. Z początku brataliśmy się z rosyjskimi żołnierzami, trzeciego dnia jednak, w Czicie dosiadły się nasze cztery koleżanki, z którymi miło spędziliśmy resztę podróży na świeżych jeszcze opowieściach z przetartych szlaków. 

Jedynie pewien incydent próbował zakłócić sielską atmosferę jazdy koleją. Mianowicie jednemu wojakowi spodobały się mój polar i trapery Bartka, spodobały się tak bardzo, że gdy wysiadał w okolicach Uralu, nie mógł się powsztrzymać i sobie pożyczył. Bartkowi przynajmniej zostawił swoje stare obuwie - gnojołazy sięgające kolan, mnie niestety nie ostało się nic. Trudno.

W końcu wysiedliśmy w Moskwie na Jarosławskim, szybko metrem na Biełoruski dworzec i biegiem po bilety. Dopiero w trzeciej kasie udało nam się je kupić, ale za to na najwcześniejszy pociąg. 15.15 wyjazd z Moskwy, następnego dnia przed szóstą już w Brześciu. Znowu gon za biletami. W pociągu granicznym ze zdziwieniem przyglądaliśmy się jak wszyscy w koło oblepieją się woreczkami ze spirytusem i chowają w skarpetkach paczki papierosów. W Terespolu znowu szczęście nam dopisało. Polscy celnicy poszli nam na rękę, szybko i bez zbędnego czepiania się odprawili nas tak, że zdązyliśmy na pociąg do Częstochowy.
... i tak zdążając ukradkiem na kolejne pociągi kilka minut po siedemnastej dotarłem do domu.

słowa kluczowe: termin: 30.07.2002 - 19.09.2002
trasa: Rybnik - Moskwa- Irkuck - Nauszki - Ułan Bator - Datong - Tajoan - Xian - Chengdu - Lijang - Zongdian - Dali - Yangshuo - Pekin - Harbin - Heihe.... 

Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!






  • Opublikuj na:
Informuj mnie o nowych, ciekawych artykułach zapisz mnie!
Przeczytałeś tekst? Oceń go dla innych!
 0 / 5 (0)użyteczność tego tekstu, czyli czy był pomocny
 0 / 5 (0)styl napisania, czyli czy fajnie się czytało
Łączna liczba odsłon: 15168 od 27.07.2005

Komentarze

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone