lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Ankara  
Wnętrze Błękitnego MeczetuIstambuł, Turcjafoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
Booking.com

Najnowsze artykuły

Flames of... Baku

Top of the top - Iran!

Oman - to zdecydowanie więcej niż jedyne państwo na literę "O".

Nepal - My first time

e-Tourist Visa do Indii - wyjaśniamy szczegóły

Stambuł z zupełnie innej perspektywy

Cud w indyjskiej Agrze na miarę drugiego Taj Mahal

Do Mongolii bez wizy

Muktinath (Jomsom) Trekking - profil wysokości i statystyka

Bezpłatne wycieczki po Dosze dla pasażerów Qatar Airways

Do Indonezji bez wizy

Wiza do Indii wydawana już na lotnisku?

Poznaj Azję Centralną oglądając animowane filmy

Co wiesz o Azji Centralnej?

Bilet na indyjski pociąg tylko na 60 dni przed odjazdem?

Turkish Airlines poleci do Kathmandu!

India's army of gold refiners face new competition

China axes Covid-era tariffs on Australian wine

The China smartphone giant taking on Tesla

Two more abusers at J-pop predator's company

Australia debates seizure of Insta-famous magpie

India opposition leader Kejriwal to remain in jail

Thailand moves to legalise same-sex marriage

Aussie Rules football denies it has a cocaine problem

Japan nappy maker shifts from babies to adults

Mongolia ex-PM bought NYC flats with corrupt funds - US

Gaza starvation could amount to war crime, UN human rights chief tells BBC

Hostages’ relatives arrested as Gaza talks break down

Israel, Hezbollah trade strikes over Lebanon border

Israel says UN resolution damaged Gaza truce talks

Gaza aid drop in sea leads to drownings

UN rights expert accuses Israel of acts of genocide

Israel cancels US talks after UN Gaza ceasefire vote

Bowen: Biden has decided strong words are not enough

At Gate 96 - the new crossing into Gaza where aid struggles to get in

South Gaza hospital closed after evacuation - paramedics

Miasta Azji

 Pokhara

warto zobaczyć: 9
transport z Pokhara: 1
dobre rady: 9

wybierz
[opinieCount] => 0

 Jerozolima

warto zobaczyć: 9
transport z Jerozolima: 3
dobre rady: 12

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pekin

warto zobaczyć: 27
transport z Pekin: 5
dobre rady: 60

wybierz
[opinieCount] => 0

 Tajpej

warto zobaczyć: 22
transport z Tajpej: 11
dobre rady: 39

wybierz
[opinieCount] => 0

 Stambuł

warto zobaczyć: 38
transport z Stambuł: 2
dobre rady: 40

wybierz
[opinieCount] => 0

 New Delhi

warto zobaczyć: 23
transport z New Delhi: 2
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Hua Shan

warto zobaczyć: 8
transport z Hua Shan: 3
dobre rady: 18

wybierz
[opinieCount] => 0

 Katmandu

warto zobaczyć: 14
transport z Katmandu: 3
dobre rady: 21

wybierz
[opinieCount] => 0

 Szanghaj

warto zobaczyć: 18
transport z Szanghaj: 1
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Xi'an

warto zobaczyć: 10
transport z Xi'an: 2
dobre rady: 19

wybierz
[opinieCount] => 0

Powiadomienia

Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu

Dołącz do nas!


 
 
  •  Turcja
     kursy walut
     TRY
     PLN
     USD
     EUR
  •  Turcja
     wiza i ambasada
    Turcja
    ambasada w Polscetak
    wymagana wizatak
    Wiza elektroniczna - 20 USD, na przejściach granicznych 30 USD
    Najmniejsza
    prowizja w Polsce!
    sprawdź szczegóły

Dziennik podróży - Turcja

piątek, 5 lis 2004
  • dotyczy:  

20.08.98 Poznań - Berlin

Wylot do Antalii mieliśmy z Berlina. Bilety lotnicze były typu fly&rail, co oznacza, że były ważne nie tylko na samolot, ale również na koleje niemieckie i komunikację miejską w Berlinie. Wystarczyło dostać się do pierwszej stacji kolejowej w Niemczech. Kupiliśmy bilety z Poznania do Kunowic oraz graniczny z Kunowic do Frankfurtu/O - wychodzi to dwa razy taniej niż bezpośredni bilet do Frankfurtu. Dojechaliśmy na dworzec w Berlinie i ledwo zdążyliśmy na ostatni autobus na lotnisko. Na lotnisku nie było żadnego ruchu. Spodziewałem się, że jak przystało na duże lotnisko, będą tłumy ludzi. Zwłaszcza że jeszcze był okres wakacyjny i powinno być dużo turystów. Mało tego, o północy lotnisko było zamykane i garstce czekających pasażerów kazano przenieść się do malutkiej poczekalni. Nie było żadnych szans żeby kupić chociaż kawę. Ponieważ wylot mieliśmy dopiero o 6:10, rozłożyliśmy śpiwory pod ścianą i przez nikogo nie niepokojeni poszliśmy spać.

21.08.98 Berlin - Antalya

O świcie około godziny 5:00 zaczął się ruch. Wstaliśmy, tym bardziej, że od dłuższego czasu wredna mucha nie pozwalała nam spać dłużej. Potwierdziliśmy rezerwację i punktualnie o 6:10 wystartowaliśmy Boeingiem 737 do Antalii. Lot przebiegł spokojnie. O 10:30 wylądowaliśmy na miejscu. Pogoda była taka jaka powinna być – gorące słońce. Lotnisko leży kilkanaście kilometrów od miasta, musieliśmy więc dostać się do centrum. W pobliżu nie zauważyliśmy niczego, co przypominałoby przystanek autobusowy. Za to przed lotniskiem stało pełno taksówek i autobusów turystycznych. Taksówką woleliśmy nie jechać, a wszystkie autobusy były podstawione przez biura turystyczne.

Zauważyliśmy przedstawiciela naszego biura przez które kupiliśmy bilety (TUI). Niestety, miła pani z obsługi poinformowała nas, że autobusy są tylko dla gości hotelowych i nie istnieje komunikacja publiczna z lotniska. Do centrum możemy dostać się tylko taksówką. Nie wierzyliśmy jej, ale chyba miała rację. Poszliśmy na postój taksówek. Jeden facet przy postoju był swego rodzaju managerem, bo zajmował naganianiem klientów, organizacją i rozmieszczaniem ich w taksówkach. Szło mu bardzo sprawnie. Nie mieliśmy pojęcia ile taki przejazd do miasta może kosztować? Obawialiśmy się, że ceny mogą być wyśrubowane, zwłaszcza że nie było konkurencji.

Na wszelki wypadek w kilku taksówkach spytaliśmy się o cenę. W każdej poinformowano nas, że według licznika. Nie mieliśmy zaufania do licznika. Bardziej interesowała nas konkretna cena wyrażona w jakiejkolwiek walucie. Jak się okazało cena była taka sama we wszystkich taksówkach - 4mlnLT (15$). Nie jest to może najtaniej, ale cena była dopuszczalna. I tak nie mieliśmy pojęcia jak wydostać się w inny sposób. Wzięliśmy w końcu taksówkę i kazaliśmy zawieźć się do Kaleici – starej dzielnicy miasta. Licznik oczywiście nie działał i poza tym dla zmyłki był powieszony do góry nogami! Przyzwyczajaliśmy się do krajobrazu – step, pagórki, słońce i bardzo gorąco. Po dotarciu na miejsce kierowca spojrzał na licznik, na którym od wyjazdu z lotniska nie zmieniła się ani jedna cyferka i podał cenę: 4mlnLT.

Na początku trzeba znaleźć nocleg. W dzielnicy Kaleici pełno jest hotelików i pensjonatów o różnym standardzie i cenach. Dwójki są od 3 do 6mln LT. Najbardziej podobał nam się hotel Sabah za 5mln. Kulturalne warunki, łazienka i w cenę było wliczone śniadanie. Po rozpakowaniu i odświeżeniu zamierzałem przedzwonić do kraju, żeby poinformować rodzinę, że jestem cały i zdrowy. Można było dzwonić z pensjonatu, ale obsługa poinformowała mnie, że będzie lepiej jeśli przedzwonię z poczty, bo stamtąd jest taniej – proszę jaka uczciwość. Wybrałem się na krótki spacer w kierunku poczty. Po kilku nieskutecznych próbach znalezienia poczty według mapki w przewodniku (Turcja wydawnictwa Pascal) w końcu tam dotarłem. Przy okazji zwiedziłem sporą część starego miasta.

Wróciłem do pensjonatu i razem z Mariuszem wybraliśmy się na zwiedzanie. Najciekawsze zabytki znajdują się w rejonach Kaleici, więc obejrzeliśmy je w ciągu kilku godzin. Miasto swego czasu było pod wpływem wielu kultur. Znajdują się tu zabytki greckie, rzymskie oraz arabskie. Cała dzielnica ma specyficzny klimat i można się poczuć jakby czas cofnął się o stulecia. Co pewien czas w powietrzu roznosił się głos muezina z meczetu.

Na obiad poszliśmy do jednej z wielu ulicznych restauracji. Zamówiliśmy tradycyjny turecki kebab (2,75mlnLT). Zaskoczył nas 10% podatek doliczany do rachunku. Po południu poszliśmy do tureckiej herbaciarni w pobliżu meczetu. Takie herbaciarnie są tutaj bardzo popularne. Herbata podawana jest w małych, charakterystycznych szklaneczkach i kosztuje grosze (75-100tysLT). Wieczorem w pensjonacie kupiliśmy bilety do Goreme w Kapadocji (4mln).

22.08.98 Antalya

Rano spakowaliśmy się i zostawiliśmy bagaże w hotelu. Poszliśmy na plażę pod skałką tuż obok portu rzymskiego. Plaża była malutka i kamienista. Większa plaża widoczna po drugiej stronie zatoki była oddalona o kilka kilometrów i nie chciało nam się tam jechać. Zasady kursowania miejskich dolmusów do dzisiaj stanowią dla nas zagadkę (teraz jest łatwiej bo jeździ tramwaj). Woda była bardzo czysta. Na plaży byli tylko turyści. Kilka kobiet opalało się topless, czym wzbudzały spore zainteresowanie Turków przypatrujących się z tarasu.

Po dwóch godzinach smażenia się na słońcu już się nudziłem, więc udałem się na spacer wzdłuż zatoki. W sumie nic ciekawego. Nowoczesne bloki, hotele i restauracje z widokiem na morze. W jednej z restauracji zagadał mnie jeden z kelnerów. Jak się okazało był Kurdem. Bardzo zachwalał swoje rodzinne rejony i zachęcał, żebyśmy je zobaczyli.

Wieczorem udaliśmy się w kierunku dworca autobusowego. Mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego przystanku, z którego odchodziły dolmusy na dworzec, ale dzięki pomocy przechodniom poradziliśmy sobie. Turcy są bardzo gościnni i chętnie udzielają pomocy.

Dworzec nas zaskoczył. W porównaniu z nim lotnisko Okęcie jest jak przystanek. Olbrzymia hala, przeszklone pomieszczenia, podłoga i ściany z gładziutkiego marmuru. Na tablicy świetlnej i monitorach wyświetlane były informacje o odjazdach. Co jakiś czas przechodziły grupki kierowców w białych koszulach, błyszczących butach i wyprasowanych na kant spodniach. Wyglądali jak piloci w liniach lotniczych. Spodziewaliśmy się autobusów o standardzie porównywalnym jak w Polsce, a tu się okazało, że wszystkie były nowoczesne, z klimatyzacją, telewizją i obsługą. Chcieliśmy eksplorować Turcję, a to Turcja nas z eksplorowała. Poczuliśmy się, jakbyśmy przyjechali z prowincji. Punktualnie o 20:30 ze dwadzieścia autobusów ze wszystkich stanowisk ruszyły w trasę. W naszym piętrowym, czystym Mercedesie 403 w czasie jazdy puszczano video, podano ciastko oraz napoje. Co pewien czas obsługa roznosiła odświeżacz dla zmęczonych pasażerów. Czy kiedyś PKS dojdzie do takiego poziomu?

23.08.98 Goreme

O świcie znaleźliśmy się w Goreme w Kapadocji. Kraina ta słynie ze świątyń, mieszkań, a nawet całych miast wydrążonych w skale. Widoki były rzeczywiście nieziemskie. Dookoła znajdowały się białe skały w kształcie stożków. Nie było sensu szukać hotelu, bo całe miasto jeszcze spało. Poszliśmy na okoliczne wzgórze, skąd mieliśmy piękny widok na miasto.

Szukaliśmy w miarę tanich hoteli według przewodnika. Niestety, korzystały one z reklamy, którą miały dzięki przewodnikowi i ceny były mniej więcej dwa razy wyższe. Za pokój dwuosobowy żądano od 20$ bez śniadania. W bocznej uliczce znalazłem pensjonat Anatolia. Dwuosobowy pokój bez łazienki kosztował tutaj 12$. Był prowadzony przez sympatyczne małżeństwo Francuzki i Turka. Byliśmy trochę zmęczeni nocna jazdą, więc poszliśmy spać.

Kapadocja Kapadocja fot. Jacek Dymek
Po odpoczynku chcieliśmy obejrzeć muzeum na wolnym powietrzu. Znajduje się tam kompleks bizantyjskich świątyń wydrążonych w skale. W niektórych są również mozaiki i freski na ścianach. Przed wyjściem z hotelu, obsługa spytała się nas, czy chcemy wieczorem kolację. Miała kosztować 1,5mln od osoby. Nie skorzystaliśmy z oferty, gdyż planowaliśmy zjeść na mieście.

Udaliśmy się na kilkukilometrowy spacer do muzeum. Było około południa. Słońce prażyło niemiłosiernie. Doszliśmy do wniosku, że idąc za przykładem miejscowych lepiej o tej porze mieć sjestę. Bilet do muzeum kosztował 500tysLT. Warto je zobaczyć, ale po pewnym czasie doszliśmy do wniosku, że prawie wszystkie świątynie wyglądają tak samo. Denerwujące było, że wstęp do niektórych najciekawszych obiektów trzeba było dodatkowo płacić, a cena była dwa razy wyższa niż biletu za wejście. W czasie eksploracji mniej uczęszczanych jaskiń odkryliśmy, że niektóre prowadziły poza muzeum. Można więc dostać się do środka nieoficjalną drogą. Jednak gdy próbowaliśmy nią wyjść, pojawił się policjant, popatrzył się znacząco. Wyszliśmy więc przez główne wejście.

Do miasta postanowiliśmy wrócić okrężną drogą. Zeszliśmy z głównej drogi i weszliśmy między skałki. Widoki jak z innej planety. Prawie w każdej skałce były pomieszczenia lub korytarze. Niestety nie mieliśmy latarki, więc zrezygnowaliśmy z ich eksploracji. Okoliczne poletka z winogronami dostarczały nam niezbędnych witamin.

Wróciliśmy do miasta i poszliśmy na obiad do centrum miasteczka. Do pensjonatu wróciliśmy akurat w czasie kolacji, z której wcześniej zrezygnowaliśmy. Okazało się, że nie była kolacja, tylko kilkudaniowa uczta z winem i piwem. Trzeba było skorzystać. Poszliśmy do pokoju i z zazdrością przysłuchiwaliśmy się imprezie.

24.08.98 Goreme

Kapadocja Kapadocja fot. Jacek Dymek
Pojechaliśmy do podziemnego miasta w Kaymakli. Znajduje się tutaj pełno pomieszczeń i korytarzy. Swego czasu mieszkało tutaj 5000 ludzi. W drodze powrotnej zatrzymałem się w Nevsehir. Trafiłem na dzień targowy. Kupiłem sobie mały dywan modlitewny, czym wzbudziłem podejrzenia sprzedawcy, że jestem muzułmaninem.

Po powrocie do Goreme udałem się na spacer po okolicy. Dotarłem do Cavusin. Znajdowała się tam duża skalna ściana z pomieszczeniami. W zasadzie wszędzie wyglądają tak samo.

Wieczorem pensjonat organizował przejazd do łaźni tureckiej za 1,5mlnTL. Pojechaliśmy do wioski, w której znajdował się basen z wodą prosto z gorących źródeł. Woda była rozkoszna. Po kąpieli była kolacja z grilla za dodatkowe 1,5mlnTL.

25.08.98 Kayseri

Spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i pożegnaliśmy się ciepło z właścicielami pensjonatu. To był chyba najbardziej przyjemny pensjonat w którym do tej pory mieszkałem.

Kolejnym etapem naszego wyjazdu był szczyt Nemrut Dag. Z Goreme były organizowane dwu lub trzydniowe wycieczki, ale kosztowały 150$ od osoby. Zresztą przejazd zorganizowaną grupą, byłby zbyt prostym rozwiązaniem. Postanowiliśmy dotrzeć tam na własną rękę. W ciemno poszliśmy na dworzec i od razu trafił nam się autobus do Kayseri. Jechał w kierunku wschodnim, więc uznaliśmy, że nam pasuje. Mieliśmy nadzieję, że potem znajdziemy połączenie dalej. Autobus był trochę gorszy niż zwykle – nie było telewizji oraz ciasteczka. 

W ciągu godziny dotarliśmy do Kayseri. Tu okazało się, że najbliższy autobus do Kahty, która znajduje się w pobliżu szczytu, będzie dopiero po północy. Mieliśmy ponad osiem godzin czasu. Zostawiliśmy bagaże na dworcu i udaliśmy się do miasta. Byliśmy chyba jedynymi turystami i wywoływaliśmy spore zainteresowanie miejscowych. Jakaś kobieta bardzo podniesionym głosem mówiła coś do Mariusza. Chyba chodziło o to, że jest w krótkich spodniach i wywołuje zgorszenie – Kayseri jest bardzo konserwatywnym, muzułmańskim miastem. Miejscowi mężczyźni chodzili w długich spodniach, a wszystkie kobiety miały chusty na głowie. Co jakiś czas zaczepiały nas dzieciaki i usiłowały być naszymi przewodnikami. Jeden przyczepił się na prawie godzinę i nie chciał nas opuścić.

Obejrzeliśmy główny meczet, fort oraz stary karawanseraj. Potem poszliśmy odpocząć w pobliskim parku. Tu znowu atakowały dzieciaki, które tym razem chciały wyczyścić nasze obuwie. Nie wiem jak wyglądałyby moje buty z sympatexu wysmarowane czarna pastą.

Powoli zbliżał się wieczór, udaliśmy się więc w kierunku dworca. Po drodze zatrzymaliśmy się w herbaciarni. Był to lokalny salon w którym spotykali się mężczyźni i grali w gry karciane. Kobiety chyba nie miały prawa wstępu. Miło było posiedzieć w męskim gronie i popatrzeć jak Turcy spędzają wolny czas. Było tam trochę obskurnie, więc wypiliśmy herbatkę i poszliśmy na dworzec autobusowy.

Na dworcu powitała nas kakofonia dźwięków. Kilka niezależnych zespołów grało na bębnach i piszczałkach, a pasażerowie tańczyli na peronach. Gdzieniegdzie powiewały tureckimi flagami. Czy trafiliśmy na rozruchy? Na szczęście okazało się, że tańce były z okazji... poboru do wojska. Rodziny oraz przyjaciele żegnali w ten sposób swoich chłopców. Dudnienie bębnów i tańce trwały przez cały wieczór.

Po północy pojawiliśmy się na “naszym” peronie. Autobusu jeszcze nie było, mimo że zostało tylko kilka minut do odjazdu. Nieliczne osoby, które znały angielski, nie potrafiły udzielić informacji, skąd może odjeżdżać autobus do Kahty. Zaczęliśmy się niepokoić – noc na tureckim dworcu autobusowym byłaby ciekawym doświadczeniem, aczkolwiek woleliśmy tego nie sprawdzać. Tym bardziej, że nie chcieliśmy marnować czasu z krótkiego urlopu. Szybko pobiegłem do okienka naszego przewoźnika, który poinformował, że nastąpiła zmiana peronu. Została tylko minuta do odjazdu, a Mariusz czekał z bagażami na drugim końcu dużego dworca. Sprintem pobiegłem po niego i potem na właściwy peron. Tam już stał autobus i szykował się do odjazdu. Tylko... nie do Kahty! Co tu było grane? Poleciałem po następną konsultację do informacji – nie ma problemu, autobus pojedzie z tego peronu, tylko ma opóźnienie. Dlaczego tego wcześniej mi nie powiedział? Nie musiałbym trenować sprintu z kilkunasto kilogramowym plecakiem. Z półgodzinnym opóźnieniem o 01:00 wyjechaliśmy do Kahty.

26.08.98 Kahta – Nemrut Dag

O 8:00 rano dotarliśmy do Kahty. Po okolicy widać było że znajdujemy się w mniej doinwestowanej części Turcji. Tutaj był odpowiedni azjatycki klimat. Na dworcu dowiedzieliśmy się, że najbliższy publiczny środek transportu w stronę szczytu będzie dopiero o 16:00. Ale żebyśmy potem nie myśleli, że nie dbają tutaj o turystów, od razu oferowano nam minibus, który od razu mógł nas zawieźć za ... 10mlnLT (40$) od osoby! Po targowaniu cena spadła “tylko” do 7mlnLT. To była lekka przesada. W pobliżu było biuro turystyczne. Może w nim dowiemy się jak dostać się w kierunku szczytu. Niestety, było zamknięte, mimo iż od pół godziny powinno być otwarte. Postanowiliśmy jeszcze chwilę poczekać i przy okazji zjeść śniadanie na chodniku przed wejściem do biura.

W czasie śniadania obok nas zatrzymał się minibus. Był chyba powiązany z hotelami, które znajdują się w pobliżu szczytu - ich nazwy były umieszczone na karoserii. Kierowca oferował nam wycieczkę po okolicy tylko za 15mnlLT od osoby. Za przejazd do hoteli żądał tylko po 5mln. Byliśmy jednak zdecydowani dotrzeć tam na własną rękę. Po chwili pojawił się szef biura. Potwierdził, że jedynym najbliższym środkiem komunikacji w stronę Nemrut Dag jest minibus o 16:00, a cena jaką proponował kierowca jest rozsądna. Cena ta w trakcie tej rozmowy spadła już do 4mln od osoby, ale podjęliśmy już decyzję – jedziemy autostopem. Już nie chodziło o pieniądze, ale o samą przyjemność podróżowania. Dokończyliśmy śniadanie. Szef biura jak przystało na Turka był gościnny i poczęstował nas herbatką. Delektowaliśmy się nią siedząc na chodniku i przypatrywaliśmy się życiu na ulicy. Wywoływaliśmy duże zainteresowanie, zwłaszcza wśród dzieciaków, które biegały wokół nas i krzyczały "Hello!". Interesująca była zabawka jednego z nich. Była to deskorolka zrobiona z desek i łożysk kulkowych.

Po posiłku poszliśmy na drogę prowadzącą w kierunku Nemrut Dag. Nie zdążyliśmy postawić plecaków i już złapaliśmy pierwszy samochód. Dojechaliśmy nim do skrzyżowania tuż obok wioski Narince. Stąd było już “tylko” 24km do szczytu. Skierowaliśmy się w stronę wioski. Nagle z pobliskich domostw wyskoczyła chmara dzieciaków. Nie znaliśmy ich zamiarów. W grupie tej był chłopak mniej więcej w naszym wieku. Okazało się, że był Czechem. Zauważył nas przez okno i pomyślał, że z takimi słowiańskimi gębami to być może jesteśmy jego rodakami. Dużo się nie pomylił. Powiedział, że rodzina u której się zatrzymał zaprasza nas na herbatę. Byli to Kurdowie. 

Herbata okazała się sporym posiłkiem z chlebem, oliwkami, serem i jajkiem podanymi na dużej, metalowej tacy. To jest dopiero gościnność. Dookoła nas zebrała się cała rodzina, a na honorowym miejscu siedział stary Kurd. Czech, tak jak i my również był w podróży. Przez Kaukaz wjechał do Turcji. Teraz wracał ze szczytu i udawał się na południe Turcji. Po posiłku pożegnaliśmy się, zrobiliśmy pamiątkowe fotki i poszliśmy dalej. Przechodząc przez wioskę otoczeni znowu byliśmy przez dzieciaki. Posiadały wspaniałe zabawki - samochody i inne pojazdy zrobione z drutu. Pomysłowość dzieci, gdy nie stać ich na "normalne" zabawki, jest bardzo duża. Zaraz za wioską złapaliśmy minibus. Okazało się, że jechali nas na sam szczyt. Zaskoczyło nas, że po dojechaniu na miejsce oczekiwali zapłaty. Ale kosztowało nas to tylko 2mlnLT za dwie osoby.

Nemrut Dag Nemrut Dag fot. Jacek Dymek
Na szczycie były resztki monumentalnych posągów bogów greckich oraz perskich. Tutaj mieszały się obie starożytne kultury. Na samym szczycie usypany jest 50 metrowy kopiec z kamieni. Podobno w środku jest grobowiec, ale nikt go jeszcze nie zbadał.

Zastanawialiśmy się, czy nocować na szczycie, czy w hotelach 7km poniżej. Było dopiero południe więc do zachodu mieliśmy sporo czasu. Poza tym słońce prażyło niemiłosiernie, nie można było znaleźć skrawka cienia i prawie nie mieliśmy drogocennej wody. Postanowiliśmy zejść na dół. Od razu złapaliśmy okazję – dwa Land Rovery w których francuska rodzina zwiedzała Bliski Wschód. Podwieźli nas do hotelu. W pierwszym była dość wygórowana cena 5mlnLT za dwójkę bez możliwości targowania. Udałem się na poszukiwanie czegoś tańszego. Nawet udało mi się znaleźć za 3mlnLT. W tym momencie chyba dostałem szoku termicznego. Jakby nie było, spędziłem kilka godzin w gorącym słońcu na wysokości 2000mnp. Bardzo chciało mi się pić i czułem olbrzymie zmęczenie. Na szczęście przy hotelu było źródełko czystej, krystalicznej wody. Wróciłem do pierwszego hotelu, gdzie czekał Mariusz. Kilometrowy spacer był wyjątkowo męczący. Zjadłem kolację i poszedłem spać.

27.08.98 Nemrut Dag - Adiyaman

Rano czułem się już bardzo dobrze. Nie licząc przypalonej skóry od słońca na Nemrucie. Spakowaliśmy się i udaliśmy na 7km spacer z plecakami w kierunku głównej drogi. Po drodze wzbudzaliśmy zainteresowanie dzieciaków, którzy z czystej ciekawości i dla własnej satysfakcji obrzucali nas małymi kamieniami. Nie było to sympatyczne, ale na szczęście zaraz za wioską dali nam spokój. Przy głównej drodze, na skrzyżowaniu odpoczęliśmy w pobliskiej jadłodajni. Bardzo szybko złapaliśmy samochód do Narince. Przy okazji kierowca zafundował nam coca-colę. Potem trafiliśmy na autobus do Kahty. Okazało się, że autobus akurat nie był w trasie i kierowca nawet nie chciał pieniędzy za przejazd! Poszliśmy na drogę w kierunku Adiyaman. 

W pobliskim małym markecie kupiliśmy prowiant na drogę. Byliśmy mile zaskoczeni, kiedy po zakupach sprzedawca wyszedł do nas na ulicę i poczęstował nas herbatą. Po chwili przyniósł coś w rodzaju naleśników. Dobrze, że są jeszcze miejsca na świecie, gdzie ludzie są tak gościnni. Przez godzinę usiłowaliśmy złapać jakiś transport w kierunku Adiyaman, ale minibusy które nas mijały zawsze były pełne. Udaliśmy się więc na dworzec autobusowy. Dobrze zrobiliśmy, bo minibusy wyjeżdżały z dworca nie o określonej godzinie, tylko kiedy były zajęte wszystkie miejsca. W końcu wyjechaliśmy z Kahty i dojechaliśmy na dworzec autobusowy w Adiyaman. Zamierzaliśmy udać się do Antakii. Niestety, połączenia były niekorzystne, a nie chcieliśmy całego dnia spędzać na bezczynnym czekaniu na transport. Zastanawialiśmy się jaki kierunek obrać? Czy na południe i wschód - tereny biedne, ale jeszcze nie skomercjalizowane i poza tym dość egzotyczne? Czy też nas zachód - popularne miejsca ze znanymi turystycznymi atrakcjami? Za niecałą godzinę mieliśmy autobus do Stambułu. Podjęliśmy szybką decyzję - odbijamy na zachód i jedziemy do Stambułu. Być w Turcji i nie widzieć Stambułu?

Wykorzystaliśmy krótką przerwę w podróży i w pobliskiej knajpce kupiliśmy kebaba zawijanego w gazetę. To było jedno z najbardziej ostrych dań które do tej pory jadłem. Jakby było za mało ostre, sprzedawca podał nam jeszcze ostre papryczki do zagryzania oraz winogrona.

28.08.98 Stambuł

Bękitny Meczet Bękitny Meczet fot. Jacek Dymek
Po kilkunastogodzinnej nocnej jeździe około południa dojechaliśmy do Stambułu. Autobus zajechał na dworzec Harem, który znajduje się w azjatyckiej części miasta. Tutaj wsiedliśmy na prom i dopłynęliśmy do dzielnicy Sirkeci. Jesteśmy znowu w Europie. Stąd był kawałeczek do dzielnicy z hotelami. Po pół godzinnym wyszukiwaniu wybraliśmy w miarę porządny hotel (4mln). Miał czysty pokój, a okna nie wychodziły na ruchliwą ulicę.

Stambuł to była prawdziwa europejska metropolia. Zwiedzanie zaczęliśmy od świątyni Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu.

Byliśmy trochę zmęczeni nocną jazdą, więc wczesnym wieczorem wróciliśmy do hotelu i poszliśmy spać.

29.08.98 Stambuł

Hagia Sophia Hagia Sophia fot. Jacek Dymek
Cały dzień poświęciliśmy na zwiedzanie. Obejrzeliśmy kryty bazar oraz okolice Błękitnego Meczetu. Tak naprawdę, mimo tego że Stambuł był bardzo interesujący, to o wiele bardziej odpowiadał nam klimat wschodniej Turcji. Ale sami zdecydowaliśmy gdzie pojechać.

Wieczorem poszliśmy na kolację. Wybraliśmy restaurację Can Restaurant, która była polecana w przewodniku. W środku było gorąco, więc wybraliśmy miejsca na ulicy. Stolik stał metr od torowiska tramwajowego. Miało to swój klimat, a dania były naprawdę pyszne. Ciekawe było, że kelner wystawiał rachunek na podstawie tego, co znalazł na talerzu.

30.08.98 Stambuł

Trzeci dzień leniwego zwiedzania. Wyprowadzamy się z hotelu, zostawiamy w nim bagaże i idziemy do miasta. Zwiedzamy Pałac Topkapi. Wieczorem udajemy się na główny na dworzec autobusowy – ten już naprawdę był wielkości lotniska. Wybraliśmy losowo jedną z kilkudziesięciu firm przewozowych i kupiliśmy bilety do Selcuku. Tam znajdują się ruiny Efezu. Wieczorem wyruszyliśmy w drogę.

31.08.98 Selcuk

Biblioteka w Efezie Biblioteka w Efezie fot. Jacek Dymek
Ale trafiła nam się firma przewozowa. Autobus zaglądał do każdej wiejskiej dziury. Zamiast ośmiu godzin o których było mówione, gdy kupowaliśmy bilety, jechaliśmy trzynaście. Na szczęście jechaliśmy nocą więc nie zmarnowaliśmy całego dnia.

Zatrzymaliśmy się wbrew zasadom, w pierwszym napotkanym pensjonacie. Właścicielem był miły, sympatyczny staruszek. Znał nawet kilka słów po polsku i nie miał złych wspomnień o polskich turystach. Odświeżyliśmy się i od razu udaliśmy się do Efezu, który znajduje się kilka kilometrów za miastem. Ruiny rzeczywiście robią wrażenie. Obszar na którym się znajdują jest bardzo duży. Spędziliśmy tam ponad dwie godziny.

Ulice Efezu Ulice Efezu fot. Jacek Dymek
Wróciliśmy do miasta i szukaliśmy knajpki, aby zjeść kolację. Znaleźliśmy jedną obok dworca autobusowego i poprosiliśmy o menu. Oczekiwaliśmy normalnego spisu z cenami, a tu kelner przyniósł nam... talerz na którym pokazywał próbki tego co mają do jedzenia. Tak nas to rozbawiło, że od razu zamówiliśmy danie.



01.09.98 Selcuk

Tego dnia postanowiliśmy się obijać. Pojechaliśmy na plażę w pobliżu miasta Kusadasi kilka kilometrów od Selcuku - morze Egejskie zaliczone. Wieczorem Mariusz spotkał znajomych z Poznania. Polecili nam wyjazd do Pammukale. Powoli kończył nam się pobyt w Turcji i nie mieliśmy konkretnych planów na dalszą drogę, więc postanowiliśmy skorzystać z ich rady.

02.09.98 Pammukale

Pammukale Pammukale fot. Jacek Dymek
Rano udaliśmy się na dworzec autobusowy. Między trzema kompaniami rozpoczęła się o nas wojna. Mieliśmy do wyboru trzy autobusy, które odjeżdżały w ciągu pół godziny. Jeden z nich stał na peronie, więc pomyśleliśmy, że skoro już jest, to jest to gwarancja, że na pewno się nie spóźni. Kupiliśmy więc bilety i chcieliśmy wsiąść do autobusu. Niestety, autobus jeszcze “na chwilę” jechał do hotelu po gości. Chwilka ta trwała godzinę. Inne autobusu dawno już wyjechały. Mieliśmy przynajmniej okazję do opieprzania obsługi za taki numer, a facet z innej kompanii nabijał się z nas, że wybraliśmy tak kiepską linię. Autobus jednak jechał szybko i w południe byliśmy już w Pammukale. 

Na miejscu przeżyliśmy atak naganiaczy z hoteli. Był to już koniec sezonu więc walczyli o każdego klienta. Cena spadła do 1mlnLT za osobę! Wiedzieliśmy jednak, że spokojnie znajdziemy coś za 1,5mlnLT za dwie osoby. I rzeczywiście. Jakiś facet rzucił cenę za 1,5mnlLT i wygrał przetarg. Jak na tą cenę, warunki były super. Pokoje były duże i czyste i dodatkowo mieliśmy basen. To był nasz najtańszy i jednocześnie najlepszy hotel na tym wyjeździe.

Wodne tarasy Wodne tarasy fot. Jacek Dymek
Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy na słynne białe, wapienne tarasy. Z daleka wyglądały jak góry pokryte puszystym śniegiem. Powstały one dzięki wypływającej wodzie o dużej zawartości wapna. Wszędzie, gdzie ona przepływała – nawet kamienie i trawę – pokrywała białym, twardym nalotem. Widok ten został wykorzystany w filmie "Odyseusz" F.Coppoli. Tam białe tarasy były wyspą amazonek. Dookoła nas było pełno rosyjskich wycieczek, które babrały się w wodzie. My też skorzystaliśmy z nietypowego, naturalnego prysznica.

Po południu poszliśmy coś zjeść. W porównaniu z cenami noclegów, ceny jedzenia były zaskakująco wysokie. Znaleźliśmy dość tanią knajpkę. To, że była tania, wynikało z wielkości posiłków - obiad mieścił się na talerzach śniadaniowych. To był nasz najmniejszy obiad, ale wcale nie mieliśmy zamiaru kupować tutaj następnej porcji.

03.09.98 Antalya

Rano poszliśmy na mały przystanek autobusowy. Kupiliśmy bilety i punktualnie wyjechaliśmy do Antalii, W godzinach południowych dotarliśmy do celu. Zaraz przy wyjściu dworca trafiliśmy na dolmus, który udawał się w kierunku centrum miasta. Niestety, mieliśmy pecha i trafiliśmy na taki, który miał bardzo dziwną, pokręconą trasę. Przypominała ona zygzak o amplitudzie kilku kilometrów z pętelkami. Do centrum jechaliśmy ponad godzinę. Na początku podróży tą samą trasę, ale w drugą stronę pokonaliśmy w ciągu 15 minut. Ciągle nie możemy przystosować się do tego, że dla ludzi w Azji czas nie ma dużego znaczenia.

Noc spędziliśmy w pensjonacie, do którego trafiliśmy pierwszego dnia w Turcji.

04.09.98 Antalya – Berlin - Poznań

Na lotnisko można dostać się tylko taksówką. Chcieliśmy pokombinować i pojechać dolmusem w kierunku Adany. Potem należy wysiąść przy drodze prowadzącej na lotnisko i przejść około 1,5km. Byliśmy jednak zbyt zmęczeni i dociążeni pamiątkami więc wybraliśmy taksówkę. Po targowaniu taksówkarz zgodził się zawieźć nas za 2,5mlnLT. Bez problemu trafiliśmy na lotnisko. Nastroje na lotnisku nie były wesołe, bo dzień wcześniej rozbił się szwajcarski samolot. Z tego powodu samoloty miały dodatkowe kontrole i prawie wszystkie loty były opóźnione. Z godzinnym opóźnieniem wylecieliśmy z Antalayi i wylądowaliśmy w Berlinie.

Jacek Dymek, Poznań 2001

słowa kluczowe: termin: 20.08.1998 - 04.09.1998
trasa: Berlin, Antalya, Goreme, Kayseri, Kahta, Nemrut Dag, Adiyaman, Stambuł, Selcuk, Pammukale, Antalya, Berlin.

Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!






  • Opublikuj na:
Informuj mnie o nowych, ciekawych artykułach zapisz mnie!
Przeczytałeś tekst? Oceń go dla innych!
 0 / 5 (0)użyteczność tego tekstu, czyli czy był pomocny
 0 / 5 (0)styl napisania, czyli czy fajnie się czytało
Łączna liczba odsłon: 11828 od 5.11.2004

Komentarze

Liczba komentarzy: 2
Otdrwm

tadalafil liquid canadian cialis and healthcare red ed pill

Zkgdqq

antihistamine nasal spray canada best allergy over the counter doctor prescribed allergy medication

Dodaj swój komentarz - bo każdy ma przecież coś do powiedzenia...

Nie jesteś zalogowany. Aby uprościć dodawanie komentarzy oraz aby zdobywać punkty - zaloguj się

Imię i nazwisko *
E-mail *
Treść komentarza *



Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone