lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Baku  
Pola naftoweokolice Baku, Azerbejdżanfoto: Indigoprimeźródło: Wikimedia Commons
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
Booking.com

Najnowsze artykuły

Flames of... Baku

Top of the top - Iran!

Oman - to zdecydowanie więcej niż jedyne państwo na literę "O".

Nepal - My first time

e-Tourist Visa do Indii - wyjaśniamy szczegóły

Stambuł z zupełnie innej perspektywy

Cud w indyjskiej Agrze na miarę drugiego Taj Mahal

Do Mongolii bez wizy

Muktinath (Jomsom) Trekking - profil wysokości i statystyka

Bezpłatne wycieczki po Dosze dla pasażerów Qatar Airways

Do Indonezji bez wizy

Wiza do Indii wydawana już na lotnisku?

Poznaj Azję Centralną oglądając animowane filmy

Co wiesz o Azji Centralnej?

Bilet na indyjski pociąg tylko na 60 dni przed odjazdem?

Turkish Airlines poleci do Kathmandu!

In pictures: India votes in world's biggest election

‘Here we go again’: Women fearful in wake of Sydney attack

Top three stripped of medals in Beijing half marathon

Why a deluge of Chinese-made drugs is hard to curb

Can TikTok's owner afford to lose its killer app?

Chinese cities sinking under their own weight

Stabbed Australian bishop forgives alleged attacker

The West says China makes too much. Its workers disagree

Biden calls for tripling tariffs on Chinese metals

Watch: Volcano in Indonesia spews lava and smoke

US calls for calm after officials say Israeli missile hit Iran

What we know about Israel's overnight attack on Iran

Bowen: Crisis shows how badly Iran and Israel understand each other

Attack sends message to Iran but Israelis divided over response

Blasts heard in central Iranian province Isfahan

US again warns Israel against Rafah offensive

Flurry of attacks heightens Israel-Hezbollah fears

Iran morality police arrest dead protester's sister, family says

US and UK extend sanctions against Iran

Dubai airport delays persist after UAE storm

Miasta Azji

 Katmandu

warto zobaczyć: 14
transport z Katmandu: 3
dobre rady: 21

wybierz
[opinieCount] => 0

 Jerozolima

warto zobaczyć: 9
transport z Jerozolima: 3
dobre rady: 12

wybierz
[opinieCount] => 0

 New Delhi

warto zobaczyć: 23
transport z New Delhi: 2
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Hua Shan

warto zobaczyć: 8
transport z Hua Shan: 3
dobre rady: 18

wybierz
[opinieCount] => 0

 Xi'an

warto zobaczyć: 10
transport z Xi'an: 2
dobre rady: 19

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pokhara

warto zobaczyć: 9
transport z Pokhara: 1
dobre rady: 9

wybierz
[opinieCount] => 0

 Szanghaj

warto zobaczyć: 18
transport z Szanghaj: 1
dobre rady: 37

wybierz
[opinieCount] => 0

 Tajpej

warto zobaczyć: 22
transport z Tajpej: 11
dobre rady: 39

wybierz
[opinieCount] => 0

 Stambuł

warto zobaczyć: 38
transport z Stambuł: 2
dobre rady: 40

wybierz
[opinieCount] => 0

 Pekin

warto zobaczyć: 27
transport z Pekin: 5
dobre rady: 60

wybierz
[opinieCount] => 0

Powiadomienia

Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu

Dołącz do nas!


 
 
  •  Azerbejdżan
     kursy walut
     AZM
     PLN
     USD
     EUR
  •  Azerbejdżan
     wiza i ambasada
    Azerbejdżan
    ambasada w Polscetak
    wymagana wizatak
    wiza turystyczna jednorazowego wjazdu ważna od 3 dni do 1 miesiąca, cena: 60 Euro, czas oczekiwania na wizę: 14 dni roboczych
    Najmniejsza
    prowizja w Polsce!
    97 zł Tryb normalny (do 15 dni roboczych) sprawdź szczegóły

Azerbejdżan 2003

środa, 27 paź 2004
  • dotyczy:  

Wieża Dziewicza w Baku Wieża Dziewicza w Baku fot. foto: Piotr
Pomysł na taką wycieczkę przyszedł mi do głowy na początku roku. Zastanowiło mnie dlaczego nikt, albo prawie nikt nie jeździ na Zakaukazie. W sieci relacji bardzo mało, trudno znaleźć współtowarzyszy. Po długich poszukiwaniach i zmianach terminu z wiosennego na letni udało się w końcu wyprawę rozpocząć. Tym razem tylko we dwójkę - ja i poznana przez internet Ania. Miałem zamiar trochę pochodzić po wysokich górach i w związku z tym synusia nie zabrałem. Żałowałem potem wielokrotnie. Z Anią spotkaliśmy się w Terespolu - widzieliśmy się po raz drugi w życiu, ale o dziwo przez następne trzy tygodnie dogadywaliśmy się nieźle. Tak mi się przynajmniej wydaje.
 
Pociągiem do Brześcia i dalej do Moskwy. Tu czekały już na nas Asia i Ewa z napisem "Piotrek Bułacz". Też do tej pory się nie znaliśmy, a mimo tego powitały nas bardzo serdecznie - nawet odtańczyły powitalny taniec. Dobrze, że miałem dzięki Magdzie - siostrze Asi - możliwość skontaktowania się z życzliwymi dziewczynami, które nie dość, że nas przenocowały to jeszcze uraczyły pysznym spaghetti. Jak się okazało spotkanie tak wspaniałych ludzi już na początku wyprawy dobrze rokowało i przez trzy tygodnie spotykaliśmy tylko takich.
Próbowaliśmy jeszcze znaleźć fotografa, bo inteligentnie zapomniałem zabrać fotografii do wiz. Mieliśmy jedynie wizę do Armenii załatwioną w ambasadzie w Warszawie za 50 USD. Pozostałe postanowiliśmy załatwiać po drodze. Mieliśmy jeszcze bilety z Moskwy do Baku, które Ania kupiła w Polsce za 100 USD na głowę. I tyle mieliśmy. No może jeszcze trochę gotówki i dobre humory.
 
Fotografa nie znaleźliśmy, ale za to zrobiliśmy sobie uroczy, nocny spacer przez Plac Czerwony i do mieszkania dziewczyn wzdłuż rzeki Moskwy. W Moskwie od kilku dni lało, ale akurat na czas naszego spaceru deszcz zrobił sobie przerwę. 

Resztki hammamu w Quba Resztki hammamu w Quba fot. foto: Piotr
Następnego dnia, obudziwszy niestety "przy okazji" nasze dobrodziejki o 7 rano, pojechaliśmy taksówką na lotnisko Szeremietiewo 1. Odprawa przebiegła bez problemu i dość szybko zapakowaliśmy się do samolotu wypełnionego Azerami. Samolot szybko wzniósł się ponad deszczowe chmury, które po pewnym czasie rozwiały się. Mogliśmy oglądać rozległe tereny południowej Rosji z ośnieżonymi szczytami Kaukazu na horyzoncie, a później także Morze Kaspijskie. Zataczając koło nad Baku obejrzeliśmy liczne platformy wiertnicze na morzu. 

Na lotnisku małe zaskoczenie - zamiast marnego autobusu, do których już zdążyłem się przyzwyczaić, nowoczesne rękawy do samolotu i całkiem przyjemna odprawa. Nie było problemów z wizami. Wprawdzie nie miałem zdjęć, ale wystarczyło ksero z paszportu ze zdjęciem, a tych zrobiłem kilka. Wizę dostaliśmy od ręki , oczywiście po wypełnieniu formularza i zapłaceniu 40 USD. Zdziwiło mnie nieco, że najpierw musieliśmy iść do odprawy paszportowej, potem po wizę i znów po stempel. Na szczęście długo to nie trwało.

Meczet w Quba Meczet w Quba fot. foto: Piotr
Pieniądze można wymienić na lotnisku bez problemu. Wzięliśmy zatem kilkadziesiąt tysięcy manatów ( 1 USD = 4850 manatów ) i pojechaliśmy marszrutką nr 118 za 1000 manatów w kierunku centrum. Busik dowiózł nas do metra. Kupiliśmy żetony za 250 manatów (czyli kilkanaście groszy), zjechaliśmy pod ziemię i pojechaliśmy na stację 28 maja. Po krótkim zastanowieniu się doszliśmy do wniosku, że pojedziemy od razu na północ kraju i dalej metrem udaliśmy się na stację 20 stycznia, skąd odjeżdża większość dalekobieżnych autobusów. Nie czekaliśmy ani chwili, ponieważ byliśmy ostatnimi pasażerami marszrutki odjeżdżającej do Qusar. Zapłaciliśmy 10000 man. i ruszyliśmy na północ. Początkowo krajobrazy nieciekawe - zardzewiałe słupy, rury, płoty a wokół pustynia. Jedynie widoki na morze po lewej stronie mogły się podobać. Gdy odbiliśmy w stronę lądu, zaczęło się robić zielono. Do ośnieżonych szczytów jednak nie dojechaliśmy.

Wysiedliśmy już późnym popołudniem w Quba. Dworzec autobusowy jest oddalony nieco od centrum i w towarzystwie Ramina, który niestety po rosyjsku rozumiał niewiele, przespacerowaliśmy się do hotelu. Chociaż nie wiem czy określenie "hotel" w pełni oddaje charakter miejsca do którego doszliśmy. Nad drzwiami napis " SAH DAG". Na parterze okien za dużo nie było, ale my na szczęście pokój dostaliśmy na piętrze i nawet z umywalką, a co ważniejsze z wodą. Cóż był to jedyny hotel w miasteczku. Najważniejsze , że było gdzie spać za 31000 man. Czasami nie można być wybrednym. 

Meczet w pałacu szacha Szirwanu Meczet w pałacu szacha Szirwanu fot. foto: Piotr
Zostawiliśmy bagaże, recepcjonista-emeryt spisał nasze dane i wyszliśmy pozwiedzać. Po przejściu przez park doszliśmy w dół do mostu nad rzeką dzielącą miasteczko na dwie części. Bardzo dzielącą. Po jednej stronie, tam gdzie nasz hotel mieszkają muzułmanie, a po drugiej mniejszość żydowska. Ta część nazywa się Krasnaja Svoboda. Problemów chyba nie ma. Mieszkańcy mili w obu częściach. Jedynie powitanie różne. Za rzeką wszyscy pozdrawiali nas "szalom", a przed mostem "salam". Weszliśmy na wzgórze, ale na zarośnięty trawą żydowski cmentarz nie udało się wejść. Wszystkie bramy zamknięte, a przez płot nie mieliśmy śmiałości. W sumie przez ten płot można było co nieco obejrzeć.

Mieszkańcy bardzo mili, interesowali się skąd jesteśmy, pozdrawiali nas. Raz nawet usłyszeliśmy po polsku "Niech Bóg da zdrowie". Miejsca gdzie można by zjeść kolację szukaliśmy dość długo. W końcu przy parku, nieco po schodach w stronę mostu trafiliśmy do małej knajpki. Wesoły szef kuchni zaserwował nam sałatkę, słony ser (chyba owczy), zapiekane ziemniaki z cebulą i dla mnie żeberka baranie. Najedliśmy się do syta. Początkowo właściciel mówił, że za darmo, ale w końcu wziął od nas 10000 man.
Z pełnymi brzuchami zwiedziliśmy jeszcze muzułmańską część miasta. Weszliśmy do zrujnowanego hammamu - łaźni z XIX wieku. Obejrzeliśmy mały meczet. A dzień zakończyliśmy sącząc smaczne piwko w miejskim parku, gdzie spędza czas większość męskiej części mieszkańców. Grają w domino, backgammon, dyskutują. Luz typowy dla krajów leżących na południe od Polski.

Stary dworzec Stary dworzec fot. foto: Piotr
Po wczesnej pobudce i marszu do dworca złapaliśmy autobus do Siyazan za 4000 man. Tu mieliśmy czekać na autobus do turbazy Qala Alti, ale zdecydowaliśmy się na piękną czerwoną ładę żiguli za jedyne 10000 man. Droga po krótkim odcinku zrobiła się tak dziurawa, że stwierdziłem, iż łady to jednak samochody terenowe. Wzdłuż drogi poustawiane były lasy pracujących niewielkich pomp wiertniczych, lasy słupów elektrycznych, którymi dostarczano energię do małych silników pomp a dodatkowo wszędzie plątanina rur odprowadzających wydobyte paliwo do przepompowni i dalej do Baku. Już wiem dlaczego to miasto tak się nazywa.

Świątynia Zoroastriańska w Suraxani Świątynia Zoroastriańska w Suraxani fot. foto: Piotr
Jechaliśmy tak około 16 km aż dojechaliśmy do bramy ośrodka sanatoryjnego. Zakupiliśmy chleb za 2000 man., zostawiliśmy plecaki w piekarni i zaczęliśmy wspinaczkę do górującej nad wioską perskiej twierdzy Cirax Qala z V wieku. Najpierw za ośrodkiem w lewo, a potem przez las w prawo. Wycieczka niezbyt długa, ale dość wyczerpująca - cały czas stromo pod górę. W sumie w ciągu 2 godzin weszliśmy, poleżeliśmy chwilę na słoneczku i zeszliśmy z powrotem. Ruiny można porównać do ruin zamku w Olsztynie. W obu miejscach za dużo nie zostało do oglądania. Widoczki na okolicę bardzo przyjemne.

Podobno autobus powrotny miał być dopiero o 16, więc zamiast czekać 4 godziny zaczęliśmy schodzić w stronę morza z postanowieniem złapania stopa. Mieliśmy szczęście - po 20 krokach na tym bezludziu podjechał starszy Azer niebieską limuzyną niewiele młodszą ode mnie. Nawet nie wiem jaka to była awtomaszyna. Trochę do wołgi podobna. Dowiedzieliśmy się, że jedzie wprost do Baku. Rewelacja. Po drodze dość intensywnie konwersowałem po rosyjsku, gdy Ania, znacznie lepiej znająca ten język, smacznie spała. Prędkość naszej taksówki była niestety odwrotnie proporcjonalna do wieku i odcinek około 120 km jechaliśmy ponad 2 godziny. A słońce grzało z przodu trochę za ostro. Na koniec Azer powiedział mi swoją mądrość życiową, że najlepiej to mieć rozum, bo wtedy żyje się łatwiej.

Budynek rządowy w Baku Budynek rządowy w Baku fot. foto: Piotr
Po 14 byliśmy w stolicy Azerbejdżanu w samym centrum. Zapłaciliśmy za podwiezienie 30000 man. i udaliśmy się do ogromnego hotelu Azerbejdżan zapytać o noclegi. Gdy usłyszeliśmy, że chcą 20 USD za dobę na głowę, chcieliśmy wyjść, ale recepcjonista zaproponował zniżkę i po dość długich targach zeszliśmy do ceny 24 USD za dwie osoby za dwie doby. Pokoik po "SAHDAGU" w Qubie rewelacyjny. Czyściutko, łazienka piękny widok na morze i nawet TV. Szkoda tylko, że w łazience nie było światła i wody, ale recepcjonista zapewniał, że do wieczora wszystko będzie działać.

Po drodze z Qebele do Saki Po drodze z Qebele do Saki fot. foto: Piotr
Poszliśmy zatem zwiedzać. Wzdłuż morza, niestety dość zanieczyszczonego, przeszliśmy w kierunku starego miasta. Najpierw weszliśmy na "Wieżę Dziewiczą". Jedna z teorii głosi, że była tu Zoroastrińska świątynia i że wieża istniała tu już ponad 2500 lat temu. Aktualnie wewnątrz 30 metrowej wieży mieści się muzeum a z góry można obejrzeć rozległą panoramę Baku. Wstęp na wieżę kosztuje 5000 man dla innostrańców, ale my zapłaciliśmy 3000.

Ponieważ trochę zgłodnieliśmy, poszliśmy do polecanej w przewodniku knajpki "El Kafesi". Obiad pod drzewem figowym - całkiem przyjemnie. Ja zjadłem kurczaka, frytki i sałatkę ogórkowo - pomidorową, a Ania musiała zadowolić się jajkiem sadzonym. Wegetarianie na wczasach mają trochę trudniej. Posileni przeszliśmy na Plac Fontann, obok zniszczonego ormiańskiego kościółka i Mc Donalda (nawet tu W obrębie murów w Saki stoi cerkiew zamieniona na muzeum W obrębie murów w Saki stoi cerkiew zamieniona na muzeum fot. foto: Piotr
trafili), potem wzdłuż licznych kamieniczek z początków ubiegłego wieku. Zajrzeliśmy też do kafejki internetowej, gdzie łącza z polskimi serwerami działały bez większych opóźnień. Obejrzeliśmy jeszcze budynek rządowy nieopodal naszego hotelu - taki pałac kultury bez wieży w środku, ale mnie bardzo się podobał. Był głównym obiektem fotografowanym przeze mnie w Baku. Po powrocie do hotelu i małej interwencji mieliśmy wodę, światło i widoki na piękne sztuczne ognie nad morzem z okazji święta powołania prezydenta przed 10 laty do rządzenia krajem. Kraj muzułmański to i zwyczaje też - już za życia prezydent ma liczne portrety i pomniki na ulicach. I wszyscy muszą go kochać.

Pobudka była według czasu polskiego. Jeszcze nie do końca przyzwyczailiśmy się, że tu zegarki są przesunięte o trzy godziny do przodu. Wstaliśmy zatem o 10. W końcu byliśmy na wakacjach. Pierwszą sprawą, którą mieliśmy do załatwienia były wizy gruzińskie. Wprawdzie można je podobno dostać na granicy azersko-gruzińskiej, ale tylko w Krasnym Moście, a my chcieliśmy wjechać do Gruzji bardziej na północy. Ambasada została niedawno przeniesiona i aktualnie znajduje się na Starym Mieście niedaleko "Wieży Dziewiczej". Bez żadnych problemów dostaliśmy formularze wizowe, konsul osobiście przedstawił nam cennik zależny od okresu i faktu czy wiza ma być jedno- czy wielokrotna. Wybraliśmy oczywiście najtańszą, chociaż wcale taka tania nie była - 70 USD za dwa tygodnie. Ciekawe czy takie wydatki zawdzięczamy naszemu MSZ? Umówiliśmy się po odbiór paszportów około 13 i poszliśmy spacerować po ciasnych urokliwych uliczkach Starego Miasta. 

Doszliśmy do piętnastowiecznego Pałacu Szacha średniowiecznego państwa Shirvan. Wstęp 5000man. obejrzeliśmy meczet, dziedziniec, grobowce, a resztę obejrzymy następnym razem. Teraz trwają tu intensywne prace renowacyjne z funduszów UNESCO. Za rok ma być zrobione.

Widoki po drodze do Lazy Widoki po drodze do Lazy fot. foto: Piotr
W odróżnieniu od Starego Miasta ulice dzielnicy Boom Town pełne są hałasujących samochodów. Warto jednak przejść się tu i pooglądać kamienice. Doszliśmy aż do dworca kolejowego. Obejrzeliśmy nieczynny stary dworzec oraz stojący obok nowy i trzeba było wracać po wizy. Po drodze jeszcze daliśmy się wciągnąć do sklepiku z dywanami. Niestety pomimo doskonałej komunikacji ze sprzedającym - mówił płynnie po angielsku nie udało się wytargować okazyjnych cen. Trochę szkoda, bo dywaniki były śliczne, ale z drugiej strony trzeba byłoby nosić je na plecach przez resztę wyprawy. Kupiłem jedynie ozdobny nożyk na ścianę do domu za 10 USD. Paszporty były gotowe punktualnie.

W pobliżu dworca wsiedliśmy do marszrutki 84 by dojechać do Suraxani. Znajduje się tam podobno jedna z pierwszych świątyń Zoroastriańskich ze świętym wiecznym ogniem. Razem z nami jechały 3 Koreanki i wesoły autobus Azerów, mających radochę z prób nawiązywania rozmowy przez jedną z Koreanek. My zaprzyjaźniliśmy się z trójką szesnastoletnich chłopaków, którzy postanowili zostać naszymi przewodnikami. Zaprowadzili nas oni do Ateshgah - świątyni z VI wieku. 

Dzisiejsze zabudowania datowane są jednak na XVIII wiek. Ale święty ogień palił się tu już 1500 lat temu. Zoroastrianie przybyli tu z Indii i budowali świątynie w miejscach gdzie z ziemi wydobywał się gaz, po zapaleniu którego ogień palił się wiecznie. Okazało się że miał się palić wiecznie. Intensywna eksploatacja gazu doprowadziła do znacznego obniżenia się jego pokładów i wieczny ogień zgasł. Teraz pali się gaz z rurociągu.

Regionalne stroje w Lazie Regionalne stroje w Lazie fot. foto: Piotr
Chłopaki chodzili z nami po komnatach wypełnionych śmiesznymi figurami przedstawiającymi czcicieli ognia. Obeszliśmy również mury po dachach, a przy pożegnaniu chciałem dać miłym Azerom przynajmniej na piwo, ale stwierdzili oni, że jesteśmy gośćmi w ich kraju i pieniędzy od nas nie wezmą.

Postanowiliśmy jeszcze obejrzeć Baku z morza i wypłynęliśmy stateczkiem na półgodzinny rejs za jedyne 2000man. Na koniec dnia sprawdziliśmy jeszcze pocztę i odebrałem prośbę z Polski o sprawdzenie połączeń promowych do Turkmenistanu. Do przystani promowej miałem niedaleko. Urządziłem więc sobie mały spacer. Na pytanie o prom do Turkmenistanu usłyszałem, że dzisiaj jest. "A jutro" zapytałem nieśmiało. "Przyjdź jutro, na razie nie wiadomo" Okazuje się, że nie ma rozkładu jady. Promy płyną jak płyną, trzeba się dowiadywać na bieżąco.
 
W hotelu niespodzianka. Brak wody. Ania była zła. Ja poszedłem spać bez żadnej złości, w końcu na ósmym piętrze może zabraknąć czasem wody.

Pobudka radosna. Jest woda w kranie. Zebraliśmy się szybko i około 7 byliśmy w drodze na dworzec. Tu to jeszcze prawie noc. Dojechaliśmy na stację 20 stycznia i zapakowaliśmy się do marszrutki do Qebele za 15000man. Plecaki przywiązano na dachu i całą drogę słyszeliśmy walące w dach paski. 

Krajobraz ponownie początkowo pustynny jak w Maroku. Bardzo szybko jednak gdy ujrzeliśmy na horyzoncie góry, wzdłuż których jechaliśmy, wszędzie pojawiło się mnóstwo zieleni. Prawdopodobnie spływające z ośnieżonych szczytów Kaukazu rzeki nawadniają obficie glebę. 

Kaukaz w Azerbejdżanie Kaukaz w Azerbejdżanie fot. foto: Piotr
Dziurawą drogą, trochę podsypiając dojechaliśmy do Qebele. Tu od razu dowiedzieliśmy się, że autobus do Lazy opisywany w przewodniku nie kursuje już od dawna. Myśleliśmy aby zostawić plecaki w Qebele, ale w końcu stwierdziliśmy, że może przenocujemy przy górach. Początkowo kierowca pięknego łaza żądał 30000man za podwiezienie 8 km, ale w końcu ustaliliśmy, że dostanie 30000 jeśli przywiezie nas nazajutrz z powrotem. Jadąc po "drodze" do Lazy mijaliśmy łady żiguli i byłem coraz bardziej pełen podziwu dla tych samochodów. Droga tragiczna, ale krajobraz w miarę posuwania się w głąb doliny coraz piękniejszy. Szerokie koryto rzeki, teraz dość skromnej, pasące się owieczki i wspaniałe szczyty Kaukazu. 

Droga skończyła się w wiosce tuż przy posterunku azerskich pograniczników. Poprosili nas do siebie. Dowódca zaczął oglądać nasze paszporty i kiwając głową zaczął przepisywać do zeszytu wszystkie kraje, w których dotychczas byliśmy. Miał co pisać. Siedzieliśmy około godzinki, poczęstowali nas herbatą, podyskutowaliśmy i cały czas czekaliśmy. Za bardzo nie wiem na co. Może na kasę z naszej strony, a może gdzieś nas sprawdzali w centrali. Po godzince dowódca stwierdził niestety, że w góry nas puścić nie może, bo to strefa pograniczna i trzeba mieć specjalną przepustkę z Baku. Możemy spacerować ale w drugą stronę od posterunku. 

Tak też zrobiliśmy, tyle tylko, że w drugą stronę była droga do Qebele. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, zrobiliśmy sobie nawet zdjęcia, szkoda że ich aparatem. Naszym nie pozwolili. Sfotografowałem za to trochę gór i kobiety, które w tej wiosce wszystkie nosiły czerwone ubrania - jedyne regionalne stroje jakie w ciągu 3 tygodni widzieliśmy. Zapłaciliśmy za przejazd połowę kwoty tzn. 15000 man. Wśród pięknych okoliczności przyrody wróciliśmy zatem 8 km pieszo do Qebele w ramach zaprawy przed górskimi wędrówkami. Nie było już autobusów dalej na zachód i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy jechać dalej wynajętą ładą - 50 000man. za przejazd do Saki około 80 km. Widoki na Kaukaz po drodze cały czas rewelacyjne.

Wypas owiec na 2500m n.p.m. Wypas owiec na 2500m n.p.m. fot. foto: Piotr
Po małych problemach związanych z błędną orientacją geograficzną planu miasta w przewodniku znaleźliśmy hotel "Saki" w centrum miasta. Trudno nie znaleźć poradzieckiego bloku - jedynego w okolicy. Pokoje za 60000 man. w dość wysokim standardzie - prysznic, gorąca woda. Zamiast oglądać zachód słońca musieliśmy się zadowolić zwiedzaniem miasta przy zachmurzonym niebie. Dobrze, że nie padało. Największa atrakcja turystyczna miasteczka - pałac szacha niestety zamknięty z powodu remontu pod patronatem UNESCO. Nie najlepszy okres na zwiedzanie Zakaukazia sobie wybraliśmy. Obejrzeliśmy zatem dwa meczety i piękny hotel "Karavanseraj". Niestety za drogi na nasze kieszenie. 

Po drodze zagadnęli nas tubylcy. Usiedliśmy na ławeczkach przy szkole szachistów i po krótkim czasie pełno było wokół nas miłych ludzi. Poczęstowali nas herbatą i tutejszą, bardzo słodką chałwą, z której Saki słyną. Ludzie bardzo narzekali na sytuację w państwie. Bezrobocie powyżej 60%, pieniądze z ropy trzyma klika prezydenta. Dużo krytycznych słów padało też pod adresem Ormian, którzy podobno niesłusznie roszczą sobie prawa do wielu ziem ich sąsiadów. Nastroje były dość bojowe. Wg naszych rozmówców pokojowe rozwiązania są niemożliwe. Prędzej czy później dojdzie ponownie do wojny i Ormianie mają szczęście, że pomagają im Rosjanie. 

Mieliśmy zamiar następnego dnia jechać do Zaqatali, ale mili Azerowie powiedzieli nam, że piękne tereny na górskie wycieczki znajdują się nieopodal. W dawnej poradzieckiej turbazie Marchala startuje w góry droga, a na dole można zjeść, a nawet potańczyć.

Tak wygladała impreza z zewn±trz Tak wygladała impreza z zewn±trz fot. foto: Piotr
Z samego rana czekaliśmy na marszrutkę nr 15 do Marchali, ale w końcu za 5000man. daliśmy się namówić na taksówkę. Kierowca zawiózł nas do samego kompleksu wypoczynkowego. Znajduje się tu jeziorko, kilka knajpek, hotelików, gra muzyczka a przy ścieżkach spacerowych pobudowano sztuczne wodospady. Ogólnie bardzo przyjemnie. Mówili nam poprzedniego dnia, że na górę jest droga, którą można wjechać samochodami terenowymi na wysokość ok. 2500m. Nieco zdziwiliśmy się gdy po minięciu jeziorka z lewej strony droga zamieniła się w wąską ścieżkę i trzeba było przedzierać się między gałęziami. Doszliśmy jednak do wniosku, że wejdziemy na górę od drugiej strony.

Początkowo szło się bardzo przyjemnie, ale po pewnym czasie ścieżka zamieniła się w zbocze pokryte drobnymi kamyszkami. Pomimo ostrzeżeń Ani, że to się będzie obsuwać widząc szczyt tuż przed sobą stwierdziłem, że chyba damy radę. Dopiero gdy byłem w połowie stromego odcinka zrobiło się niebezpiecznie. Kamyszki przy każdym kroku zaczęły się obsuwać powodując małe kamienne lawinki. Na szczęście Ania była znacznie niżej. Zdecydowaliśmy, że wracamy. Ania powoli zeszła w dół, a ja przeczołgałem się w bok chwytając się drobnych roślinek aż do lasku, gdzie już łatwiej było zejść w dół. Człowiek uczy się całe życie.

Wróciliśmy do Marchali i tu już po zasięgnięciu języka bez problemu znaleźliśmy po prawej stronie jeziorka szeroką drogę w górę. Drogą była zrobiona dla samochodów, więc zataczała szerokie łuki i była dość długa. Najpierw szliśmy wśród lasów bukowych, a później ponad nimi. Po 2 godzinach doszliśmy do przełęczy, z której rozpościerał się cudny widoczek. Na trawce pasły się konie a tle ośnieżone szczyty Kaukazu. Położyliśmy się by nieco odpocząć, a po chwili słysząc beczenie owiec poszedłem kilka kroków dalej. Dwóch Azerów właśnie doiło owce. Oczywiście podszedłem pogadać i od razu zaprzyjaźniłem się z Tofikiem - szefem interesu. Uspokoił on swojego psa zdziwiony, że podszedłem do nich nie bojąc się go. Prawdę mówiąc nie wiedziałem, że te psy, bo było ich kilka, takie niebezpieczne.

Kaukaz z daleka Kaukaz z daleka fot. foto: Piotr
Tofik pokazał nam jak iść do źródła, gdyż woda właśnie się nam skończyła i zaprosił po powrocie do swojego namiotu. Doszliśmy zatem do źródełka z wyśmienitą, bardzo zimną wodą. Po powrocie okazało się, że Tofik ma już więcej gości. Przyjechały "szyszki" ładą nivą. Podobno był wśród nich nawet burmistrz miasteczka Saki. Postanowili urządzić sobie piknik w górach. Przy okazji my też skorzystaliśmy. Goście pojeździli konno i wrócili na wyżerkę. W międzyczasie Tofik zarżnął baranka i przyrządzał zupę i szaszłyki. Ogolnie trafiła się nam lepsza impreza - baranina, sałatki, pyszny ser, chlebek, kefir, piwko i nawet wódeczka. 

Ci ludzie opowiadali całkowicie inne historie o Azerbejdżanie. Mówili, że jest wspaniale, ludzie mają pracę, prezydent jest wspaniały. Tylko nie wiem czemu bardziej wierzyłem moim wczorajszym, biedniejszym rozmówcom. Z bardzo pełnymi brzuchami, pożegnawszy się z gospodarzem, pomaszerowaliśmy w dół. Znów mieliśmy szczęście. Gdy minęliśmy kompleks turystyczny i uciekł nam przed nosem autobus jadący z Kisza podjechali młodzi ludzie ładą i zabrali nas pod sam hotel pomimo, że musieli się cisnąc w 7 osób.

Wyjechaliśmy z Saki do Zaqataly autobusem o 9 rano. Pomimo iż stan autobusu wskazywał na powolne tempo, to dość szybko - po 2 godzinach byliśmy na miejscu. Niestety pogoda spłatała nam figla. Chcieliśmy pojechać do wioski Car i wybrać się na cały dzień w góry, ale te spowite były nisko wiszącymi, ciężkimi, deszczowymi chmurami. Podjęliśmy więc szybką decyzję o kontynuowaniu podróży do Gruzji. Zwiedziliśmy jeszcze szybko miasteczko. Obeszliśmy główny plac z ratuszem. Wygonili nas z dużego meczetu. Zjedliśmy obiad w przydworcowej knajpie - ja zupę piti (mięso, groch i woda), a Ania jajko.

Marszrutka zawiozła nas do Balakan za 4000man, a tu szybko złapaliśmy ładę do granicy za 4000man od osoby. Pierwszym punktem odprawy było badanie lekarskie. Pierwszy raz w życiu się z tym spotkałem. Pan doktor zmierzył nam temperaturę, a potem wyjął dziwny aparat i zaczął mierzyć promieniowanie. U mnie w normie, ale Ania przekraczała normę prawie dwukrotnie. Dopiero przy drugim pomiarze ledwo zmieściła się w normie. Powołując się na przyjaźń byłych sojuszników z czasów ZSRR i pewną solidarność zawodową lekarz zwolnił nas z opłaty za badanie. Byliśmy 5 USD do przodu. Dalej odprawa celna i paszportowa przebiegły bez większych problemów - dostaliśmy stempelki i weszliśmy na most po którym wkroczyliśmy na terytorium Gruzji ........

słowa kluczowe: termin: 2003
trasa: Brześć, Moskwa, Baku, Quba, Baku, Qebele, Saki, Balakan

Latasz samolotami? Chcesz dowiedzieć się ile godzin spędziłeś łącznie w powietrzu? Jaki pokonałeś dystans i ile razy okrążyłeś równik? Do jakich krajów latałeś i jakimi samolotami...? Zobacz nową funkcjonalność transAzja.pl: Mapa Podróży
Narzędzie pozwala na zapisanie w jednym miejscu zrealizowanych podróży lotniczych, naniesienie ich tras na mapie oraz budowanie statystyk. Wypróbuj już teraz!






  • Opublikuj na:
Informuj mnie o nowych, ciekawych artykułach zapisz mnie!
Przeczytałeś tekst? Oceń go dla innych!
 0 / 5 (0)użyteczność tego tekstu, czyli czy był pomocny
 0 / 5 (0)styl napisania, czyli czy fajnie się czytało
Łączna liczba odsłon: 13556 od 27.10.2004

Komentarze

Liczba komentarzy: 3
tom

Polskie dziedzictwo w Azerbejdżanie, trailer projektu:
https://www.youtube.com/watch?v=Ht03oIIJmkA

Rada Miejska w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=8PoY5a17tCQ

Dom Aga-Bały Gulijewa w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=9XkRCTgOe8E

Dawny Biurowiec Rotszyldów w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=rfmoDNSmNyM

Rezydencja Rylskich w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=DKRRihA8XQ8

Dawna Szkoła dla Dziewcząt Muzułmańskich w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=lmemU1za4ik

Teatr Kukiełkowy w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=g8S2vO3TnNQ

Pałac Ismailija w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=ROnta4pQSzg

Pałac Muchtarowa w Baku na filmie z drona:
https://www.youtube.com/watch?v=tPvkcXqFGDc

Rncxrl

order cialis cialis 5mg brand buy generic ed pills

Bygbkm

best allergy pills for adults prescription strength allergy meds allergy pills over the counter

Dodaj swój komentarz - bo każdy ma przecież coś do powiedzenia...

Nie jesteś zalogowany. Aby uprościć dodawanie komentarzy oraz aby zdobywać punkty - zaloguj się

Imię i nazwisko *
E-mail *
Treść komentarza *



Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone